Wszędzie tylko futbol, aż strach sięgnąć po pilota. W pierwszym kanale RTP1 studio, w którym dwie atrakcyjne modelki oceniają seksapil piłkarzy i wymieniają przymioty urody Cristiano Ronaldo i jego kolegów z reprezentacji kraju. W RTP2 nieustanne relacje z treningów narodowej jedenastki, a także reporter analizujący sytuację po bezbramkowym remisie z Wybrzeżem Kości Słoniowej w pierwszym spotkaniu grupy G. W tle autokar z piłkarzami jadący w eskorcie policji na stadion. Informacyjny kanał portugalskiej telewizji do znudzenia powtarza konferencję prasową z trenerem reprezentacji i najlepszymi zawodnikami. Tematem numer dwa jest wieczorna wygrana Brazylii z Koreą Płn. 2-1, a także uwielbienie dla "Canarinios". Trudno się dziwić, bo przecież właśnie portugalska wyprawa złożona z 13 okrętów, prowadzona przez Pedro Alvaresa Cabrala, odkryła 22 kwietnia 1500 roku Brazylię, która przez trzy wieki była kolonią tej europejskiej potęgi dalekomorskiej. Do późnych godzin nocnych na ulicach Lizbony słychać było radosne okrzyki i klaksony samochodów ozdobionych flagami obydwu krajów. W Portugalii mieszka i pracuje wielu emigrantów z Brazylii, którzy często zostawili rodziny w ojczyźnie. W komentarzach po pierwszej kolejce spotkań w grupie G można wyczuć ton nadziei, że "brazylijska siostra" okaże się łaskawa w ostatnim meczu i otworzy "dawnej koronie" drzwi do drugiej fazy mistrzostw świata. Przy odrobinie szczęścia i korzystnym układzie w tabeli remis może się okazać bowiem bezcenny. Ucieczki od futbolu nie daje nawet przełączenie telewizora na kanał dziecięcy Panda. Tam w przerwie pomiędzy bajkami rozbrzmiewa bojowy teledysk z komputerową animacją. Przedstawia trójkę nastolatków śpiewających chwytliwy refren: "Um, dois, tres, goool Portuguese!". Na dłuższą metę ta zabawna piosenka wpada w ucho i nawet ktoś obojętny na futbol podświadomie zaczyna ją nucić. W sumie to nie wstyd, skoro w tym roku "piłkarska fiesta" usunęła w weekend w cień nawet tradycyjne festyny dla Św. Antoniego Padewskiego, patrona mieszkańców Lizbony, a szczególnie jednej z najstarszych jej dzielnic Alfamy. Mieszkańcy Portugalii żyją swoim rytmem, wyznaczanym przez prozaiczne codzienne rytuały. Nie przeszkadzają im w tym turyści licznie odwiedzający niegdyś jedną z najzamożniejszych potęg kolonialnych świata. Stałym obrazem są tu elegancko ubrane panie oblegające lady w kameralnych pasiteriach, które słodycz ciastek próbują zrównoważyć goryczą malutkiej filiżanki mocnej kawy. Natomiast panowie, w równie ciasnych cafeteriach tradycyjnie obok "małej czarnej" sączą kieliszek porto czy lekkie miejscowe piwo Sagres, zaostrzając ich smak i apetyt nadmiernie często zapalanymi papierosami. Te małe lokale, licznie rozsiane na każdej ulicy wszystkich portugalskich miast, w takcie mistrzostw świata z trudem mogą pomieścić stałych bywalców i okazjonalnych kibiców podczas najciekawszych telewizyjnych transmisji z RPA. To poważnie komplikuje życie tym, którzy nie przepadają za futbolem i to w tak solidnej dawce. Szczególnie, gdy chcą jedynie zamówić "uma bicę", czyli małą filiżankę mocnej kawy. Właściwie kiedy już im się udaje dopchać do baru i ją zamówić, to mogą przy okazji zmniejszyć dyskomfort wszechobecnie panującej piłkarskiej gorączki. Amatorzy portugalskich trunków mogą wybierać pomiędzy porto, maderą, giginją (wzmacnianą wiśniówką) czy bardzo słodkimi likierami z różnych owoców, a nawet migdałów. Przy kilku udanych "podejściach" mimowolnie zaczynają akceptować rozentuzjazmowany tłum i nawet nie zauważają momentu, w którym sami stają się wiernymi fanami portugalskiej piłki i członkami rozkrzyczanego fanklubu Cristiano Ronaldo.