Jakub Żelepień, Interia: Przyzwyczaił się pan już do koszuli prezesa czy trenerski dres wciąż jest bliższy ciału? Maciej Mateńko, prezes Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej: Przez 20 lat trudno było mnie zobaczyć nie w dresie. W tygodniu prowadziłem treningi, w weekendy były mecze. Dres to wyjściowy ubiór trenera. Garnitur przydawał się tylko podczas rodzinnych imprez. Teraz muszę przyzwyczaić się do nieco innej garderoby. Dobrze, że sklepy są już otwarte, bo mógł pan przynajmniej kupić kilka koszul. - Szczerze przyznam, że jeszcze nawet nie miałem kiedy wybrać się do sklepu. Pracy jest naprawdę dużo. Wiem jednak, że muszę wkrótce wybrać się na duże zakupy, żeby ubrać się stosownie do pełnionej funkcji. Skoro już o tym mówimy - ile godzin dziennie jest pan w pracy? - Trudno powiedzieć. Jestem w Związku około 8, a wracam po 23. Co na to rodzina? - Są przyzwyczajeni, bo gdy byłem trenerem, to nie wyglądało to lepiej. Najgorsze w przypadku prezesury jest jednak to, że nawet gdy wracam do domu, to i tak wiszę na telefonach. Któregoś dnia żona weszła do mojego pokoju po 23 i powiedziała mi, że nie wyobraża sobie, aby nasze życie miało tak wyglądać przez następne cztery lata. Co pan zamierza z tym zrobić? - Najgorszy jest początek. Muszę się nauczyć pewnych rzeczy, pewne sprawy też poukładać. Wtedy czas pracy się unormuje. Kiedy odwiedzałem pana w marcu podczas kampanii, już wtedy pracował pan bardzo dużo. Zaszył się pan na trzy miesiące w internacie szkoły sportowej i pracował nad tym, aby zostać prezesem. - To prawda. Ale tak też wygląda całe moje życie. Zawsze dużo pracowałem. Tak już mam, że gdy w coś się angażuję, to na sto procent. Teraz jest tak samo. W sobotę przejechałem 500 kilometrów, odwiedziłem cztery stadiony, byłem na meczach różnych klas rozgrywkowych, oglądałem turniej dziecięcy. To nie jest promowanie własnej osoby? - Nie, uważam, że tak powinien pracować prezes. Tak sobie to wyobrażałem i nadal wyobrażam. Wiem, że pojawiają się takie głosy, że to lans. Czytałem nawet takie komentarze na Facebooku. Proszę mi wierzyć, ja mógłbym nie wrzucać tych zdjęć. Nie robię tego na pokaz. Wiem jednak, że w ten sposób mogę podziękować i docenić pracę ludzi z niższych lig. Oni tym żyją, cieszą się, gdy zobaczą swoje boisko w internecie. W mniejszych miejscowościach kibice robią sobie nawet ze mną zdjęcia! Naprawdę? - Tak! Dla mnie jest to coś nowego, ale widzę, że ludzie tego chcą. Nie będę się zamykał w domu i prowadził związek sprzed komputera. Chcę być wśród ludzi. Te zdjęcia to promocja klubów, nie mnie. Zanim zostałem kandydatem na prezesa, nie miałem nawet konta na Facebooku. Jaki będzie Związek prezesa Mateńki? - Całkiem inny. Przede wszystkim każdy może liczyć na moją pomoc. Nikt nie będzie faworyzowany. Jako nowy zarząd, udowodniliśmy to już pierwszą decyzją. Każdy klub dostanie piłki. À propos nowego zarządu...jaka będzie w nim rola Piotra Dykierta, który najpierw był trzecim kandydatem, a później się wycofał i przekazał swoje poparcie panu? - Jest wiceprezesem. Tak jak każdy członek zarządu, dostanie bardzo konkretne zadania. To nie będą ludzie tylko od podnoszenia rąk podczas głosowań. I zarabiania pieniędzy. - Za to się nie zarabia. Członkowie zarządu pracują społecznie. Dostają oczywiście zwrot za paliwo, ale nie ma żadnej pensji. Od początku mówiłem otwarcie, że tak to będzie. Zaznaczałem, że szukam ludzi, którzy chcą się poświęcić dla tego Związku. Wróćmy do Piotra Dykierta. - Będzie wiceprezesem, pod którego będą podlegały pewne komisje. Będzie nadzorował ich pracę. W tej chwili pracujemy nad całą strukturą, to wszystko się jeszcze krystalizuje. Na pewno chcemy, aby było przejrzyście. Na stronie internetowej każdy będzie przedstawiony, będą też opisane jego obowiązki. Tak, aby każdy zainteresowany wiedział, do kogo może się zwrócić. Wystarczy panu werwy? Zaczyna pan z wysokiego "C", ale czy da pan radę utrzymać takie tempo? - Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Będę prezesem tak długo, jak będą tego chcieli ludzie. Jeśli będę dobry, to będą mnie wybierać. Na pewno nie będę zmieniał statutu, żeby dodać sobie kolejną kadencję. Mam cztery lata na to, żeby udowodnić swoją wartość. Jeśli się nie sprawdzę, to ludzie mnie nie wybiorą. I nie będę miał za to do nikogo pretensji. Czy Związek w końcu zaistnieje w mediach? Słabo wyglądaliście pod względem komunikacyjnym. - Pod tym względem będzie wiele zmian, np. ostatnio przeprowadziliśmy relację na żywo z losowania PP, które cieszyło się dużym zainteresowaniem. Kolejne pomysły już czekają na realizację. Będzie o nas głośno. Będzie też bardziej przejrzyście? Kluby będą w końcu wiedziały wszystko o finansach? - Tak, to się klubom należy. To one w sporej części utrzymują Związek. Mają więc prawo wiedzieć, na co idą ich pieniądze. Nie mamy nic do ukrycia. Skoro o przejrzystości mowa - kogo poprze pan i pana Związek w wyborach na prezesa PZPN? - Oficjalnie zgłoszony jest tylko jeden kandydat - Marek Koźmiński. Nieoficjalnie wiadomo, że wystartuje też Cezary Kulesza. Na pewno będziemy spotykać się z kandydatami, rozmawiać, pytać. Na ten moment trudno powiedzieć mi kogo poprzemy. Prezes Boniek nie dzwonił i nie mówił, żeby głosować na Marka Koźmińskiego? - Powiem tak: były spotkania, będą też następne. Na razie nie będę gdybać. Będziemy podejmować decyzję wspólnie z zachodniopomorskimi działaczami. Nie sądzi pan, że w naszym futbolu słowo działacz kojarzy się źle? - To prawda. To też jeden z naszych celów - chcemy to zmienić. Pokazuję, że nie jestem prezesem, któremu trzeba kłaniać się w pas. Przychodzę na mecze, siadam na trybunach, rozmawiam z ludźmi. Chcę, żeby cały Związek tak działał. Ostatnie pytanie. Po co panu to wszystko? - Nie wiem (śmiech). A tak zupełnie poważnie: zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele mogę zmienić. Związek potrzebował nowego impulsu. Chcę w tym pomóc. Mam nadzieję, że przyciągnę nowe osoby. Nie tylko zawodników, trenerów czy sędziów, ale i sponsorów. Rozmawiał Jakub Żelepień