Sławomir Peszko znów zagrał na nietypowej dla siebie pozycji lewoskrzydłowego. W Turynie czasem jednak uciekał na prawą stronę boiska - tak zrobił m.in. w kontrataku, po którym padła pierwsza bramka. Peszko zbiegł na prawą stronę, dostał kilkudziesięciometrowe podanie od Siergieja Kriwca i przy próbie zwodu został w polu karnym Juventusu sfaulowany przez Felipe Melo. Rzut karny wykorzystał Artjoms Rudnevs, który strzelił też dwie pozostałe bramki dla Lecha. INTERIA.PL: Ten remis w Turynie jest sporą sensacją. Też pan tak to odbiera? Sławomir Peszko: - Nie, bo już wcześniej mówiliśmy to w wywiadach, że nie jedziemy do Włoch na wymianę koszulek czy pobiegać sobie na fajnym stadionie, ale powalczyć i godnie zaprezentować Lecha Poznań jako polską drużynę w europejskich pucharach. I to się nam udało. Szybko strzeliliśmy dwie bramki, ale tak naprawdę przełomowy był moment z końcówki pierwszej połowy. Bramka Juventusu pozwoliła tej drużynie złapać drugi oddech. Gdyby nie to, mogliśmy nawet wygrać. Przy pierwszej bramce miał pan spory udział, bo to pana faulował Felipe Melo w polu karnym. W sumie w tak dziecinny sposób oszukać reprezentanta Brazylii też jest wielką sztuką. - On chyba liczył, że będę strzelał. Wziąłem go na zamach i "poleciał". Sędzia podyktował karnego, wszystko nam się dobrze ułożyło. Później była kontra i druga bramka, ale siłą rzeczy nie mogliśmy przejąć inicjatywy. Nie jesteśmy jeszcze tak klasowym zespołem, by prowadzić tutaj grę. Podobną akcję przeprowadził pan chyba dwa lata temu w meczu z AS Nancy w fazie grupowej Pucharu UEFA. - Tak, ale wtedy strzeliłem bramkę. A teraz nie mogłem, bo to Artjoms został wyznaczony do strzelania rzutu karnego. I dobrze się stało. Dwa stałe fragmenty gry Juventusu i był remis. Te gole straciliście w dość głupi sposób? - No niestety, tak to już jest w piłce. Alessandro Del Piero świetnie bije rzuty wolne i rożne, zawsze są groźne. Zawiódł trochę brak komunikacji w naszym zespole, choć to, że takie bramki padły jest przecież normalne. Błędy musimy jednak poprawić. Wspominał pan, że zawsze kibicował Juventusowi. Możliwość gry na jego stadionie to jeden z ważniejszych momentów w karierze? - Myślę, że tak. Kibicuję Juventusowi i zawsze chyba będę mu kibicował, ale teraz jestem lechitą i gram dla Lecha. Chciałem tu wygrać, ale chyba to 3-3 też nikomu przykrości nie robi. Specjalne podziękowania powinien pan chyba złożyć do UEFA, że anulowali ten jeden mecz dyskwalifikacji. Jeszcze półtora tygodnia temu był pan skreślony z listy zawodników mogących grać w Turynie. - Trochę tych zbiegów okoliczności było, bo raz że mnie UEFA odwiesiła, a dwa - byłem bliski odejścia z Lecha. Wszystko tak się jednak ułożyło, bym mógł zagrać z Juventusem, a jeszcze do tego uzyskał korzystny wynik. Jeżeli za dwa tygodnie uda wam się wygrać z FC Salzburg, to może taka fala sukcesów poprowadzi was do czegoś więcej niż tylko faza grupowa? - Też tak myślę. Mam nadzieję, że stadion będzie już gotowy i wypełni się kibicami po brzegi. Wygramy właśnie dla nich i Liga Europejska będzie dalej dla nas otwarta. W to właśnie wierzę. Rozmawiał w Turynie Andrzej Grupa <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/juventus-turyn-lech-poznan,2330">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Juventus - Lech!</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/">Liga Europejska - wyniki, strzelcy bramek, składy LIVE!</a>