Dariusz Kołodziejczyk z Knurowa specjalizuje się w trickach piłkarskich, ale ostatni numer to prawdziwy hit. Dotychczasowy rekord - uwaga - "odbijania piłki głową idąc jednocześnie tyłem w ciągu godziny" wynosił 2200 m. Od dziś wynosi już 2460 m! Próba, wykonana podczas turnieju dla dzieci Silesia Cup, została udokumentowana przez asystentów na dwóch filmikach. Po wszystkim mistrzowi kręciło się wprawdzie w głowie, ale kiedy doszedł do siebie - usiedliśmy na stadionowej widowni i pogadaliśmy. Zawsze marzyłem żeby móc zadawać irracjonalna pytania w stylu "o czym pan myślał idąc tyłem i odbijając piłkę głową przez prawie 2,5 km". Tym razem miałem tę sposobność... Paweł Czado: Wyszło lepiej niż pan zamierzał. Miał pan przejść 2300 m a przeszedł więcej. Dariusz Kołodziejczyk: - Jeden z sędziów powiedział mi, że dokładnie 2640 m. Według wytycznych rekord został zarejestrowany przez dwie osoby. Takie były wytyczne przysłane mi z Londynu. Prosiłem o nie kilka miesięcy temu, przyszły pod koniec kwietnia. Wtedy zdecydowałem się na ustalenie ze Stadionem Śląskim próby bicia rekordu. Rekord Guinessa: Utrzymywanie toru to podstawa Wiem, że tricki futbolowe ma pan w... małym palcu u nogi. - Jestem m.in. posiadaczem rekordu Guinnessa, który również kilka lat temu ustanowiłem na Śląskim. Wtedy na dystansie półmaratonu biegłem z piłką non stop przy nodze, chodziło o jak najlepszy czas. Udało się: zajęło to godzinę, 35 minut i 39 sekund. O czym pan myślał idąc tyłem i odbijając piłkę głową przez prawie 2,5 km? - Przede wszystkim o tym żeby nic mi nie przeszkodziło w koncentracji (uśmiech). Zdarza się, że są podmuchy wiatru, czasem problemem może być owad krążący wokół twarzy. Na szczęście dziś takich problemów nie było. Przez godzinę nie mogło być to łatwe. Ja na pewno zacząłbym myśleć o niebieskich migdałach... - Myślałem tylko o tym żeby piłka była non stop odbijana. No właśnie: widziałem, że niektórych momentach szedł pan szybciej, w innych zwalniał. Od czego to zależało? - Czasami zdarzało mi się zboczyć z toru a sędzia od razu to korygował. "Bardziej w lewo, bardziej w prawo". Utrzymywanie się na torze było podstawą, to była oficjalna trasa odmierzona przez geodetę. Zgodnie z wytycznymi także takie dane będę musiał dostarczyć. Rekord padł, ale jeszcze musi zostać zatwierdzony. Rekord Guinessa: "Nie poszedłem na łatwiznę" Według regulaminu piłka mogła panu spaść na ziemię, ale pan do tego nie dopuścił ani razu. - Mogłaby mi spaść, musiałbym kontynuować od tego miejsca, w którym by mi spadła. Ale nie dopuściłem do tego. Zapytałem sam siebie: "a dlaczego nie spróbować odbijać non-stop? Dam radę". I dałem (uśmiech). Nie poszedłem na łatwiznę, zrobiłem to jak należy i sam zdecydowałem kiedy zakończyć podbijanie piłki. Dziś obawiałem się przede wszystkim słońca. Proszę zwrócić uwagę: teraz bieżnia na której biłem rekord jest już w pełnym słońcu - na pewno nie byłbym w stanie w takich warunkach tego dokonać. Dlatego próba musiała być dokonana dość wcześnie [między 10 a 11, przyp. aut.] Skąd taki pomysł? - Mam 31 lat, na co dzień pracuję w firmie transportowej, dodatkowo zarabiam wykonywaniem sztuczek piłkarskich. Występuję na fetynach, w szkołach, ostatnio nawet na weselu. Lubię to, sprawdzam się w tym. Przewertowałem Księgę Rekordów Guinessa i przymierzyłem się do niektórych z nich. Wiedziałem, które mogę spróbować pobić. To był jeden z nich. Zawsze byłem dobry, w odbijaniu piłki głową. Kiedyś grałem w piłkę, byłem w drużynie juniorów Concordii Knurów. Nawet ostatnio miałem o tym przyjemność rozmawiać z Jerzym Dudkiem [najsławniejszy wychowanek klubu z Knurowa, przyp.aut.] przy okazji jednego z występów gdzie był zaproszony jako jeden z gości. Cieszę się, że w tym wszystkim wspiera mnie żona Ania, który towarzyszy mi w tych eskapadach [podczas bicia rekordu szła kilka metrów od męża, przyp.aut.] Do próby bicia rekordu trzeba było specjalnych przygotowań? - Przygotowywałem się przez trzy miesiące. Oprócz codziennych ćwiczeń dodatkowo trzy razy w tygodniu przez kwadrans podbijałem piłkę głową idąc do tyłu. rozmawiał: Paweł Czado