Zima jest w krajowej piłce specyficzną porą roku. Ligi nie grają, drużyny przygotowują do wiosennej rundy rozrywek, a w gabinetach prezesów i agencji menadżerskich trwają wielkie zbrojenia personalne. Oprócz ruchów na tu i teraz, myśli się również o przyszłości i letnim oknie transferowym. W piłce nożnej kontrakty są najczęściej ważne do końca czerwca, gdy kończą się rozgrywki, dlatego częstą praktyką jest podpisywanie już teraz umów, które wejdą w życie od 1 lipca. Takie rozwiązanie dopuszczają przepisy. Na stronie prawopilkarskie.pl czytamy, iż: “zawodnik może zawrzeć kontrakt z nowym klubem piłkarskim w trzech przypadkach: a) kiedy jego kontrakt z aktualnym klubem wygasł, lub b) kiedy jego kontrakt z aktualnym klubem wygaśnie w ciągu 6 najbliższych miesięcy, c) kiedy kontrakt z aktualnym klubem został rozwiązany na mocy pisemnego oświadczenia zawodnika i klubu piłkarskiego". Chciałem się zająć wytłuszczonym punktem b. Co chwilę dowiadujemy się o piłkarzach, którzy już teraz związują się kontraktem z nowym pracodawcą, od kolejnego sezonu, bez kwoty odstępnego dla dotychczasowego klubu. Najnowszy przykład to John Souttar, obrońca szkockiego klubu Hearts, który właśnie podpisał kontrakt z Rangers, ważny od 1 lipca 2022 r. Kibice z Glasgow się cieszą, ci z Edynburga pomstują, nazywając Souttara "szczurem" i "zdrajcą". Kwestionowane jest zaangażowanie z jakim obrońca będzie grał dla "Serc" do końca rozgrywek, zwłaszcza w meczach z Rangers i z najgroźniejszym ich rywalem do tytułu Celtikiem. Sytuacja zrobiła się toksyczna, w tej sytuacji nie ma wygranych. Nie znam Johna Souttara, ale musi przez najbliższe miesiące mieć bardzo grubą skórę, gdyż słowa, które usłyszy od kibiców własnej drużyny przez najbliższe miesiące, nie będą należeć do kulturalnych. Latem przyjdzie ukojenie, gdy na rachunek bankowy zacznie wpływać okrągła kwota, ale na razie za oknem leży śnieg. Piłka nożna. Przepisy transferowe wymagają zmian? Przenieśmy się na polski grunt, weźmy pod lupę klub, którym zajmuję się na co dzień. Lechia Gdańsk szlifuje właśnie formę na zimowym obozie na tureckiej Riwierze. W jej szeregach jest kilku zawodników, którym z końcem sezonu wygasają kontrakty z gdańskim klubem - wśród nich obrońca Mario Maloca i pomocnicy: Tomasz Makowski i Maciej Gajos. Mimo, że do teraz nie zdołali porozumieć się z Lechią co do dalszej współpracy i mogą już dziś związać się umową z dowolnym klubem, nikt sobie nie wyobraża, by tych zawodników odstawiać od składu. Są zbyt ważnymi ogniwami drużyny Lechii Gdańsk, a ich dotychczasowa postawa świadczy, że będą na boisku dawali z siebie wszystko do ostatniego dnia kontraktu. Działa to zresztą w dwie strony - im lepiej wyżej wymienieni zagrają tym lepsza będzie ich pozycja negocjacyjna w kolejnych miesiącach. Inaczej ma się sytuacja z Mateuszem Żukowskim, który zamiast w słonecznej Turcji, trenuje w Trójmieście z IV-ligowymi rezerwami gdańskiego klubu. Na teraz zostawmy czyja to wina, że Żukowskiego nie ma z pierwszą drużyną Biało-Zielonych w Larze. Pewnie, jak w życiu, prawda leży pośrodku. Z obozu piłkarza słychać, że to klub zerwał negocjacje, z drugiej strony, że żądania 20-letniego zawodnika były zbyt wygórowane. Nie jest moją intencją, rozstrzygać kto w tym sporze ma rację, "We will see, what time we will tell" - jak mawiał klasyk. Pewnie z czasem obie strony przedstawią swoje racje w mediach. Przykład "Żuka" ma pokazać, że obecne przepisy wymagają zmiany. CZYTAJ TAKŻE: Erling Haaland w FC Barcelonie Na dziś, jeśli nie znajdzie klubu, który wykupi go zimą, zapowiada się, że Żukowski spędzi rundę wiosenną w IV-ligowych rezerwach. Z wywiadu dla trójmiejskiej mutacji "Gazety Wyborczej" wynika, że ta sprawa mocno gryzie trenera Lechii, Tomasza Kaczmarka. Mateusz Żukowski odejdzie z Lechii Gdańsk? No, ale jeśli sam zawodnik nie wiążę przyszłości z klubem, trudno żeby klub wiązał z nim przyszłość i w niego inwestował. Zawodowy klub sportowy to nie tylko tu i teraz - to również następny sezon i jeszcze kolejne - Lechia woli stawiać na zawodnika, który jest związany z nią długoletnim kontraktem. Jakie są plusy tego, że zawodnik już dziś może związać się z ligową konkurencją kontraktem ważnym od nowego sezonu? Proszę mnie oświecić, bo ja nie widzę żadnych. Najbardziej stratny jest zawodnik, którego forma może ucierpieć przez najbliższe miesiące. Stratny jest też klub, który traci obiecującego piłkarza, w dodatku (poza ekwiwalentem za wyszkolenie) na nim nie zarobi. Agencja reprezentująca piłkarza? Też nie zyskuje, bo w jej interesie leży, by jej klient grał i był w jak najlepszej formie. Okej, powie ktoś, Lechia nie musiała zrywać negocjacji z Żukowskim. Jak pisałem wyżej - nie jest moją intencją rozstrzygać, kto jest winny tego, że 20-letni, utalentowany piłkarz nie szykuje się do rundy na możliwie najwyższym poziomie. Rozumiem rację obu stron i nie podejmuję się wskazać kto ma rację. Chodzi o to, by naświetlić głębszy problem - dziś Souttar i Żukowski, jutro przysłowiowy Johnson i Kowalski. I teraz z Polski wracamy na Wyspy Brytyjskie - konkretnie do Anglii. Tam już dawno poszli po rozum do głowy i podpisywanie kontraktów z nowym pracodawcą na sześć miesięcy przed upływem jest zabronione. Ten okres został skrócony do jednego miesiąca przed końcem rozgrywek, co oznacza, że kontrakty z nowym klubem można de facto zawierać dopiero po sezonie. Oczywiście dotyczy to jedynie kontraktów zawieranych z ligową konkurencją z Anglii - tylko tu może powstać konflikt interesów. Z tego samego powodu w ojczyźnie futbolu z automatu zabrania się występów przeciw drużynie, do której piłkarz jest wypożyczony. Jak widać lekka, ale jakże znacząca zmiana przepisów transferowych jest możliwa - to leży w gestii krajowych federacji. Wówczas, przysłowiowy Mateusz Żukowski poszedłby grać gdzie indziej od nowego sezonu, w dobrej formie, po wypełnieniu kontraktu z Lechią. Bo na dziś, jeśli jednak 5 lutego zagrałby dla Biało-Zielonych i w meczu z przysłowiowym Śląskiem Wrocław (z którym podpisałby obowiązujący od nowego sezonu kontrakt - to tylko przykład) nie trafi do pustej bramki w dogodnej sytuacji, wówczas domysłom nie byłoby końca. Czy chciał dobrze dla obecnego pracodawcy, czy dla przyszłego? Zmianą przepisów i przesunięciem transferowego teatru z zimy na lato, można by takich sytuacji uniknąć. Maciej Słomiński