Tegoroczny finał Ligi Konferencji zakończył się organizacyjnym sukcesem. Pomimo wielu sprzeczek na mieście pomiędzy hiszpańskimi i angielskimi fanami, mecz odbył się bez większych problemów. Stał on zresztą na kapitalnym poziomie. Wypełniony po brzegi obiekt we Wrocławiu zobaczył aż pięć bramek. Z zasłużonego triumfu cieszyli się piłkarze Chelsea FC. Zawodnicy "The Blues" świętowali zdobycie pucharu z kilkunastotysięcznym tłumem, który dopiero tuż przed północą opuścił sektor przeznaczony dla kibiców z Londynu. Tego samego szczęścia czterdzieści lat temu nie miał jednak Zbigniew Boniek. Juventus trofeum za zwycięstwo nad Liverpoolem w finale Pucharu Europy wzniósł w zupełnej ciszy. Powód? Przerażające sceny na trybunach. Konflikt zwaśnionych sympatyków z Italii oraz Wysp zakończył się jedną wielką tragedią. Zbyt kiepskie zabezpieczenia na Heysel spowodowały starcie obu ekip. Zaczęło się od wyzwisk, potem rzucano groźne przedmioty, aż wreszcie doszło do fizycznej konfrontacji. Kibice rzucili się na siebie. Neutralni obserwatorzy natomiast próbowali uciekać w bezpieczne miejsca. Niespodziewane odejście z Barcelony? Klamka zapadła, Szczęsny nie ma wyboru "Zdecydowana większość widowni ratowała się paniczną ucieczką, przeskakując ogrodzenie złożone z siatki i murku wysokiego na półtora metra, który oddzielał trybuny od boiska. Inni podejmowali się próby wspinaczki na trzymetrowy mur, stanowiący krawędź trybun. Setki ludzi znalazło się jednak w pułapce" - czytamy na łamach Wikipedii, gdzie obszernie opisano jeden z najczarniejszych dni w historii sportu. Tragiczny finał Pucharu Europy. Kilkadziesiąt ofiar i setki rannych w Belgii W pewnym momencie nie wytrzymała konstrukcja jednej z trybun. Zawaliła się jej betonowa ściana. Runęła prosto na przerażonych kibiców. Do tego doszło tratowanie się, co doprowadziło do śmierci 39 osób. Aż 600 fanów zostało natomiast rannych. Wśród ofiar przeważali Włosi (32), którzy wybrali się w zagraniczną podróż, by wspierać Juventus w walce o kolejny europejski puchar. I choć zespół Zbigniewa Bońka ostatecznie wygrał starcie, to wśród zawodników nikt nie czuł się szczęśliwy z osiągniętego rezultatu. Takie rzeczy to rzadkość. Wisła rozbiła bank przed meczem o życie "Ktoś miał łzy w oczach, ktoś powiedział głośno: "Nie grajmy, proszę...". Wszyscy mieli coraz mniej ochoty na mecz, niepokój i niepewność rosły z każdą chwilą" - wspominał ten przykry dzień legendarny piłkarz w swojej książce pod tytułem "Mecze mojego życia" wydawnictwa SQN (cytat za: "Onet.pl"). "Stara Dama" ostatecznie wygrała 1:0 po trafieniu Michela Platiniego, lecz wynik sportowy zszedł na dalszy plan. Do dziś zdecydowanie więcej mówi się o tym co działo się nim wybrzmiał pierwszy gwizdek.