Menedżer "The Reds" znakomicie rozumie powody rezygnacji Kevina Keegana oraz Alana Curbishleya z pracy w Newcastle i West Ham United. W przeciwieństwie do nich posiada bardzo znaczny wpływ na ruchy transferowe w Liverpoolu, choć ostatni sprzeciw amerykańskich właścicieli klubu odnośnie sprowadzenia za 18 milionów funtów Garetha Barry'ego z Aston Villi nieco nadwyrężył tę niezależność. Zeszłotygodniowe przejęcie Manchesteru City przez grupę inwestycyjną Abu Dhabi sprawiło, że obecnie presja wyniku na Anfield Road jest jeszcze większa. Kibice i właściciele liczą oczywiście na awans do Ligi Mistrzów, ale również na poważne włączenie się do wyścigu o tytuł mistrza Anglii. Benitez uważa jednak, że duże inwestycje w angielskie kluby są ryzykowne - Właściciele wkładają ogromne pieniądze w zespoły, ale chcą również natychmiastowych sukcesów. Każdy chce zdobyć tytuł, ale tylko jedna drużyna może tego dokonać. Szefowie klubów będą więc zawiedzeni, że ich środki poszły na marne. Myślę, że presja, jaka ciąży na piłkarzach City może im zaszkodzić, bo to oczywiste, że nie wygrają wszystkich spotkań - dodał. - Jeśli jesteś trenerem, nie patrzysz jak fan. Musisz wszystko przeanalizować i to ty masz świadomość na co stać drużynę w danym momencie. Inwestowane pieniądze są oczywiście bardzo istotne, ale nie nimi wygrywa się mecze - zakończył