Ruschel miał miejsce w tylnej części maszyny, którą zespół brazylijskiej ekstraklasy podróżował do Medellin na pierwszy mecz finału Copa Sudamericana z Atletico Nacional. "Dyrektor klubu Cadu Gaucho poprosił mnie, żebym usiadł gdzie indziej, żeby z tyłu mogli razem usiąść wszyscy dziennikarze. Na początku nie chciałem, ale potem Jackson Follman namówił mnie, żebym usiadł tuż za nim. Tylko Bóg potrafi wyjaśnić, dlaczego przeżyłem. Dał mi drugą szansę" - powiedział Ruschel. Follman także przeżył katastrofę, choć z powodu odniesionych obrażeń trzeba było amputować mu nogę. Trzecim ocalałym piłkarzem Chapecoense był Neto. Pozostałych 19, którzy lecieli do Kolumbii, poniosło śmierć. Na pokładzie było 77 osób, z których zginęło 71. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w samolocie skończyło się paliwo. "Nie pamiętam nic z wypadku. Kiedy mi powiedziano, co się wydarzyło, to było jak koszmarny sen. Ze skrawków informacji, które do mnie docierają, zaczynam coś rozumieć. Staram się o tym nie rozmawiać, unikam oglądania wiadomości, ale z tego co słyszałem, przyczyną była chciwość pilota" - dodał Ruschel.