Stoczniowiec nie jest nazwą anonimową w polskim sporcie. Najbardziej znaną i wciąż funkcjonującą sekcją jest hokejowa. Piłkarze występowali pod stoczniową nazwą w latach 1970-92 po połączeniu ZKS Polonii z RKS Stocznią Północną. W 1992 roku wrócono do nazwy Polonia, jednak gdy piłkarze osiedli na A-klasowej mieliźnie, pojawił się pomysł nawiązania do tłustszych czasów. Najlepszy czas piłkarskiego Stoczniowca to druga połowa lat 70. XX wieku. W sezonie 1976/77 biało-niebiescy zajęli najwyższe w historii, trzecie miejsce na drugoligowym froncie. Stoczniowcy byli wtedy najwyżej notowanym klubem w Gdańsku, bo zakończyli rozgrywki wyżej od bardziej popularnej Lechii, która była piąta. W obronie dzielnie poczynał sobie Wiesław Jeżewski, wujek Łukasza Jeżewskiego, obecnego prezesa zarządu Stoczniowca. - Podjęliśmy decyzję o powrocie do nazwy Stoczniowiec i biało-niebieskich barw. Szóstego maja nasz wniosek w KRS uprawomocnił się. Potrzebowaliśmy zmiany. Chcieliśmy nawiązać do najlepszych lat w historii. Rozmawiałem m.in. z obecnym prezesem Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, Radosławem Michalskim i był za tym pomysłem - mówi w rozmowie z Interią Łukasz Jeżewski. Michalski, który zdobywał mistrzostwo kraju z Legią i Widzewem, jest wychowankiem stoczniowego klubu. 28 razy wystąpił w reprezentacji Polski, ale nigdy nie zagrał z białym orłem na piersi w wielkiej imprezie. Taki zaszczyt spotkał innych zawodników, którzy stawiali pierwsze kroki w cieniu stoczniowych dźwigów. Andrzej Szarmach, który w latach 1969-71 grał i w Polonii, i w Stoczniowcu, strzelał gole na trzech mundialach. Tomasz Wałdoch grał na jednym, zdobył też olimpijskie srebro.