Olisadebe nie zdążył dla tego klubu strzelić ani jednego gola. Szefowie Xánthi dawno chcieli go zmusić do odejścia, lokalna prasa donosiła, że nakazywali mu trenować - wraz z dwoma innymi piłkarzami - o 5.30 rano, byle przekonać go do polubownego anulowania umowy. Nigeryjczyk z polskim paszportem długo pozostawał nieugięty, aż sam sprezentował pracodawcom pretekst do unieważnienia kontraktu. Zabalował w nocnym klubie, wyszedł z niego o szóstej rano, a był to dzień ligowego meczu. Olisadebe najpierw napisał list do drużyny z wyjaśnieniem, że w lokalu w ogóle go nie było, by następnego dnia zmienić wersję - tym razem do zakończonej o świecie zabawy się przyznał, lecz tłumaczył, że będąc poza kadrą na spotkanie, sądził, iż może sobie na nią pozwolić.