"Franek" publicznie zmieszał Glomba z błotem. Napastnik reprezentacji Polski stwierdził, że agent go oszukał i nie chce mu oddać 40 tysięcy euro. "Nic mu nie jestem winien! A skąd się wzięło to 40 tysięcy? Negocjacje między Elche (poprzedni klub "Franka" - red.) a Wolverhampton były bardzo trudne. Tak się przeciągały, że mogło braknąć czasu, żeby je dokończyć. W pewnym momencie, żeby osiągnąć porozumienie (Frankowski został sprzedany za 2 miliony euro - red.), brakowało już tylko 40 tysięcy. Powiedziałem więc, że dla dobra sprawy mogę oddać taką sumę z prowizji należącej mi się za transfer" - Glomb stanowczo odpiera zarzuty. "W końcu umowę podpisano, a potem działacze Elche powiedzieli mi, że wszystko jest OK i nie muszę oddawać im tej sumy - wyjaśnił Glomb, który zupełnie nie może zrozumieć postawy zawodnika. "To, co robił Frankowski w trakcie negocjacji, było żenujące. Ciągle chciał więcej i więcej. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak chciwego piłkarza! W porównaniu z tym, ile Frankowski zarabiał w Elche, załatwiłem mu w Anglii podwyżkę o 50 procent! Ale dla niego to i tak było mało. Największy popis dał już w ostatniej fazie negocjacji, w Anglii. Rozmawialiśmy z działaczami Wolverhampton, a Frankowski wychodził do drugiego pokoju i dzwonił do Elche. Chciał wyłudzić od Hiszpanów dodatkowe 60 tysięcy euro. Groził, że jak mu nie zapłacą, to nie podpisze kontraktu z Anglikami i Elche nic na nim nie zarobi" - dodał Glomb.