W znakomitym filmie "Królowa Margot" w reżyserii Patrice’a Chéreau z Isabelle Adjani i Danielem Auteuilem jest porażająca scena, pokazująca wydarzenia z 1572 roku. W pewnym momencie, pod wpływem politycznej zachęty, przez Paryż przechodzi zabójczy impuls. Katolicy ruszają na ulice stolicy z nożami i siekierami, aby mordować hugenotów przybyłych na ślub Henryka z Nawarry. Dochodzi do nocy św. Bartłomieja, jednej z największych ulicznych rzezi w dziejach świata. Rzezi politycznej i religijnej. O tym, co stało się 1 lutego 2012 roku w Port Saidzie w Egipcie czasem mówi się jako o "piłkarskiej nocy św. Bartłomieja". Do tej tragedii nie doprowadził bowiem nieszczęśliwy wypadek. To była czysta premedytacja i czysta polityka oraz jej najbardziej mroczne oblicze. "Arabska wiosna" w Egipcie. Mubarak upada O "arabskiej wiośnie" mówi się, że rozpoczęła się w grudniu 2010 roku od pewnego zdarzenia na tunezyjskim rynku, gdy policjantka spoliczkowała jednego z nieposłusznych sprzedawców. Ten, upokorzony i pozbawiony środków do życia, publicznie się podpalił. To podpalenie było przyczyną pożaru, który objął całą północną Afrykę i Bliski Wschód. Także Egipt. Tu, począwszy od Dnia Gniewu, czyli od 25 stycznia 2011 roku, mieliśmy do czynienia z krwawo tłumionymi manifestacjami przeciwko rządom Hosni Mubaraka, prezydenta i de facto dyktatora egipskiego od 30 lat. Hosni Mubarak wysłał na protestujących wojsko i czołgi, za co zresztą potem stanął przed sądem (ten go z zarzutów oczyścił). Zapłacił strąceniem z urzędu. W lutym 2012 roku Egipt był już bez dyktatora, ale w samym środku wielkiego kryzysu politycznego, w którym władzę przejęło wojsko. Pod koniec 2011 roku, po serii niezwykle dramatycznych protestów na kairskim placu Tahrir, podczas których lała się krew, odbyły się tu wybory parlamentarne, które wygrało Bractwo Muzułmańskie i islamiści, przejmując władzę z rąk junty. Wiosną 2012 roku miał zostać wybrany nowy prezydent. Napięcie w Egipcie wzrosło do niewyobrażalnych rozmiarów. Al-Ahly ma najwięcej kibiców na świecie W styczniu 2013 roku podczas pobytu w hotelu w Kairze zadzwoniłem na recepcję. Zepsuł się bowiem klimatyzator, który akurat w warunkach egipskiej stolicy w środku zimy służył do ogrzewania pokoju. Temperatura spadała bowiem nocą do 10 stopni. Hotel przysłał do naprawy urządzenia młodego chłopaka imieniem Sayyed. Świetnie znał się nie tylko na naprawach, ale również na historii i piłce nożnej. Dobrze śpiewał, znał kilka języków, w tym angielski, francuski, niemiecki i portugalski. Ponieważ nosił na koszulce znaczek klubu sportowego, zapytałem go, komu kibicuje. - Al-Ahly - odpowiedział. - W Kairze i w większości Egiptu niemal wszyscy kibicują Al-Ahly. I dodał: - Ilu kibiców mają największe kluby w Polsce? Albo w Europie? - Nie wiem, FC Barcelona czy Real Madryt mają po 100-200 tysięcy socios. Wszystkich kibiców można by pewnie zliczyć na kilka milionów - odpowiedziałem. - A w Egipcie zespołowi Al-Ahly kibicuje 60 milionów ludzi, ponad połowa kraju. Kto wie, czy to nie największa rzesza w świecie - rzekł Sayyed. Al-Ahly całkowicie zdominował egipską piłkę klubową. Kairska drużyna zdobyła aż 42 tytuły mistrzowskie przy 14 mistrzostwach drugiego w tym zestawieniu Zamaleku. Reszta zespołów głównie z Kairu oraz Dolnego Egiptu to zupełne tło. Dość powiedzieć, że na 63 rozgrywki ligowe w Egipcie ekipa Al-Ahly oddała rywalom tylko 21. Przy tak ogromnym zainteresowaniu, jakie generował ten klub, stał się on nie tylko instytucją sportową, ale również platformą społeczną i polityczną. Powiadano, że właśnie Al-Ahly stało się ogniskiem zapalnym egipskiej rewolucji wymierzonej w Hosni Mubaraka. - To może przejdziemy się na mecz Al-Ahly? - spytałem, uznając, że wiedza o sporcie danego kraju jest elementem jego poznania i zwiedzania. Sayyed pokręcił jednak głową. - To niemożliwe. Od roku nie ma rozgrywek piłkarskich w Egipcie i nie wiadomo, kiedy będą. To zdumiało mnie zupełnie. Nie słyszałem wówczas o podobnej sytuacji, by jakiś kraj od roku nie organizował rozgrywek ligowych i to na czas nieokreślony! - Dlaczego? - Rozgrywki są do odwołania zawieszone po masakrze w Port Saidzie, do której doszło rok temu. Zginęło wielu ludzi, bardzo wielu - powiedział Sayyed. - Stadiony stoją puste, kluby nie trenują, piłkarze są bezrobotni, dziennikarze nie mają o czym pisać. Nie wiemy, co będzie dalej. Umówiłem się z nim na kolejny dzień, gdyż obiecał zaprowadzić mnie na stadion Al-Ahly. Znamienne, mieścił się on dość blisko osławionego placu Tahrir, miejsca krwawych zajść i egipskiej rewolucji. Placu mrocznego, którego przejście po zmroku jest możliwe tylko z mocno bijącym sercem. W 2013 roku skamieniałem podczas takiego marszu, gdy zobaczyłem wiszące na placu postaci na szubienicach. Dopiero, gdy podeszło się bliżej, można było zobaczyć, że to słomiane kukły odziane jak ludzie, z tabliczkami z wypisanymi hasłami, niemniej i tak robiło to ogromne wrażenie. Podobnie jak i stojąca przy stadionie Al-Ahly wielka tablica ze zdjęciami 72 kibiców. - To są ofiary tragedii w Port Saidzie - rzekł Sayyed. - To tam ci z Al-Masry wyłapywali kibiców Al-Ahly i mordowali ich czym popadło: nożami, płytami chodnikowymi, kamieniami. 72 osoby, tyle zginęło. Na tablicy widać twarze zmarłych kibiców, niektóre - bardzo młodych osób. Stadion klubu Al-Ahly, jak i niedalekiego Zamalek, a także stadiony wszystkich egipskich klubów zamknięte zostały na cztery spusty. Wszystko zamarło, cała egipska piłka nożna się zatrzymała. INTERIA SPORT EXTRA - CZYTAJ WSZYSTKIE WYJĄTKOWE TEKSTY "Przyjechaliście tu po swoją śmierć" 1 lutego 2012 roku zespół Al-Ahly jechał do Port Saidu na mecz z miejscową drużyną Al-Masry, by gonić w tabeli ekipę Haras El Hodoud z Aleksandrii i walczyć o ósmy z rzędu tytuł mistrzowski. W kraju wrzało. Zwolennicy rewolucji i obalenia Hosniego Mubaraka ścierali się ze zwolennikami obalonego dyktatora i wojskiem. W kraju panował chaos. Kair był epicentrum rewolucji, a Al-Ahly - soczewką skupiającą rewolucyjne przemiany w Egipcie. Port Said uchodził za ostatni bastion wyznawców Mubaraka. Tego dnia hasło "nie mieszajmy sportu z polityką" całkowicie zbankrutowało. Mecz Al-Ahly Kair z Al-Masry Port Said stał się polityczną wojną, a stadion piłkarski - areną walki o władzę i politycznych rozliczeń. Areną zbrodni, do której pchnęła ludzi polityka. Atak kibiców Al-Masry na liczną grupę fanów przybyłych do Port Saidu z Kairu w zasadzie nie miał związku z wynikiem czy przebiegiem meczu. Gospodarze i tak wygrali 3-1, ale natarcie wyglądało na starannie zaplanowane już przed meczem. Kibice Al-Masry nie znosili gości nie tylko dlatego, że są z innego miasta - stołecznego i że tak dominują w lidze. Nienawidzili ich też z przyczyn politycznych. Zamieszki rozpoczęły się na murawie, gdzie pobity został m.in. Manuel Jose, były szkoleniowiec Sportingu czy Benfiki Lizbona. Niemal 70-letni Portugalczyk nie zdołał w porę ewakuować się do tunelu. CZYTAJ TAKŻE: Nagrania z tragedii w Malang przerażają. Amnesty International interweniuje Miał szczęście. Przeżył. 72 kibiców Al-Ahly nie miało tyle farta. Pod wpływem nagłego natarcia przez murawę zaczęli oni uciekać w stronę bramy wyjściowej, ale ta z nieznanych powodów była zamknięta. Już tam zginęło sporo osób. Inni w panice przed agresorami spadali z trybun z dużej wysokości. Służby nie reagowały. Owa zamknięta brama była przyczynkiem do postawienia zarzutów organizatorom, a także służbom porządkowym i policji. Zarzutów dotyczących co najmniej zaniedbania obowiązków, aczkolwiek powszechnie uważano, że nie był to przypadek. Kairczycy uważali, że policja nie tylko była bierna w obliczu masakry, ale wręcz ułatwiała ją napastnikom, podobnie jak organizatorzy meczu. Byli świadkowie twierdzący, że rozdawała im broń. Twierdzili, że była to zaplanowana i metodyczna rzeź, a nie żaden wypadek. Potem kibice Al-Ahly mówili, że ci z Port Saidu krzyczeli do nich: "Przyjechaliście tu po śmierć, którą wam przygotowaliśmy!". Piłkarska noc św. Bartłomieja, po prostu. Już poza stadionem w Port Saidzie bowiem kibice Al-Masry wyłapywały fanów z Kairu i zabijali jednego po drugim czym tylko się dało - nożami, butelkami, kamieniami, płytami chodnikowymi. Fakt, że zdołali wnieść niebezpieczne narzędzia na stadion także skłaniał do stawiania zarzutów organizatorom. - Oni byli zwolennikami Mubaraka. Po prostu chcieli, by fani Al-Ahly zginęli, bo mieli inne poglądy polityczne. Albo przynajmniej nie mieli nic przeciwko temu. Policja także - mówi Sayyed. Rzeź trwała długo i pochłonęła 72 kibiców Al-Ahly, jednego fana Al-Masry i jednego policjanta. Łącznie 74 ofiary najstraszliwszej tragedii stadionowej w Egipcie i zarazem jedynej takiej rzezi o charakterze politycznym, a nie sportowym. Konsekwencje? Rozgrywki w Egipcie zostały zawieszone i wznowiono je dopiero w sezonie 2013/2014. Klub Al-Masry Port Said wykluczono z rozgrywek. Odwołane zostały całe władze piłkarskiej federacji i ligi, a także gubernator Port Saidu. Po roku, kilka dni po moim wyjeździe z Kairu, 21 ustalonych sprawców masakry stanęło przed sądem w Kairze, przed którym na ogłoszenie wyroku czekał tłum ludzi. Kraj wciąż wrzał, proces był jednym z symboli egipskiej rewolucji. Gdy wyrok zabrzmiał: Kairczycy zaczęli wznosić okrzyki radości i krzyczeć "sprawiedliwość!". W tłumie byli jednak także ludzie z Port Saidu. Raz jeszcze doszło do zamieszek i wielkiej ulicznej bitwy. Zginęły 22 kolejne osoby.