Ważna jest jednak cena całej operacji. Chińczycy zapłacili w sumie na niego aż 8 mln euro! Z nieoficjalnych informacji wynika, że przedstawiciele chińskiego klubu mieli inne plany, ale gdy one nie wypaliły, zwiększyli ofertę za Portugalczyka. Wszystko działo się tuż przed zamknięciem okienka transferowego. "To nie była dla mnie łatwa decyzja" - próbuje tłumaczyć się Orlando Sa cytowany przez oficjalną stronę belgijskiego klubu. "Tym bardziej, że zarówno Standard Liege, jak i jego znakomici kibice wspierali mnie przez cały czas, kiedy tu byłem. Ale są takie okazje, których ani moja rodzina, ani ja nie możemy przepuścić" - mówi Portugalczyk. Te "okazje" to - mówiąc wprost - ogromne pieniądze. Jak twierdzi dziennikarz Piotr Koźmiński, zawodnik ma zarabiać w nowym miejscu 3,6 mln euro! Gdy Portugalczyk przychodził do Legii w 2014 roku z AEL Limassol jego cena wynosiła niecałe pół miliona euro. Szybko stał się jednym z czołowych zawodników klubu. Grał dużo i - co jeszcze ważniejsze - strzelał bramki. W sezonie 2014/2015 aż trzynaście w 26 meczach. Jednak równie szybko skonfliktował się z ówczesnym trenerem, Norwegiem Henningiem Bergiem i coraz częściej siadywał także na ławce rezerwowych. Dlatego po sezonie opuścił Legię i przeniósł się do angielskiego Reading (cena 1,5 mln euro), a następnie do Maccabi Tel Awiw. Najbardziej rozwinął się jednak w Standardzie Liege. W poprzednim sezonie walczył nawet w Belgii o tytuł króla strzelców z Łukaszem Teodorczykiem. Od początku tych rozgrywek również nie zwalniał tempa, trafiając do siatki w sumie 13 razy we wszystkich rozgrywkach. Dlatego kibice, gdy dowiedzieli się o nagłym transferze, nie ukrywali złości.