"Sueddeutsche Zeitung" odnosi się do wypowiedzi sportowca o "dwóch bijących w jego piersi sercach - niemieckim i tureckim". Skoro tak jest, to dlaczego Oezil "ani słowem nie zająknął się o niemieckich obywatelach niesprawiedliwie przetrzymywanych w tureckich więzieniach albo o dziesiątkach tysięcy niewinnych obywateli Turcji, którzy po (nieudanym) puczu (w ich kraju) stracili pracę albo trafili do więzienia" - pyta gazeta. Jednocześnie zwraca uwagę, że wielu komentatorów zignorowało wysuwane przez piłkarza oskarżenia o rasizm "albo wręcz zarzuciło mu, że pozuje na ofiarę rasizmu". "Przesłanie do niemiecko-tureckiej mniejszości jest przy tym następujące: w Niemczech nadal to niedotknięta (tym problemem) większość ustala, kto jest ofiarą rasizmu, a kto nie" - pisze. Także "Tagesspiegel" ocenia, że jeśli ktoś jak Oezil wytacza "ostre politycznie" argumenty o integracji i rasizmie, to "nie może chować się za (argumentem o) poszanowaniu urzędu prezydenckiego (Erdogana)". Nic nie usprawiedliwia jednak faktu, że "postępowanie (Oezila) i popełniane przez niego błędy" oceniane są "z resentymentem" i "tłumaczone za pośrednictwem rasistowskich stereotypów". Problem stanowią przy tym nie "głośni napastnicy, ale przede wszystkim milczący obrońcy" - zaznacza gazeta, wskazując dwa przytoczone przez Oezila przykłady rasistowskich wypowiedzi pod jego adresem, które padły ze strony zgoła innej niż skrajna prawica. Autor pierwszej, członek socjaldemokratycznej SPD Bernd Holzschaft, zdjęcie niemieckiej kadry skomentował słowami: "25 Niemców i dwóch kozo***ów", drugi zaś - dyrektor Deutsches Theater w Monachium Werner Steer zawołał do Oezila, by "zjeżdżał z powrotem do Anatolii" (azjatyckiej części Turcji). "Gdzie wtedy były zapewnienia o solidarności?" - pyta "Tagesspiegel", przypominając, że także niemiecka federacja piłkarska (DFB) raczej nie reagowała na rasistowskie ataki na Oezila. "Oezil został wykorzystany jako maskotka na rzecz integracji, by symbolizować otwartość na świat samego DFB i całych Niemiec. Teraz wahadło wychyla się w drugą stronę z niszczycielską siłą" - ocenia. "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że absurdalny jest wysuwany przez Oezila zarzut dotyczący rasizmu: "Oezil nie został skrytykowany za swoje pochodzenie, lecz postępowanie. Fakt, że w swoim publicznym spotkaniu z (prezydentem Turcji Recepem Tayyipem) Erdoganem nadal nie widzi nic złego, pokazuje, że nie powinien być w narodowej reprezentacji (Niemiec)". Dziennik podkreśla, że gra w reprezentacji danego kraju podobnie jak przyjęcie obywatelstwa wymaga podjęcia decyzji. Wskazuje, że piłkarz spotykał się z Erdoganem także wtedy, gdy turecki prezydent stosował szeroko zakrojone represje w swoim kraju: "Oezil (albo jego doradca) nie chce zrozumieć, że Erdogan nie może być niewinnym symbolem kraju jego rodziców. Tak, jest prezydentem Turcji i dlatego spotykają się z nim szefowie państw i rządów. (...) Prawa ilu jeszcze Turków musi złamać, by ludzie tacy jak Oezil zrozumieli, że ten prezydent jest symbolem ucisku?". "Bild" pisze, że Oezil "lata temu był uważany za reklamę (społecznego) awansu i integracji", a "dziś nie chce o tym słyszeć". "Może to być niebezpieczne, jeśli wielu z blisko 3 mln pochodzących z Turcji ludzi w Niemczech (z niemieckim paszportem i bez niego) myśli tak samo jak Oezil albo zaczyna tak myśleć pod wpływem ostatnich wydarzeń" - wskazuje dziennik. Sugeruje, że to nie autorzy rasistowskich ataków na Oezila ponoszą winę za to, że "jak się wydaje, w Niemczech integracja osób pochodzących z Turcji po latach postępów od dłuższego czasu hamuje". Podkreśla jednocześnie, że "polityczna krytyka politycznego wystąpienia wierzącego muzułmanina (tj. Oezila - przyp. red) bynajmniej nie jest antymuzułmańska, antyturecka ani rasistowska". "To była krytyka Niemca, który miał rolę wzoru i który zbratał się z zagranicznym despotą" - konkluduje. Pochodzący z Turcji szef partii Zielonych Cem Oezdemir w rozmowie z "Die Welt" powiedział, że "zawodnik niemieckiej reprezentacji nie powinien robić sobie zdjęć z autorytarnym przywódcą i tym samym włączać się w jego kampanię wyborczą". Zaznaczył jednak, że ta sama zasada stosuje się do byłego legendarnego piłkarza Niemiec, Lothara Matthaeusa, który dał się fotografować w towarzystwie prezydenta Rosji Władimira Putina, czy byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, który "nadskakuje Putinom i Erdoganom tego świata".