Trener Moskal wrócił na Reymonta, by przywrócić "Białej Gwieździe" dawny blask. Jest specjalistą od awansu - dwa razy do ekstraklasy wszedł z ŁKS. Wrócił do klubu, który doskonale znał i w którym debiutował jako piłkarz i trener. Nie ma łatwego zadania, bo nie dość, że musiał budować drużynę, to miał mało czasu. Wisła w poprzednim sezonie poprzez Puchar Polski wywalczyła bowiem prawo gry w europejskich pucharach i już 11 lipca rozegrała pierwszy mecz. To musiało się odbić na zespole, nawet pomimo tego, że krakowianie przełożyli trzy mecze. W końcu odpadli z Ligi Konferencji i mieli skupić się na lidze. Jednak od meczu z Cercle Brugge w Betclic 1. Lidze nie potrafili wrócić na zwycięską ścieżkę. Zremisowali z beniaminkiem Kotwicą Kołobrzeg, przegrali u siebie ze spadkowiczem Wartą Poznań, a teraz w zaległym meczu ulegli ŁKS 1:3. Trener Moskal jest zwykle powściągliwy w wypowiedziach, ale wiele można wyczytać między słowami lub z decyzji. I tak np. w meczu z Wisłą jeszcze przed przerwą zdjął z boiska dwóch zawodników - Patryka Gogóła i Piotra Starzyńskiego. W żargonie piłkarskim "dał im wędkę". Kazimierz Moskal: Oczekiwałem innej gry - To była zmiana taktyczna. Oczekiwałem od nich innej gry. Rzeczywiście, zdarza mi się to nieczęsto, że zmieniam zawodników jeszcze przed przerwą. Uznałem jednak, że skoro już przegrywaliśmy 0:2, to trzeba szybciej reagować - tłumaczył trener Moskal. Miał też sporo pretensji do swoich podopiecznych za dwie pierwsze bramki. - Zwłaszcza przy tym drugim golu. Piłka tak długo leciała, a nie widziałem w mojej drużynie chęci, by ją wybić. Tak dłużej być nie może - podkreślał trener Moskal. - Te dwie bramki były przez nas bardzo łatwo stracone. Do przerwy Wisła przegrywała 0:2, a drugiej połowie straciła trzecią bramkę, a dopiero w doliczonym czasie zdobyła honorowego gola. - W pierwszej połowie ŁKS był lepszy. Po przerwie i rozmowie w szatnie widziałem większą energię w zespole. Chcieli odwrócić losy meczu, ale trzecia bramka przesądziła o losach spotkania - przyznał trener Moskal. - Próbowaliśmy strzelić gola i nawet to się udało, ale zastanawiające jest, ile razy musimy wejść w pole karne, ile razy dośrodkować, by zdobyć bramkę. Wisła ma jeszcze dwa mecze zaległe, ale jest w strefie spadkowej. Czy nadal walczy o awans? - To trudne pytanie. Musimy coś zmienić. Na dziś nie wygląda to najlepiej. Brakuje nam punktów i trzeba dobrze zastanowić się, co dalej - dodał Moskal. - Taki klub jak Wisłą musi grać lepiej, musi się podnieść. Nie szukamy rozwiązań na zewnątrz, tylko musimy znaleźć je w szatni.