Rodion Plaksa przed wojną grał w zespole FK Mariupol na pozycji napastnika. Zaledwie 20-letni piłkarz, choć w pierwszym zespole nie miał okazji grywać za często, ciągle miał szansę na rozwój oraz prawo myśleć o tym, że wkrótce wielki futbol stanie przed nim otworem. Marzenia i plany na przyszłość przerwał koszmar wojny w Ukrainie, która w jednej chwili przewartościowała wszystko, o czym do tej pory myśleli nasi wschodni sąsiedzi. Plaksa, gdy zaczęła się rosyjska napaść na jego ojczyznę, przebywał w Mariupolu. Od 5 marca w jego zespole nie wiedziano nic o losach piłkarza. Przewidywano, więc najgorsze. Niedawno portal Football24.ua opublikował jednak materiał, w którym 20-latek opowiada o koszmarze wojny. Stało się zatem jasne, że Plaksa żyje! "Myślę, że do końca życia nie będę mógł tego całkowicie zapomnieć. Wydarzenia w Mariupolu w Ukrainie są zbyt trudne do przetrawienia. Zwłaszcza, jeśli widzisz to wszystko na własne oczy" - powiedział młody sportowiec. Wojenny koszmar oczami Plaksy "Teraz jestem w stosunkowo bezpiecznym miejscu - w Odessie. Ale uczucie strachu mnie nie opuszcza. Dźwięk syreny przypomina nam, że w każdej chwili nad głową może eksplodować samolot lub bomba. Tutaj wydaje się spokojniej, ale od czasu do czasu słyszę też wybuchy. Ponadto informacja, że w pobliżu na morzu czają się rosyjskie statki, nie pozwala na odpoczynek" - dodał piłkarz. Wcześniej, w Mariupolu, 20-latek ukrywał się wraz ze swoją siostrą oraz jej zaledwie 4-letnim synem. "Z okna widzieliśmy eksplozje, słyszeliśmy strzały. Kiedy zapytał, co się dzieje, wyjaśniliśmy mu, że "źli wujkowie strzelają". Małe dzieci na ulicy także wiedziały, że jest wojna" - powiedział sportowiec, dodając, że jego blok cudem ocalał, bo Rosjanie celowali w sąsiednie budynki. Opowieść piłkarza z Mariupola jest kolejną dramatyczną relacją z wojny, którą przekazał ukraiński sportowiec. Czytaj też: Najwięksi rywale przesyłają kondolencje Cristiano Ronaldo