Dramat Luke'a Abrahamsa zaczął się w połowie zeszłego miesiąca. Jak opisuje brytyjski "Independent", 20-letni piłkarz zgłosił się w styczniu do lekarza z Penvale Medical Center i skarżył się na silny ból gardła. Zdiagnozowano u niego zapalenie migdałków. Kilka dni później stan młodego mężczyzny gwałtownie się pogorszył. Rodzice - Richard Abrahams i Julie Needham - zabrali go do szpitala, lecz odesłano ich z kwitkiem. Nie wykonano żadnych dodatkowych badań. Wrócili do domu, gdzie objawy u Luke'a nasiliły się. Po dwóch dniach miał błagać rodziców, by zadzwonili po pogotowie i mówić, że "nie może już znieść bólu". Cierpiał już nie tylko z powodu bólu gardła, ale również przez silny ból nogi, rozprzestrzeniający się na lewy pośladek i uniemożliwiający wstanie z łóżka. Matka zadzwoniła pod numer alarmowy. I tu wersje są dwie: według jednej odmówiono jej wysłania karetki, według drugiej sanitariusze przyjechali, ale doszli do wniosku, że nic krytycznego się nie dzieje i że hospitalizacja nie jest konieczna. Według rodziny Abrahams został przebadany w szpitalu dopiero 22 stycznia (czyli około tydzień od pierwszej konsultacji lekarskiej). Kilka godzin później, w nocy 23 stycznia, wezwano rodzinę do kliniki. Wtedy przekazano, że Luke jest w złym stanie i ma około 50 procent szans na przeżycie. W dalszej kolejności zdecydowano o operacji. Amputowano jedną nogę 20-latka, ale to było za mało. Działania zostały podjęte prawdopodobnie zbyt późno. Lekarze nie mogli uratować życia Abrahamsa. Zmarł na stole operacyjnym. Sekcja zwłok wykazała, że Luke cierpiał na zespół Lemierre'a - sepsę poanginową i zakaźną formę infekcji bakteryjnej. Śmiertelność przy prawidłowo zdiagnozowanej chorobie wynosi około 5-18 procent. W przypadku zbyt późnego rozpoznania szanse gwałtownie maleją. Żona Christiana Atsu o ostatniej rozmowie z mężem. Łamie serce. Tak jak ostatni wpis piłkarza Rodzice zmarłego 20-latka mają żal do lekarzy. "Nie rozpoznali nagłego przypadku". Oczekują wyciągnięcia konsekwencji Rodzice Luke'a Abrahamsa są zrozpaczeni. Chcą, by odpowiedzialni za śmierć syna ponieśli konsekwencje. "Nikt nie wziął odpowiedzialności za jego śmierć. Kiedy po raz pierwszy zgłosił się do lekarzy, a potem zaczął narzekać na ból w nodze, powinien był przejść więcej badań" - mówi ojciec 20-latka cytowany przez "Independent". Sygnalizuje coś jeszcze, a mianowicie brak odpowiedniej liczby wizyt twarzą twarz. "Jaki jest sens telefonicznych konsultacji z lekarzem? Lekarze muszą zobaczyć cię osobiście, aby postawić prawidłową diagnozę i dlatego został źle zdiagnozowany" - przekonuje. Dodaje, że lekarze "nie rozpoznali nagłego przypadku". Twierdzili, że młody piłkarz "ma po prostu zapalenie migdałków i rwę kulszową". "Nie mam pewności, czy na pewno byłby tutaj teraz z nami, ale [lekarze] poszli na skróty i źle go zdiagnozowali. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, żaden z pracowników służby zdrowia nie wykonał należycie swojej pracy. Pozostaje nam tylko gdybanie" - mówi rozgoryczony Richard Abrahams. Wspomina ostatnie słowa syna przed śmiercią. "Powiedział: 'Tato, nic mi nie będzie, zaopiekuj się Jakem i mamą'. Wtedy poczułem, że wiedział, że umrze. Luke próbował nas chronić". Rzecznik placówki medycznej Integrated Care Northamptonshire zadeklarował, że sprawa jest właśnie analizowana. "W imieniu NHS w Northamptonshire pragniemy złożyć najszczersze kondolencje rodzinie, nasze myśli są z nimi w tym bardzo trudnym czasie" - przekazał. Pogrzeb Luke'a Abrahamsa odbędzie się 22 lutego. Zdecydowano, że uroczystość będzie transmitowana online. "Wiemy, że wielu ukochanych przyjaciół Luke'a może nie być w stanie przybyć, więc Julie i Richard dzielą się dostępem do łącza online, aby upewnić się, że wszyscy będą mogli się pożegnać na swój własny sposób" - wyjaśniono w komunikacie. Wcześniej kondolencje złożyli przedstawiciele The Northamptonshire Combination Football League oraz Nene Sunday League. Kapitalne zachowanie sędziego. Pozwolił uczcić pamięć tragicznie zmarłego Christiana Atsu