Reprezentacja Francji podobnie, jak Polska przechodzi zmianę pokoleniową. W zespole Didiera Deschampsa przebiega to jednak zdecydowanie łagodniej, choć nowy zestaw personalny Francji wciąż nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Ostatnio bardzo mocno zawodził Kylian Mbappe, który przed październikowym zgrupowaniem nabawił się problemów zdrowotnych. W związku z tym selekcjoner swojego kapitana na mecze z Izraelem oraz Belgią nie powołał. Cios za cios we Wrocławiu. Zaciekłe starcie sąsiadów, oto nowy lider grupy W związku z tym, oraz zakończeniem reprezentacyjnej kariery przez Antoine'a Griezmanna trzeba było wybrać nowego kapitana. Wybór padł na środkowego pomocnika Realu Madryt Aureliena Tchouameniego, który z tego zaszczytu był bardzo dumny. W swoim pierwszym meczu w tej roli poprowadził kolegów z boiska do wygranej 4:1 z Izraelem, choć wynik może być nieco mylący, bo takiej dominacji z pewnością nie było. W kolejnym starciu na Francję czekało zdecydowanie większe wyzwanie. Francja lepsza w hicie Ligi Narodów. Polacy kluczowi Drużyna Didiera Deschampsa musiała bowiem zmierzyć w Brukseli z Belgią, która w poprzedniej kolejce zremisowała 2:2 z Włochami. Patrząc na tabele, był to najprawdopodobniej mecz o to, kto powalczy z Włochami o miejsce w fazie finałowej Ligi Narodów. Na papierze zapowiadało się więc niesamowite widowisko, w którym swoją rolę mogli odegrać także Polacy, a konkretnie Tomasz Kwiatkowski i Paweł Pskit, a więc arbitrzy, którzy zasiadali w sali VAR. Tak też się faktycznie stało. Od pierwszych minut tempo gry na murawie narzucali Belgowie, a Francuzi starali się jedynie przeciwstawiać rywalom. To udawało się do czasu. W 20. minucie od krycia urwał Llois Openda. Belg był faulowany w polu karnym przez Williama Salibę, ale sędziowie zauważyli spalonego. Tego zweryfikowali Polacy na VARZE i Belgowie wykonywali rzut karny. Do piłki podszedł kapitan Tielemans i fatalnie spudłował, a futbolówka poleciała metr nad bramką. Wielkie kontrowersje w europejskim klasyku. Debiut marzeń, potęga na kolanach W 35. minucie z kolei z piłką w polu karnym Belgi znaleźli się goście. Ta turlała się gdzieś pod nogami obrońców i ostatecznie łokciem zablokował ją Faes. Sędzia wskazał na rzut karny. "Jedenastkę" wykorzystał pewnie Kolo Muani i choć Francuzi nie pokazali do tego momentu nic, to prowadzili. Belgowie ani myśleli jednak o składaniu broni, wręcz przeciwnie. Ruszyli do kolejnych ataków i swój cel osiągnęli. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry gola strzelił Openda, a sędziowie znów widzieli spalonego. Tego zweryfikowali Polacy z pomocą technologii i do przerwy mieliśmy 1:1. W drugą połowę zdecydowanie mocniej weszli goście. Francuzi od pierwszego kopnięcia atakowali rywali i szukali gola na 2:1. Najpierw znaleźli go za sprawą Manu Kone, ale wówczas sędzia dopatrzył się ręki Muaniego. Kilka minut później już wątpliwości nie było. Piłka dośrodkowana przez Digne trafiła właśnie na głowę snajpera "Trójkolorowych" i ten wpakował ją do siatki, zachowując się w polu karnym, jak bardzo dobry napastnik. Na 15 minut przed końcem czerwoną kartkę obejrzał Tchouameni i pojawiła się iskierka nadziei dla gospodarzy. Ta nie została jednak odpowiednio wykorzystana i czas po kartce dla kapitana Francji wręcz wyparował. Belgowie stwarzali sobie jakieś okazje, ale Maignan nie był zmuszony do seryjnych interwencji. Wynik 2:1 dla gości oznacza praktycznie, że w grze o finały Ligi Narodów pozostali z tej grupy już tylko Francuzi i Włosi. Mecz między tymi zespołami zakończy rywalizację w grupie i wydaje się, że to właśnie wtedy rozegra się ostateczna bitwa o miejsce w najlepszej czwórce.