Fani futbolu nad Wisłą już od ośmiu lat czekają na występ polskiego klubu w Lidze Mistrzów. Po raz ostatni w szranki z najlepszymi stanął w 1996 roku Widzew Łódź. Do dziś wielu z łezką w oku wspomina kolejno dramatyczny bój z Broendby w Kopenhadze (łodzianie w ostatnich minutach strzelili Duńczykom dwa gole, dzięki którym awansowali do fazy grupowej), cudowny gol Marka Citko w meczu z Atletico Madryt (niestety przegrany przez mistrzów Polski 1:4 - przyp. red.), czy też wyrównane batalie Widzewa z Borussią Dortmund (podopieczni Franciszka Smudy na wyjeździe ulegli mistrzom Niemiec 1:2 i zremisowali w Łodzi 2:2). Później, co prawda cieszyliśmy się z pucharowych zwycięstw Wisły (nad Parmą czy Schalke) oraz Groclinu (nad Herthą Berlin czy Manchesterem City) jednak był to Puchar UEFA, ten mniej prestiżowy. Tylko nieliczni wierzą, że 11 i 25 sierpnia podopieczni Henryka Kasperczaka pokonają poprzeczkę, chyba najwyższą z możliwych i awansują do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Czy Frankowski, Żurawski, Uche, Szymkowiak, Cantoro oraz Głowacki nie przestraszą się i okażą się w dwumeczu lepsi od Figo, Raula, Beckhama, Ronaldo, Roberto Carlosa i genialnego Zidane'a? Futbolowy 2004 rok obfituje w sensacyjne rozstrzygnięcia (Kto się spodziewał triumfu FC Porto w LM, Once Caldas w Copa Libertadores czy Greków na ME?) i nie mamy nic przeciwko, aby tym tropem podążył także mistrz Polski. Dla wiślaków taki sukces byłby trampoliną do sławy i kariery w najsilniejszych zachodnich ligach, a ci nieliczni, co ich od początku wspierali, mogliby chodzić z naprawdę wysoko podniesioną głową. Ostatnie miesiące były ciężkie dla gwiazd z Madrytu i w tym kibice "Białej Gwiazdy" mogą upatrywać szans dla swoich pupili. Jeszcze na początku kwietnia "Królewscy" przewodzili w tabeli Primera Division i nic nie zapowiadało takiej katastrofy, jaka nastąpiła w końcówce sezonu 2003/04. O ile wcześniejsza, lutowa porażka w finale Pucharu Króla ("Copa del Rey" to Puchar Hiszpanii) z Realem Saragossa 2:3 traktowana była jak "wypadek przy pracy", tak odpadnięcie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z AS Monaco, w barwach którego rewelacyjnie spisywał się niechciany w Madrycie Fernando Morientes (w meczach z Realem zdobył dwie bramki), kompletnie złamało morale ekipy prowadzonej przez Portugalczyka Carlosa Queiroza. Z siedmiu ostatnich ligowych meczów "Królewscy" przegrali aż sześć (w tym cztery ostatnie z rzędu) i zakończyli sezon nie tylko za plecami mistrzowskiej Valencii, ale również FC Barcelony oraz Deportivo La Coruna. W międzyczasie hiszpańska prasa sporo uwagi poświęcała romansom Davida Beckhama oraz konfliktowi "cudownego dziecka Madrytu" Raula z brazylijskim duetem Ronaldo - Roberto Carlos. Taka destabilizacja i fatalne wyniki musiały spowodować małą rewolucję na Santiago Bernabeu. Wybrany po raz drugi na prezydenta klubu Florentino Perez zdymisjonował Queiroza, a nowym trenerem drużyny został znany z twardej ręki Jose Antonio Camacho. W miejsce z kolei Jorge Valdano nowym dyrektorem sportowym obwołano Emilio Butragueno. Zarówno Camacho jak i Butragueno to "żywe legendy" Realu z lat 80-tych. Do klubu wrócił także Morientes, a Perez wydał 25 milionów euro na solidnego argentyńskiego obrońcę Romy Waltera Samuela. Kolejnym wzmocnieniem "Królewskich" ma być Patrick Vieira. Defensywny pomocnik reprezentacji Francji będzie kosztować bagatela 35 milionów euro. Czy takie zmiany odrodzą Real? Miejmy nadzieję, że jeśli nawet, to dopiero po 25 sierpnia ... ZAPRASZAMY na CZAT z Radosławem Majdanem do INTERIA.PL! Początek o godz. 15.00 Zobacz ostatnie wydanie naszego biuletynu