Ostatni raz Serbowie grali w stolicy 15 sierpnia. Podczas zakończonego bezbramkowym remisem spotkania towarzyskiego z Irlandią byli wyszydzani i obrażani przez 5000 rodaków na trybunach. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w czasie wrześniowego meczu eliminacyjnego do najbliższego mundialu w Nowym Sadzie. Wówczas podopieczni trenera Sinisy Mihajlovica, którzy pokonali Walijczyków 6-1, mogli liczyć na wsparcie i doping 15 000 fanów. Jak poinformował szkoleniowiec, on i jego zawodnicy wnioskują, by zaplanowana na 10 października potyczka z Belgami również odbyła się w tym mieście, a nie jak zaplanowano wcześniej w Belgradzie. - Mamy dość obrażania nas i grania w mieście, w którym to rywale są lepiej traktowani. Wygląda to tak, jakby oni grali u siebie, a nie my. Nie chcę dawać im takiej przewagi. Teraz decyzja należy do Belgów i UEFA - powiedział Mihajlović. Zaznaczył, że negatywne nastawienie kibiców ma duży wpływ na piłkarzy, zwłaszcza młodych. - Jeśli podczas kolejnego meczu w stolicy fani znowu będą przeciwko nam, to póki jestem trenerem, nie zagramy tam nigdy więcej. Jeśli sytuacja się poprawi, to nie mam nic przeciwko temu, by grać w Belgradzie częściej - zapowiedział trener, który selekcjonerem drużyny narodowej został w maju. Jeszcze dłużej z agresją ze strony serbskich fanów zmaga się Vladimir Stojkovic, który dwa lata temu został przez nich niemal zlinczowany przed meczem eliminacji Euro 2012 z Włochami w Genui. Wszystko z powodu zmiany przynależności klubowej. Bramkarz będący wcześniej zawodnikiem Crveny Zvezdy przeszedł do lokalnego rywala Partizana Belgrad. Z powodu zamieszek Stojkovic odmówił wówczas gry w spotkaniu z Italią.