W ostatnich latach własne ściany sprzyjają gdańszczanom, którzy nad morzem po raz ostatni - w rozgrywkach ligowych - przegrali z Lechem Poznań w sezonie 2015/2016 (od tego czasu trzy zwycięstwa oraz remis). Mecze tych zespołów w Gdańsku są pewnego rodzaju gwarancją przynajmniej jednego trafienia. Żeby znaleźć bezbramkowy remis na pięknym gdańskim stadionie, trzeba cofnąć się do 22 października 2011 roku. Wtedy pierwszy raz "Kolejorz" zawitał na nowy obiekt. Bramek nie było, lecz dogodnych sytuacji naprawdę nie brakowało. Był czas, kiedy Lechia kompletnie nie radziła sobie w starciach z Lechem i biało-zielonym nie pomagał nawet doping publiczności - trzy porażki z rzędu od 10.08.2014 do 29.11.2015 (w poniedziałek z wiadomych względów nie będzie nawet wsparcia kibiców). Niemoc gdańszczan w końcu została przerwana i dobra seria trwa . Podopieczni Piotra Stokowca zajmują szóste miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. Na pierwszy rzut oka nie jest źle, jednak gra zespołu znacznie odbiega od oczekiwań. Piłkarze co prawda próbują konstruować akcje ofensywne, jednak nie zawsze piłka wpada do siatki. Tydzień temu drużyna z Trójmiasta przegrała na wyjeździe z Piastem (0-2). Błędy w defensywie zaowocowały golami dla gliwiczan, a gdańszczanie nie potrafili odpowiedzieć choćby kontaktowym trafieniem, a okazje ku temu były. Z ust trenera Piotra Stokowca oberwało się m.in. sędziemu Tomaszowi Kwiatkowskiemu. - Uważam, że sędzia chyba tylko w wiadomy dla siebie sposób obrał taką dziwną linię prowadzenia tego spotkania. Nie umiem tego wytłumaczyć, było to dla mnie bardzo dziwne - skomentował szkoleniowiec po ostatnim gwizdku w Gliwicach. Więcej powodów do zmartwień mają jednak Lechici. "Kolejorz" nie przynosi wstydu w trudnej grupie fazy grupowej Ligi Europy, lecz w zmaganiach PKO Ekstraklasy zawodzi. Inaczej nie da się ocenić odległego jedenastego miejsca. Ewentualna porażka w Gdańsku może nieść za sobą duże konsekwencje. A mianowicie takie, że czołowe drużyny uciekną i ciężko będzie w dalszej części rozgrywek ich ścigać. To tzw. mecz o sześć punktów, również niezwykle istotny dla gospodarzy, którzy chcą gonić podium. Piłkarzem łączącym te dwa kluby jest Grzegorz Wojtkowiak. 36-latek w tej chwili reprezentuje drugoligowe rezerwy Lecha. Nie ukrywa, że Dariusz Żuraw ze swoimi zawodnikami powinien być wyżej w tabeli. - Lech zaczął sezon bardzo dobrze, ogólnie wygląda dobrze, może w lidze rzeczywiście jest nieco pod kreską. Głównie dlatego, że traci głupie bramki. Trzeba otwarcie powiedzieć, że te błędy z meczów z Legią i Rakowem spowodowały stratę punktów i krytykę. Być może piłkarze stracili trochę pewności siebie, bo one jednak padają zbyt łatwo - ocenił w czwartek w wywiadzie dla Interii. Wojtkowiak został piłkarzem Lechii w styczniu 2015 roku. W koszulce tego klubu wystąpił w 78 meczach, strzelił trzy gole i dołożył do tego dorobku siedem finalnych podań. W tym samym czasie dołączył Sebastian Mila, a także Jakub Wawrzyniak. - Gdy pojawiła się propozycja z Gdańska sprawdziłem skład Lechii, przy piłkarzach było wiele flag krajów z całego świata. Za dużo trochę. Wylądowało tu za dużo samolotów. Jedni wysiadali - drudzy wsiadali. Bardzo duża rotacja zawodników. Nie każdy się sprawdził. Kubę, Sebastiana i mnie sprowadzono po to, by Lechia łapała stabilność. Aby ci młodzi i nowi zawodnicy, którzy przychodzili mieli na kim się wzorować. By mieli autorytet, którego mogą słuchać i podpatrywać - podkreślił w rozmowie z lechiahistoria.pl. Lechia Gdańsk zmierzy się z Lechem Poznań w poniedziałek (30 listopada) o godzinie 18:00. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO BP Ekstraklasy