Wojciech Górski, Interia Sport: To prawda, że donosy na pana lądowały na biurkach prezydenta Andrzeja Dudy oraz prezydenta FIFA Gianniego Infantino? Paweł Wojtala, prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, członek zarządu PZPN: - Niestety, ale to prawda. I co pan na to? - Z jednej strony to śmieszne, ale z drugiej - straszne. Nikomu nie życzę, żeby znalazł się w podobnej sytuacji... Przeróżne donosy wysyłane są na mnie od mniej więcej sześciu lat, z różną intensywnością. To permanentne nękanie mnie przez człowieka, z którym rozwodzi się moja obecna partnerka, Barbara. Pod wieloma pismami wysyłanymi do dziesiątków adresatów mężczyzna ten podpisywał się z imienia i nazwiska. Chociaż nie brakowało również anonimów podpisanych na przykład "Kibic" czy "Osoba zaangażowana w prace WZPN i PZPN". Były i są to działania mające ewidentnie znamiona stalkingu. Kiedy jakiś czas temu po raz pierwszy usłyszałem o tej sprawie, pomyślałem, że to żart. Pisma dotyczące pana mieli dostawać prezydenci Polski i FIFA, ale też prezydent UEFA, najważniejsi polscy działacze piłkarscy... - To prawda. Paczki takich materiałów zawierały chaotyczny zbiór najróżniejszych dokumentów - prawdziwych i fałszywych. Szkalujące mnie materiały były wysłane do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy i poprzedniego prezesa, Zbigniewa Bońka, członków zarządu, prezesów wojewódzkich związków oraz do wielu klubów piłkarskich w całym kraju. Od Legii Warszawa i Lecha Poznań, aż po GKS Przodkowo i Pogoń Nowe Skalmierzyce. Można powiedzieć, że zostały wysłane do całej piłkarskiej Polski! Było chyba ponad sto podmiotów, którym ten człowiek to rozesłał. Miało to miejsce w sierpniu 2021 roku, krótko przed wyborami do zarządu PZPN. Ten człowiek ewidentnie liczył, że mi w ten sposób mi zaszkodzi. Co jest o tyle kuriozalne, że treść tych materiałów nie miała związku z moją działalnością w piłce. Miała charakter całkowicie prywatny... Ale o co w ogóle w tej sprawie chodzi? Bo, przyzna pan, brzmi to wszystko nieco tajemniczo. - To kwestia niezwykle delikatna i bolesna, jest związana z moją partnerką oraz jej sprawą rozwodową. Sprawa jest bardzo burzliwa i trwa już od siedmiu lat. W mojej opinii ten mężczyzna obwinia mnie o to, że stracił swoją wielką miłość. Stąd też te obsesyjne, wieloletnie działania przeciwko mnie. Proszę sobie wyobrazić, że w sprawie rozwodowej facet wnioskował o przesłuchanie blisko stu świadków, w większości niezwiązanych z ich życiem, natomiast związanych ze mną. Robił to tylko po to, by się zemścić i próbować zniszczyć moje dobre imię. To prawda, że wśród powołanych na świadków byli m.in. ówczesny prezes PZPN Zbigniew Boniek oraz obecny prezes, a wówczas wiceprezes PZPN, Cezary Kulesza? - Tak, na świadków został wtedy wezwany przez niego cały, osiemnastoosobowy zarząd PZPN i zarząd WZPN. Te osoby pytano m.in. o nasze wspólne pożycie, moje i Barbary. Oczywiście niewiele mogli powiedzieć, bo nie mieli na ten temat żadnej wiedzy. Jest jasne, że zostali wezwani tylko po to, żeby urządzić szopkę i spróbować zdyskredytować mnie w ich oczach. Może jednak ma pan coś na sumieniu? - Co najwyżej to, że do dziś jestem partnerem Barbary, ułożyliśmy sobie wspólnie życie mając za sobą inne związki. Ale to chyba niewystarczający powód do rozsyłania szkalujących mnie materiałów, w tym takich, które ten człowiek pozyskał z nielegalnych podsłuchów, które nam założył. Stenogramy z rzekomych rozmów - również intymnych, dotyczących spraw najdelikatniejszych - poszły w Polskę. Wśród ludzi, którzy je otrzymali, wzbudziło to zażenowanie... Był pan podsłuchiwany? - Byliśmy razem podsłuchiwani. Pan i pana partnerka? - Tak. Podsłuchy założono nam w 2017 roku. W 2020 roku zgłosiłem to na policję. W zeszłym roku ta osoba usłyszała wyrok za podłożenie nam tego podsłuchu i za to, że udostępniła te nagrania przed sądem w różnych dziwnych sprawach, zupełnie niezwiązanych z tym, co się na nich dzieje. Zresztą te podsłuchy... Wie pan, to jest coś bardzo nieprzyjemnego, być podsłuchiwanym. To przekroczenie wszelkich granic. Fragmenty stenogramów z tych nielegalnych nagrań zostały udostępnione w takim zbiorze materiałów, trafiły - tak jak już pan redaktor wspominał - do prezydenta Andrzeja Dudy, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Najwyższej Izby Kontroli, prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, a nawet za granicę, do FIFA i UEFA. Przecież to samo w sobie brzmi absurdalnie... Jak się pan zorientował, że założono panu podsłuch? - Wypłynęły one w jednej ze spraw, do których ten człowiek dołączył stenogramy z tych nielegalnych podsłuchów. To był podsłuch telefoniczny, czy zainstalowany w mieszkaniu, w samochodzie? - Według mnie podsłuch był zainstalowany w rzeczach osobistych mojej partnerki. Być może wrzucony do jej torebki, albo schowany gdzieś w jej rzeczach. To ona miała go ze sobą, zupełnie o tym nie wiedząc. I treści te były wykorzystywane podczas rozpraw? Materiały zdobyte w nielegalny sposób zazwyczaj nie mogą służyć jako dowody w sądzie. - Oczywiście, że nie mogą służyć jako dowody. Zresztą to właśnie za próbę ich wykorzystania w ten sposób ten mężczyzna usłyszał wyrok. Skoro więc jego próba nie podziałała przed sądem, to postanowił te prywatne rozmowy, często bardzo intymne, pokazywać obcym ludziom, wysyłać je do różnych redakcji. Nagrania te zaszkodziły panu w karierze zawodowej? Środowisko piłkarskie lubi poplotkować, a informacje o pana kłopotach krążyły od wielu miesięcy. - Zgadza się, ale wie pan, ludzie mają swój rozum, każdy podchodził do tego z dystansem, bo z daleka było widać, że z tym człowiekiem jest coś nie tak. To cały czas była próba permanentnego stalkingu, zaszkodzenia mojej osobie, dyskredytowania mnie. Jest to jakaś obsesja na moim punkcie, na naszym punkcie. Niespełniona miłość nie może tu być żadnym wytłumaczeniem. Zresztą od początku te próby atakowania mnie przynosiły odwrotny skutek. Przez te lata odbyłem dziesiątki, pewnie nawet setki rozmów na ten temat z ludźmi polskiego futbolu, do których docierały te materiały, a którzy byli zażenowani tym, że ktoś w ogóle może rozsyłać do zupełnie obcych ludzi, takie rzeczy dotyczące życia prywatnego i intymnego innych osób. Współczuli mi tej sytuacji. Większość środowiska piłkarskiego wie, że taki człowiek istnieje i w taki sposób się zachowuje w stosunku do mnie. Mimo tego, że dostał już wyrok w tej sprawie wiem, że wciąż próbuje szukać kolejnych ludzi, którzy zainteresują się wybranymi przez niego fragmentami i będą mi mogli jakoś zaszkodzić. To samo ma na celu wysyłanie kolejnych donosów. A czego dotyczyły te donosy? - Powstał między innymi taki, w którym przekonywał, że prowadzę... nielegalną działalność bukmacherską. Że mam jakieś tajne udziały, że powinno się mnie zdyskwalifikować z działania w środowisku piłkarskim. Sugerował, a nawet pisał wprost, że jestem współwłaścicielem czy udziałowcem wielkich zagranicznych firm, jak szwedzkie Unibet Group i Betsson czy niemiecki MyBet. Przecież to jakiś sen wariata. Nie ma w nich naprawdę żadnego punktu zaczepienia? Z jakiegoś powodu ta osoba stawia jednak te zarzuty. I - jak rozumiem - stawia je pod nazwiskiem. W tych doniesieniach nie ma ani ziarenka prawdy? - To kompletne urojenia. Skąd niby ja, Paweł Wojtala, miałbym mieć udziały w takim Betssonie? (śmiech). Można to zresztą zweryfikować - przejrzeć rejestry i sprawdzić czy kiedykolwiek byłem udziałowcem firm bukmacherskich. Oczywiście znam ludzi z tej branży, jak większość osób działających w polskim sporcie, z wieloma rozmawiałem, także z tymi, którzy chcieli zakładać takie biznesy, ale nie miałem i nie mam żadnych takich udziałów. Nigdy też dla żadnego bukmachera nie pracowałem. Natomiast to jest właśnie taki temat, który ten człowiek cały czas próbuje podgrzewać. Szuka na siłę czegokolwiek, co można by powiązać z moim zaangażowaniem w polskim futbolu. Jak na te zarzuty reagowali prezesi Boniek i Kulesza? Wzywali pana na jakieś rozmowy? - Oczywiście. To zupełnie normalne. Zostałem odpytany, musiałem szczegółowo opowiedzieć o tej sytuacji. Moje wyjaśnienia zostały w pełni przyjęte. Jeszcze raz podkreślam, można śmiało sprawdzić KRS wszystkich działających w Polsce firm bukmacherskich oraz wszelkie podobne rejestry za granicą i mojego nazwiska, ani nazwiska mojej partnerki nie znajdzie się w jakiejkolwiek konfiguracji połączenia z bukmacherką. Wróćmy jeszcze do wątku waszego życia intymnego. O tym też Boniek i Kulesza byli informowani? - Tak. Zresztą pani sędzia prowadząca rozprawę i tak ograniczyła liczbę świadków, bo pierwsza lista miała około stu nazwisk. Łącznie z piłkarzami Lecha Poznań czy reprezentacji Polski... Po ograniczeniu jej do zarządów PZPN i WZPN stwierdziła, że ich odpowiedzi niczego do sprawy nie wniosły. Ale to kolejny przykład próby dyskredytowania mnie w środowisku. Wielokrotnie musiał się pan tłumaczyć w sądach i na policji z powodu zarzutów stawianych przez tego człowieka? - Na pewno jest pan na to gotowy? Przekonajmy się. - Kilkanaście razy. Z jakichś przyczyn? - Chronologia może nie być zachowana, ale wygląda to mniej więcej tak: oskarżenie o współudział w kradzieży samochodu jego matki. O uszkodzenie jego samochodu. O próbę przejechania go, kiedy jechał na rowerze. O próbę pobicia, zresztą wspólnie z moją partnerką. O to, że groziłem mu śmiercią. O to, że ukradłem dokumenty jego spółek - uwaga - z jego domu. Że rzekomo ukradłem jakieś jego innowacyjne projekty w celu ich wykorzystania. Że podrobiłem jego podpis na wekslach, żeby je wykorzystać przeciwko niemu. Sugerował nawet, że jestem powiązany ze środowiskiem przemytników i przestępstwami VAT-owskimi. W jednym z pism widnieje nawet coś takiego, że popełniłem przeciwko niemu "groźby nieokreślonego przestępstwa, która to groźba wzbudzała w nim obawę spełnienia się". Brzmi bardzo zagmatwanie. - "Groźby popełnienia nieokreślonego przestępstwa, która to groźba wzbudziła w nim obawę spełnienia"... Sam pan widzi... Do tego jeszcze te wszystkie wydumane i wymyślone sprawy powodują w nim "ogromne ślady w psychice jako osoby pokrzywdzonej". Przecież to są opary absurdu. Chociaż chyba skończyły mu się pomysły i zatacza koło, bo w zeszłym roku to moja partnerka została pomówiona o to, że tym razem to ona zniszczyła samochód. W tym doniesieniu jest napisane, że nie widziano sprawców, nie widziano, kiedy to się stało, ale najprawdopodobniej zrobiła to ona... Na tej podstawie policja musi wszcząć jakieś działania, musi przesłuchać świadków. Skończy się to oczywiście umorzeniem, ale zajmuje czas. W ogóle ten człowiek założył Barbarze ponad 50 różnego rodzaju spraw, w większości o charakterze gospodarczym. Prawie wszystkie zostały już umorzone, kilka się jeszcze toczy, ale myślę, że wkrótce także zostaną wyjaśnione. Czego dotyczą sprawy, które nie zostały jeszcze zamknięte? - Jest choćby taka sprawa, w którą ja również zostałem wplątany. Dotyczy uszczuplenia majątku jednej z ich rodzinnych spółek, to skomplikowana sprawa gospodarcza, która jest konsekwencją sprawy rozwodowej. Zostałem oskarżony o udział w podpisaniu nieuzasadnionej ekonomicznie umowy dzierżawy, co miało zaszkodzić wierzycielom tej spółki. To oskarżenie też jest bezpodstawne. Dysponuję opinią uznanego biegłego z dziedziny ekonomii i gospodarki, który jednoznacznie wskazuje, że te zarzuty są nieuzasadnione i nie mam wątpliwości, że ta sprawa również zostanie rozstrzygnięta na moją korzyść. Ale trzeba poświęcić na to czas, pieniądze, stracić nerwy. To nic przyjemnego. A czy jakiekolwiek zarzuty okazały się prawdziwe? Bo rozumiem, że wszystkie te sprawy trafiały do sądu? - Żadne nie okazały się prawdziwe i nie wszystkie trafiły do sądu. Często były umarzane już przez policję lub na etapie składania wyjaśnień. Ale kilkanaście razy byłem na policji i wyjaśniałem, że mu nie groziłem, że nie zniszczyłem mu samochodu i tak dalej.... I tak umarzano jedną po drugiej. Jest kilka spraw, które jeszcze są na etapie sprawdzania przez policję i ta jedna sprawa sądowa, o której przed chwilą powiedziałem. Ale zdecydowana większość już jest zakończona. Rozmawialiśmy o reakcji prezesa Kuleszy i Bońka. Były jednak, jak sam pan powiedział, także donosy składane do międzynarodowych władz piłkarskich - FIFA i UEFA, oraz państwowych - prezydenta Dudy, ministra sprawiedliwości, CBA... Kiedykolwiek spotkał się pan z reakcją z ich strony? - Do mnie informacja o jakiejkolwiek reakcji nigdy nie dotarła. Dlaczego do tej pory nie złożył pan zawiadomienia o stalkingu? - Rozmawiałem już ze swoim prawnikiem na ten temat, podejmiemy odpowiednie kroki. Tym pierwszym była już sprawa zgłoszona w 2020 roku o nielegalne podsłuchy, w której stalker w 2023 roku dostał wyrok. Dobrze, ale dlaczego przez tyle czasu pan nie zareagował? - Mieliśmy nadzieję, że po wyroku z 2023 roku ten człowiek się opamięta. Niestety, tak się nie stało. Czarę goryczy przelało natomiast to, co wydarzyło się na ślubie mojej córki. Wtedy granice zostały przekroczone. Co się stało? - Na gości, którzy wychodzili z kościoła po zakończeniu ślubu, czekały banery porozwieszane na płotach i ulotki porozrzucane na ziemi, a na nich treści szkalujące mnie i moją rodzinę. Przygotowano to w trakcie ceremonii ślubnej, żeby wywołać szok po wyjściu pary młodej z kościoła! Wyobraża pan to sobie? Moje dziecko nic mu nie zrobiło, nie jest w tę sprawę w ogóle zaangażowane. I ten człowiek zrobił wszystko, aby popsuć najpiękniejszy dzień jej życia. Wiele rzeczy widziałem w życiu, ale czegoś takiego jeszcze nie. O ile ataki na siebie jakoś znosiłem, o tyle tego ataku na moje dziecko mu nie zapomnę. Takie sprawy muszą mocno odbijać się na życiu rodzinnym. Pana partnerka bardzo przeżywa te oskarżenia? - Nie ukrywam, że sytuacja jest bardzo trudna. Przeżywa to nie tylko moja partnerka, ale są w tym wszystkim też dzieci. Sytuacja jest delikatna, dotyczy naszego życia prywatnego, dlatego tak długo nie chciałem zajmować się tym publicznie. Teraz mówię o tym po raz pierwszy, bo granice zostały przekroczone. Jako piłkarzowi nigdy nie brakowało mi charakteru, jako głowie rodziny - również. I nie pozwolę, żeby ktoś niszczył nam życie. Rozmawiał: Wojciech Górski *Część donosów na Pawła Wojtalę, kierowanych m.in. do ówczesnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, a podpisanych imieniem i nazwiskiem, została udostępniona do wglądu redakcji.