Było to bezpośrednie starcie dwóch drużyn walczących o utrzymanie. Układ był prosty - Debreczyn potrzebował zwycięstwa, by utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gospodarze szybko, bo już po 17 minutach stracili bramkę. Na kwadrans przed końcem zdołali wprawdzie wyrównać, lecz to było wszystko, na co stać było tego dnia podopiecznych Elemera Kondasa. Po końcowym gwizdku sędziego załamani spadkiem piłkarze padli na murawę. Gdyby wiedzieli, co ich czeka, zapewne jak najszybciej udaliby się do szatni. Kibice byli bowiem wściekli i mieli prawo czuć ogromny żal. Nic nie usprawiedliwia jednak czynów, których się dopuścili.