Pierwszy mecz półfinału Pucharu Króla między Atletico Madryt i Athleticiem Bilbao był niezwykle emocjonujący, ale to goście wyjechali z Madrytu z lepszymi wspomnieniami. Spotkanie między ekipą Diego Simeone i Ernesto Valverde zakończyło się bowiem wynikiem 0:1 i "Lwy" na San Mames jechały z zaliczką, a jakby tego było mało, trudno wytłumaczyć, jakim cudem Atletico tamten mecz skończyło w komplecie, bo faul, po którym sędzia podyktował karnego dla gości, nosił znamiona brutalności. Jakub Kiwior obsypany komplementami, a potem to. Arteta kompletnie zaskoczył Wydaje się, że Reinildo Mandava tamtego spotkania po tych "sankach" dokończyć nie powinien. Dodatkowo jednym bardzo nierozważnym zagraniem "popisał" się Antoine Griezmann. Sytuacja z największą gwiazdą Atletico z pewnością nie była jednak aż tak zero-jedynkowa i jedynie na stop-klatce wyglądało to fatalnie, bo korki Francuza znalazły się na wysokości kostki rywala, ale w tym ataku nie było odpowiedniej siły i dynamiki, aby gwiazdora z boiska wyrzucić. Atletico Madryt na kolanach. Bracia Williams na szczycie Ten jednak i tak nie mógł pomóc Atletico z powodu kontuzji. Diego Simeone na mecz, w którym musiał odrabiać straty przed wrogą publicznością, nie mógł więc wystawić swojej największej gwiazdy i absolutnie kluczowego piłkarza, jeśli chodzi o strzelanie goli. W związku z tymi wszystkimi faktami trudno było upatrywać większych szans dla zespołu ze stolicy. Atletico musiałoby bowiem przełamać trwającą już 15. spotkań passę bez porażki Athleticu na własnym stadionie. Już prawie wszystko jasne, media informują. Chodzi o następcę Xaviego Wiara na pewno była jednak u piłkarzy. Szybko została zabita przez fenomenalny w tym sezonie duet braci Williams. Najpierw świetną akcją na skrzydle w 13 minucie spotkania popisał się Nico i dograł idealnie na woleja do swojego brata. Ten złożył się perfekcyjnie i umieścił piłkę w siatce, nie dając Oblakowi większych szans na interwencję. Sytuacja gości z trudnej stała się już wybitnie skomplikowana. Do zwycięstwa potrzebowali bowiem oni w tamtym momencie trzech goli. Jeśli wtedy była wybitnie skomplikowana, to w 42 minucie pierwszej połowy stała się już prawie niemożliwa. Tym razem kapitalną akcją na skrzydle popisał się starszy z braci - Inaki Williams, który dograł na środek pola karnego do Nico, a ten jedynie "wykonał wyrok" i dopisał drugiego gola dla Athleticu w tym spotkaniu. W tamtym momencie było już 3:0 w dwumeczu dla gospodarzy, którzy musieli już widzieć finał z Mallorcą na horyzoncie, a nic nie wskazywało na ewentualną zmianę scenariusza. Dwumecz rozstrzygnięty. Athletic w finale! Druga połowa rozpoczęła się z dużym opóźnieniem, bo problemy zdrowotne miał jeden z kibiców. Na całe szczęście jednak udało się uporać z tymi kłopotami i ruszyliśmy z kolejną partią tego jednostronnego widowiska. W Atletico zmieniło się tyle, że doszło do kilku roszad personalnych już po rozpoczęciu drugiej części pojedynku. Z kolei w Athleticu nie zmieniło się nic. Ciągle to zespół Ernesto Valverde był tym, który na murawie San Mames rozdawał karty i dyktował warunki gry. Zaskakujący zwrot akcji. Barcelona nagle zmieniła zdanie Znów kibice nie musieli zbyt długo czekać na gola. Błąd Jana Oblaka przy parowaniu piłki wykorzystał Gorka Guruzeta. Golkiper gości wybił futbolówkę przed siebie, a tam czekał już na nią właśnie 27-letni napastnik. Guruzeta jedynie wbił piłkę do siatki i kolejny raz tego wieczoru wprawił San Mames w ekstazę, powiększając prowadzenie do wyniku 3:0. Takim też wynikiem zakończyło się to spotkanie i Athletic, który wcześniej pokonał FC Barcelonę awansował do finału, gdzie czeka już na niego Mallorca.