Miłosz Mleczko ma siedem lat. To już najwyższy czas, by do gry o jego przyszłość weszli futbolowi działacze. Chętkę na młodego polskiego bramkarza ma m. in. Manchester City. Wystarczył o, że syn byłego prezesa Ruchu Chorzów na turnieju w Słowacji rozegrał kilka dobrych meczów i wykazał się niespotykaną w tym wieku koordynacją ruchową. Równolatek Miłosza - Pedro Armenakas z Australii - zdążył już zaliczyć treningi w Barcelonie i Boltonie. Obserwowali go też wysłannicy Chelsea i Manchesteru Utd. Młodzi górą W świecie wielkiego futbolu takie zakusy na małolatów przestały dziwić. Nikt nie przejmuje się wydanym przez FIFA zakazem handlowania zawodnikami, którzy nie skończyli 16 lat oraz przyjmowania do akademii piłkarskich chłopców młodszych niż 8-letni. Szaleństwo na punkcie cudownych dzieci futbolu rozpoczęło się na początku dekady. W 2001 roku Barcelona kupiła za prawie 28 milionów dolarów Javiera Saviolę, którego sam Diego Maradona "namaścił" na swojego następcę. W ten sposób ówczesny 19-latek stał się najdroższym nastolatkiem w historii piłki nożnej. Nastolatki albo wręcz dzieci to główny punkt nowych planów strategicznych opracowanych przez menedżerów futbolowych potęg z Włoch, Hiszpanii czy Wysp Brytyjskich. Jeszcze 6-8 lat temu kluby wolały wykładać gigantyczne pieniądze na uznane nazwiska z dorobkiem (patrz casus Realu Madryt za kadencji prezesa Florentino Pereza). To wtedy za 29-letniego już Zinedine Zidane'a - najdroższego jak dotąd piłkarza globu - zapłacono aż 65 milionów euro! Teraz działacze doszli do wniosku, że lepszym i tańszym rozwiązaniem jest kupowanie piłkarskich młokosów, którzy mogą stać się gwiazdami jutra, a nawet pojutrza... Kot w worku Ale jak to w piłkarskim światku często bywa, nawet słuszne założenie szybko przeobraziło się w swoją karykaturę. Stąd transfery "zawodników", którym nie wypadły jeszcze wszystkie mleczne zęby lub płacenie astronomicznych kwot za nieukształtowanych jeszcze nie tylko piłkarsko potencjalnych geniuszy. - Młodziak dwa razy dobrze kopnie piłkę i już koło niego gromadzi się grupa pseudomenedżerów, którzy chcą na nim zarobić. Wszystkim obiecują złote góry, bo liczą na prowizję za sprzedaż zawodnika. Taka polityka nie sprzyja ani młodemu piłkarzowi, któremu potrzebny jest spokojny rozwój, ani klubowi, bo w rzeczywistości kupują kota w worku - ocenia Jan Tomaszewski, najlepszy polski bramkarz wszech czasów. Jednym z symboli takiej polityki jest Amerykanin Freddy Adu. Każdy krok tego 17-latka z Washington DC United przynajmniej od czterech lat pilnie śledzą wysłannicy najzamożniejszych klubów z Europy. Jest tylko kwestią czasu, kiedy Adu zasili jeden z nich. Taką drogą poszli już m.in. 13-latkowie: Brazylijczyk Nicao (PSV) i Lionel Messi z Argentyny (Barcelona) oraz jego 17-letni rodak Sergio Aguero (Atletico). Na początku roku cała Hiszpania emocjonowała się walką Barcy i Realu Madryt o mającego dopiero 14 lat juniora. Z kolei fani na Wyspach w tym samym czasie oglądali spektakl pod tytułem "transfer 16-latka za 12 milionów funtów". Główną rolę zagrał w nim Theo Walcott, który kilka miesięcy po tym, jak zasilił szeregi Arsenalu, dostał powołanie do reprezentacji Anglii na mundial. Selekcjonerowi nie przeszkadzało, że nadzieję brytyjskiej piłki widział jedynie na treningach. Nastolatek pod presją W ostatnich sezonach prym w procederze kupowania potencjalnych gwiazd bliższej i dalszej przyszłości wiedzie Chelsea, która tylko w te wakacje kupiła około dziesięciu zawodników poniżej 20. roku życia (najdroższy - 19-letni John Obi Mikel - kosztował 23 miliony funtów). Najzdolniejszych pozyskuje z niższych lig, ma też swoją szkółkę w Portugalii oraz umowy z wieloma klubami na całym świecie, które dają jej prawo pierwokupu bardziej utalentowanych wychowanków. - 14 lat to idealny wiek, żeby piłka nożna przestała być dla chłopaka tylko zabawą, a zaczęła być grą o poważną stawkę - wyjaśnia politykę Chelsea Brendan Rogers, który w klubie opiekuje się młodzieżą. Że ściąganie rodzących nadzieję młokosów się opłaca pokazał Arsenal Londyn. Jako jeden z najmłodszych zespołów w historii Ligi Mistrzów w ostatnim sezonie dotarł aż do finału tych prestiżowych rozgrywek. Maciej Cnota