Barcelonę spotkało w Stanach Zjednoczonych sporo pecha. Zespół miał rozpocząć serię meczów towarzyskich w niedzielny poranek polskiego czasu, ale w ostatniej chwili starcie z Juventusem musiało zostać odwołane. Jak poinformował klub - drużynę zdziesiątkowało wirusowe zapalenie żołądka i jelit. Kibice obeszli się smakiem - nie doszło do konfrontacji, w której prawdopodobny był występ aż trzech Polaków - Roberta Lewandowskiego, Wojciecha Szczęsnego i Arkadiusza Milika. "Xavi do mnie zadzwonił". Odrzucił zakusy Barcelony, teraz wyznaje wprost Kolejny mecz "Dumy Katalonii" zaplanowany został na czwartkowy poranek. Tym razem wszyscy zawodnicy byli już w dobrym zdrowiu i gotowi do rywalizacji. Nie obeszło się jednak bez problemów - organizatorzy opóźnili pierwszy gwizdek o 36 minut, a powody tej decyzji pozostają jedynie w sferze domysłów. Arsenal - Barcelona: Lewandowski otworzył konto strzeleckie Na szczęście piłkarze wynagrodzili fanom konieczność dłuższego oczekiwania. Pierwsza bramka padła już w siódmej minucie, a była dziełem Roberta Lewandowskiego. Polak otworzył tym samym swoje konto strzeleckie w nowym sezonie. Dobił on uderzenie Raphinhii, który z kolei wykańczał płaskie dogranie Abdessamada Ezzalzouliego. Na odpowiedź Arsenalu nie trzeba było długo czekać. Już w 13. minucie na tablicy wyników ponownie był remis. Fatalny błąd we własnej strefie obronnej popełnił Andreas Christensen, a bezlitośnie wykorzystał go Bukayo Saka. Anglik znalazł się oko w oko Marc-Andre ter Stegen i pewnie posłał piłkę do bramki. Dziewięć minut później skrzydłowy mógł mieć już na swoim koncie dublet. Piłkę zagrał w polu karnym ręką Ronald Araujo, a sędzia podyktował jedenastkę. Do jej wykonania podszedł Saka, ale nie trafił w ogóle w bramkę. Arsenal - Barcelona: Defensywne problemy obu zespołów Niewykorzystana okazja szybko się zemściła - w 34. minucie było 2:1 dla Barcelony. Tym razem w roli głównej wystąpił Raphinha, który posłał piłkę do siatki bezpośrednio z rzutu wolnego. To nie był jednak jeszcze koniec strzelania w pierwszej połowie. Tuż przed przerwą, w 43. minucie, wyrównał Kai Havertz. Bayern poda pomocną dłoń Barcelonie? W tle następca Lewandowskiego Po zmianie stron "Kanonierzy" poszli za ciosem. W 55. minucie prowadzenie swojej drużynie dał Leandro Trossard. W dalszej części meczu - przy całkowicie przebudowanych składach obu ekip - tempo jednak spadło. W końcówce obie drużyny na nowo weszły na wyższe obroty. W 78. minucie Trossard podwyższył na 4:2. Wydawało się, że to koniec szans Barcelony na pozytywny wynik, tymczasem w 88. minucie - za sprawą Ferrana Torresa - zespół złapał kontakt. Ostatnie słowo należało jednak do "Kanonierów". 60 sekund przed ostatnim gwizdkiem Fabio Vieira ustalił wynik na 5:3. Jakub Żelepień, Interia