Spotkanie miało znaczenie dla obu drużyn. Śląsk od sześciu ligowych starć nie zanotował wygranej, przez co wcale nie jest pewny utrzymania. Wrocławianie mieli przed meczem zaledwie trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Sytuacja Zagłębia Lubin jest jeszcze gorsza. Podopieczni Piotra Stokowca balansują na granicy, znajdując się tuż nad powierzchnią dzięki ostatniej wygranej z Wisłą Płock. Obie ekipy potrzebują punktów, by złapać trochę więcej tlenu. Śląsk Wrocław miał piłkę, ale niewiele z nią zrobił Przez pierwsze pół godziny drużyną przeważali gospodarze. Śląsk często znajdował się z piłką na stronie rywala, starał się także skrzydłami, tyle że niewiele z tego wynikało. Bardzo często dośrodkowania były nieudane, a zawodnicy z Wrocławia rzadko znajdowali się w dogodnych pozycjach strzeleckich. Najlepsza szansa to niecelny strzał Wojciecha Golli z 9. minuty. Piątek, Zieliński, Szczęsny - zobacz, jak grali w Serie A Po tym czasie Zagłębie miało swoje kilka minut, w których stworzyło dwie naprawdę groźne okazje. Szczególnie blisko otwarcia wyniku meczu był Kacper Chodyna. Stojąc niemalże oko w oko z bramkarzem, obrońca fatalnie jednak przestrzelił. To zmieniło trochę rozkład sił. Śląsk już aż tak nie przeważał, a Zagłębie konstruowało także dość nieśmiałe ataki pozycyjne. Finalnie żadna z bramek nie została poważnie zagrożona, a drużyny zeszły na przerwę z bezbramkowym remisem. KGHM Zagłębie Lubin fatalnie pudłowało Od początku drugiej połowy drużyna z Wrocławia znów starała się narzucić swój rytm gry. "Miedziowi" skutecznie się bronili, a gospodarze nieszczególnie dobrze zachowywali się w ostatniej fazie akcji. Z dużej chmury padał mały deszcz, dlatego jedyną godną uwagi sytuacją okazał się strzał Roberta Picha z 55. minuty, z którym pewnie poradził sobie Kacper Bieszczad. Dopiero w 62. minucie Śląsk realnie zagroził rywalom. Po dobrze zagranej piłce w pole karne w powietrzu walkę o nią wygrał Erik Exposito, zgrywając futbolówkę do ustawionego na czwartym metrze Picha. Ten wprawdzie nie miał łatwej sytuacji do strzału głową, ale to nie usprawiedliwia Słowaka z poważnego pudła. Chwilę później to przyjezdni mogli wyjść na prowadzenie, ale będący w dobrej pozycji do oddania uderzenia Łukasz Łakomy posłał piłkę w trybuny. Absolutnie gola na 1:0 powinien zdobyć Martin Dolezal, który w 69. minucie znalazł się tuż przed niemalże pustą bramką. Napastnik fatalnie jednak przestrzelił. Ostatnie minuty pojedynku nie przyniosły zmian ani w wyniku, ani obrazie meczu. Było wręcz jeszcze gorzej. Drużyny czuły, że kończy im się czas, przez co wzrosła liczba niedokładnych zagrań. Nikt już poważnie nie zagroził rywalowi, dlatego kibice nie ujrzeli żadnej bramki. Śląsk Wrocław - KGHM Zagłębie Lubin 0:0 (0:0)