25 maja 1960 roku w obecności 100 tysięcy widzów odbył się na Stadionie Śląskim mecz, w którym kadra PZPN zagrała ze słynnym brazylijskim Santosem. Brazylijczycy przyjechali wtedy na tournée po Europie. Rok wcześniej Santos pierwszy raz wygrał pierwsze ogólnokrajowe mistrzostwa. Miał w drużynie mnóstwo olśniewających gwiazd, a najbardziej rozchwytywaną był Pelé. Eugeniusz Lerch: "Byliśmy przeciwnikami, ale zachwycał nas klasą" - Z wielką przykrością przyjmuję wiadomość o jego śmierci - mówi Eugeniusz Lerch, wówczas piłkarz Ruchu Chorzów, który w tym spotkaniu grał jako środkowy napastnik w pierwszej połowie. - Ten zawodnik zrobił na mnie tamtego dnia wspaniałe wrażenie. Przekonałem się naocznie jak kapitalnym był zawodnikiem. Dwa lata wcześniej Brazylia zdobyła mistrzostwo świata w Szwecji, ale tamtych mistrzostw nie było przecież jeszcze w telewizji. Na Śląskim pokazał jak wspaniałym jest sportowcem. Wszyscy byli zachwyceni. Jego klasę - jak zresztą całego Santosu - doceniła też publiczność na Stadionie Śląskim, która nagrodziła gości owacjami - wspomina Eugeniusz Lerch. Pelé na Stadionie Śląskim strzelił wtedy dwa gole, Santos wygrał 5-2. CZYTAJ TEŻ: Trzykrotny mistrz świata nie żyje. Był olśnieniem światowego futbolu Skąd Pelé na Śląskim? Santos wykorzystał zachwyt świata nad brazylijską piłką i dwa lata po mistrzostwach świata pojechał na wielkie tournée po Europie żeby zarobić duże pieniądze. Dwa dni po meczu na Stadionie Śląskim Brazylijczycy rozgromili czołowy niemiecki zespół TSV 1860 Monachium aż 9-1, a trzy dni później Anderlecht Bruksela - 6-0. Ze swoją największą gwiazdą odwiedził siedem krajów (Belgię, Polskę, NRF, Włochy, Francję, Hiszpanię i Maroko. Rozegrał 18 meczów. 15 wygrał, 1 zremisował i dwa przegrał (z Barceloną oraz Fiorentiną). Pelé cieszył się każdą bramką - Pamiętam, że podczas tego meczu Pelé kapitalnie współpracował z Coutinho, który też grał wspaniale. Pelé świetnie grał oboma nogami, był nadzwyczajnie skoczny. Kiedy zszedłem po pierwszej połowie, przyglądałem mu się jak gra. Potrafił z kolegami przedostać się pod pole karne Edwarda Szymkowiaka samymi główkami. Jako człowiek też był czarujący. Byliśmy na wspólnym posiłku i nie dawał nikomu odczuć jak wielką jest gwiazdą - wspomina Eugeniusz Lerch. Nie miał okazji toczyć z nim pojedynków, bo grali po przeciwnych stronach boiska. CZYTAJ TEŻ: Argentyna w żałobie. Zmarł fenomenalny skrzydłowy. Miał 92 lata Brazylijczycy grali pięknie, publiczność ujęło też, że spontanicznie cieszą się po każdej bramce, nie są zblazowanymi gwiazdami. "Głaszczą pieszczotliwie włosy każdemu zdobywcy punktu" - zauważali reporterzy. Pelé klepał po plecach Po meczu do Edka Szymkowiaka podszedł Pelé i pogratulował doskonałego występu, poklepał go po plecach. Gdyby nie nasz bramkarz porażka byłaby znacznie wyższa. - Dawno nie napracowałem się jak w tym meczu. Brazylijczycy okazali się nie tylko skończonymi technikami, ale i niezwykle groźnymi bombardierami. Niemal wszystkie piłki strzelali fałszem. Nie wiedziałem dosłownie jak bronić: chwytać czy odbijać? - mówił po meczu zmordowany Szymkowiak, moim zdaniem najlepszy polski bramkarz wszech czasów. Po meczu dziennikarze denerwowali się, że nikt w PZPN nie pomyślał o nakręceniu filmu szkoleniowego będącego lekcją poglądową dla młodzieży. "Wspaniała możliwość została zaprzepaszczona. Urywki tamtego spotkania można do dziś zobaczyć dzięki Polskiej Kronice Filmowej. "Santos to niewątpliwie najlepszy zespół klubowy jaki po wojnie widzieliśmy w Polsce" - mówił jej sprawozdawca. Żeby zobaczyć popisy króla futbolu trzeba było wydać 35 zł plus złotówkę na konto Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz 3,5 zł na rozbudowę Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Nie było mnie jeszcze na świecie, ale musiałem mieć ten bilet we własnej kolekcji. Jej jej wielką ozdobą. 25 maja 1960, Stadion Śląski Kadra PZPN - FC Santos 2-5 (0-1) Bramki: 0-1 Sormani (5.), 0-2 Coutinho (47.), Coutinho (53.), 0-4 Pelé (75.), 0-5 Pelé (78.), 1-5 Faber (83.), 2-5 Liberda (88.) Paweł Czado