Zawsze mam ogromny szacunek dla ludzi, którzy potrafią realizować pasję. Bo pasję - jak wiadomo - ma wprawdzie każdy, ale nie każdy potrafi ją przeniknąć w taki sposób jak zrobił to Tomasz Wołek. Tak się składa, że nasze pasje w jednym konkretnym miejscu się krzyżowały, ale ja oddycham nią nieśmiało z daleka, a on wniknął w nią do głębi. Żył nią już w czasach kiedy ja jeszcze myślałem, że Argentyna to na pewno jakieś wymyślne kobiece imię... Już w 1978 roku w uniesieniu całował telewizor po pierwszym mistrzostwie świata "Albicelestes". Ja wtedy dopiero zaczynałem powoli rozumieć jakim niepowtarzalnym fenomenem jest piłka nożna. Carlos Menem wziął go w objęcia Uwielbiam kiedy pasja popycha nas do kroków na pozór szaleńczych, ale tak naprawdę ujmujących. Do dziś pamiętam opowieść sprzed ponad 30 lat byłego naczelnego ''Życia Warszawy'' red. Kazimierza Wóycickiego o wizycie w Polsce ówczesnego prezydenta Argentyny Carlosa Menema. Z tej okazji wyprawiono przyjęcie na Zamku Królewskim w Warszawie. Wóycicki podzielił się zdumiewającym zdarzeniem z encyklopedią piłkarską FUJI: ''Jarząca się światłem wspaniale udekorowana sala zamku. Setki gości w galowych strojach, orkiestra, bażanty, dyplomacja, szyk i... prezydent witający się kurtuazyjnie z dystyngowanymi panami i wytwornymi paniami. Raptem Tomek przedziera się przez wszystkie kordony, delikatnym acz stanowczym ruchem odsuwa ambasadora i gestykulując namiętnie - zaczyna mówić - z latynoamerykańskim patosem. A właściwie nie mówić, a deklamować! I to wierszem! Tres cosas hay en el futbol May lindas de mencionar River Plate, ''La Maquinita'', Y el Estadio Monumental...! I w ten sposób pięć dalszych zwrotek! Chciałem zapaść się ze wstydu pod ziemię, ale klepki woskowanego parkietu trzymały twardo. Nieśmiało podniosłem oczy. Widok przedstawiał się niecodzienny (...) Stojący nieopodal ówczesny prezydent Wojciech Jaruzelski popadł w kompletną drętwotę, bezskutecznie usiłując pojąć co się dzieje. Obstawa sięgnęła za pazuchy (...) natomiast sam prezydent Menem słuchał jak urzeczony. Jego śniade oblicze jaśniało z każdym wersem (...), od dzieciństwa jest zagorzałym kibicem tego klubu.(...) Po ostatniej zwrotce Carlos Menem chwycił Tomasza Wołka w objęcia, a sala odetchnęła z ulgą.''* Chłod gramatycznej poprawności, a pod nią chłopięca emfaza Dziś nie wszyscy już pamiętają, ale Tomasz Wołek komentował mecze piłkarskie w telewizji. Nie wszystkich odpowiadał jego styl, niektórzy twierdzili, że przynudzał. Zawsze miałem na ten temat diametralnie inne zdanie! Red. Wołka lubiłem słuchać i zawsze słuchałem z najwyższą uwagą. Niezmiennie uważałem, że jako drugi komentujący czyli gość, spełniał swe zadanie w stu procentach. Proszę zwrócić uwagę: był chyba jedynym człowiekiem w programach sportowych polskiej telewizji, którego warto słuchać nie tylko z powodu tego co mówi, ale i jak mówi. Nie było bowiem w naszej komentatorce człowieka, który budowałby zdania z tak niezwykłą starannością, który łatwość wypowiedzi łączyłby z wytworną elegancją. Takie jak argentyńskie tango! Pociągał mnie zawsze chłód gramatycznej poprawności z jaką budował zdania, pod którym aż buzowała emfaza, gwałtowność emocji. Zawsze podziwiałem kiedy red. Wołek bawi się wypowiedzią, kiedy potrafi mnie zdumieć używając jakiegoś wymyślnego słowa w takiej a nie innej konfiguracji. Mistrz, mistrz, maestro! Kiedy red. Wołek mówił wydawało mi się, że przyszedł do studia w czarnym fraku. Sam chodzę na co dzień w dresie więc red. Wołek był dla mnie zawsze symbolem wytworności. Niewielu publicystów piłkarskich w Polsce może powiedzieć o sobie, że się spełnili i że już nic nie muszą. Od 1995 Tomasz Wołek mógł powiedzieć, że już nic nie musi. Kto czytał jego ''Copa America'' (XIII tom encyklopedii piłkarskiej Fuji) - ten wie o czym mówię. Udowadniał, że można kibicować kilku drużynom naraz Argentyna Argentyną, ale oddać trzeba, że kochał piłkę również w innych wymiarach. Ten absolwent historii (nie ma lepszego kierunku!) Uniwersytetu Gdańskiego pochodził z Wybrzeża, miał okazję pełnić więc funkcję rzecznika prasowego zarówno Lechii Gdańsk, jak i Arki Gdynia. - Moi przyjaciele nie mogli tego pojąć. Jak będąc kibicem Lechii, kibicować także tej strasznej Arce? Wtedy tłumaczyłem: Lechia to tak jak żona, a Arka to jak kochanka. Ileż związków żyje w takim układzie! Ja nie traktowałem tego jako zdrady, bo dość wcześnie zacząłem chodzić i na mecze Lechii i Arki i, trzymałem kciuki za obie drużyny - mówił w jednym z wywiadów. Kibicować kilku drużynom naraz? Jak ja to dobrze znam, jak ja to dobrze czuję! Wybitna postać dziennikarstwa, nie tylko sportowego Tomasz Wołek (1947- 2022). W 1968 uczestniczył w wiecach studenckich w ramach wydarzeń marcowych. Jako dziennikarz sportowy współpracował z "Piłką Nożną" oraz redakcją sportową TVP. Pracę w tej ostatniej stracił w 1977 w związku z publikowaniem w drugim obiegu. W 1980 roku wstąpił do NSZZ "Solidarność". Pisał w "Bratniaku", "Głosie", "Więzi". Po wprowadzeniu stanu wojennego publikował w pismach podziemnych, organizował pomoc dla rodzin internowanych. Od 1990 pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego "Życia Warszawy", w latach 1993-1995 był jego redaktorem naczelnym. Z kolei w latach 1996-2001, 2004-05 był redaktorem naczelnym dziennika "Życie" Publikował w "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej" i "Polityce". Był autorem kilku książek o tematyce katolickiej i futbolowej. W 2011 odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Laureat Nagrody Kisiela. Odchodzi wybitna postać polskiego dziennikarstwa sportowego. To niepowetowana strata. Nigdy Go nie spotkałem, rozmawialiśmy jedynie przez telefon. Odczuwam pustkę. *encyklopedia piłkarska FUJI, tom I, Katowice 1991.