Po pierwsze - dla samej Australii, która do bezradnych Samoańczyków strzelała jak do kaczek. Australijscy piłkarze w pewnym momencie tego meczu nie wiedzieli już nawet, co począć, bowiem zespół Samoa Amerykańskiego nie był w stanie niczym się im przeciwstawić. Mogli robić co chcą, strzelać kiedy chcą i ile chcą. Byli skonfudowani. 31-0 było rekordem. Nikt nigdy z nikim nie wygrał tak wysoko w oficjalnych meczach reprezentacji. Samoa Amerykańskie i Australia zapisały się w dziejach futbolu, kto wie - może już na wieczność, w każdym razie od 20 lat nikt nie zbliżył się do tego rezultatu. Sam Archie Thompson zdobył w tym spotkaniu aż 13 goli. David Zdrilic dołożył osiem, co pewnie w każdym innym meczu byłoby dorobkiem nie do pobicia. Con Boutsianis popisał się hat-trickiem, a Tony Popovic, Aurelio Vidmar i Simon Colosimo wbili po dwa. Do przerwy mieliśmy już 16-0. Słowem, cokolwiek by nie napisać o wyniku tego meczu i dorobku zawodników Australii, i tak trudno w to uwierzyć. Australia gromi i zmienia zasady Australia o udział w mistrzostwach świata walczyła od 1966 roku i do tej pory raz udało się jej zakwalifikować - wzięła udział w pamiętnym dla nas turnieju w 1974 roku, gdzie nawet udało się jej zremisować 0-0 z zespołem Chile. Wówczas kwalifikacje stref Azji i Oceanii były połączone, więc Australijczycy rywalizowali nie tylko z Nową Zelandią, ale także np. z Indonezją, Irakiem, Iranem czy Koreą Południową.CZYTAJ TAKŻE: Ogromna sensacja w eliminacjach strefy azjatyckiejZ czasem strefy rozłączono i dlatego w walce o mundial 2002 zespół australijski bił się już z rywalami takimi jak Samoa Amerykańskie, z maleńkiej części pacyficznego archipelagu. Debiutantem na takich salonach. Australia w tych kwalifikacjach wygrała m.in. 22-0 z Tonga czy 11-0 z Samoa Zachodnim, ale wynik meczu z Samoa Amerykańskim przebił wszystko. Mimo tych pogromów Australijczycy i tak na mistrzostwa świata nie pojechali. Przegrali międzykontynentalny baraż z Urugwajem. Zniesmaczeni jednak tym, co się wydarzyło w trakcie, uznali że nie ma sensu grać z takimi mizeraczkami jak ekipy w Oceanii i doprowadzili ostatecznie do jednej z najpoważniejszych zmian w zasadach eliminacji. W ich efekcie Australię wyjęto z Oceanii, gdzie pozostali sami słabeusze, i przesunięto do strefy Azji. Podziałało, od tamtej pory zespół australijski gra na mundialach za każdym razem, teraz też jest na dobrej drodze do awansu. Samoa pogrążone w depresji Poważne konsekwencje spadły też na zespół Samoa Amerykańskiego. Po tej klęsce niemal się on rozpadł. Bramkarz Nicky Salapu rzucił grę w piłkę nożną i jako rekordzista Guinnessa wyjechał do USA, gdzie leczył depresję. Inni piłkarze byli równie zdemolowani tym, co się stało, ale z biegiem czasu stopniowo wracali do treningów. Samoańska federacja postanowiła spróbować odbudować reprezentację i ściągnęła z Ameryki holenderskiego trenera Thomasa Rongena. Przyjechał, by ratować drużynę, tymczasem w konsekwencji to drużyna uratowała jego. O tym właśnie opowiada znakomity dokumentalny film "Następnym razem wygramy" (Next Gol Wins), nakręcony przez Mike'a Bretta i Steve'a Jamisona w 2014 roku, a także fabularna wersja stworzona w tym roku przez znanego nowozelandzkiego reżysera Taikę Waitiego ("Jojo Rabbit", "Boy", "Orzeł kontra rekin") z Michaelem Fassbenderem w roli holenderskiego szkoleniowca. Ten film na razie nie jest przewidziany do dystrybucji w Polsce, ale kto wie, może uda się go jednak u nas zobaczyć W dziejach futbolu nie było chyba meczu, który zaowocowałby aż tak niezwykłymi opowieściami filmowymi. Wiele innych starć było pokazywanych w filmach i obrosło legendą, ale to jest opowieść niezwykła, bowiem traktuje o katharsis. Już Arystoteles mawiał, że bez niego jakikolwiek spektakl jest niepełny.W tym wypadku Australia wyniosła się ze strefy Oceanii, pozostawiając po sobie zniszczenie i demony. Samoa Amerykańskie pod wodzą Thomasa Rongena powoli podnosiło się z upadku, a siła mentalna i zespołowość piłkarzy reprezentacji oczyściło nie tylko zespół, ale i jego. Holender przyjechał na pacyficzne wyspy po osobistej tragedii, jaką przeżyła jego rodzina. - Ten zdemolowany klęską z Australią mały zespół mi pomógł się z nią zmierzyć - mówił i potwierdzał, że tak jak samoańscy piłkarze, tak i on musiał stanąć naprzeciw tego, co rujnowało mu psychikę. Bramkarza Nicka Salapu udało się sprowadzić na powrót z Ameryki i nakłonić do powrotu do gry w piłkę. Pozostali zawodnicy z mozołem tworzyli zespół, nie bez problemów. Spoiwem okazała się Johnny Jaiyah Saelua - jedna z nielicznych osób niebinarnych, które dopuszczono do gry w reprezentacjach. To o tym zawodniku trener Rongen mówił do swej żony: - Porozmawiaj z nim, proszę, jak kobieta z kobietą. Samo Amerykańskie wreszcie wygrało Jeszcze w 2004 roku zespół Samoa Amerykańskiego notował dwucyfrowe klęski np. 0-11 z Fidżi, 0-10 z Papuą-Nową Gwineą, 1-12 z Wyspami Salomona czy 0-15 z Vanuatu. Przegrał nawet 0-2 z Guam, był najsłabszy na świecie i świetnie pasował do popularnych dzisiaj stwierdzeń, że z takimi zespołami nie powinno się w ogóle grywać oraz pytań, jaki sens mają takie mecze.Dla Samoańczyków miały ogromne. Krok po kroku, kłopot po kłopocie i mecz po meczu doskonalili się, aż wreszcie przyszły eliminacje mistrzostw świata w 2014 roku. Zanosiło się więc na kolejne pogromy, tymczasem Samoańczycy wyszli na mecz z Tonga i 22 listopada 2011 roku, dziesięć lat po klęsce z Australią wygrali go 2-1.Doznali odkupienia. Nadeszło oczekiwane katharsis. Jak mówił trener Rongen, nie był to jednak cud, ale efekt wykonanej pracy i przemiany, jaką przeszli rozbici Samoańczycy. W końcu wygrali!Nie udało im się wyjść z grupy, jako że ulegli swemu znacznie większemu sąsiadowi Samoa Zachodniemu 0-1, ale osiągnęli swój cel.W walce o kolejny mundial, tym razem w Rosji w 2018 roku, zespól Samoa Amerykańskiego pokonał 2-1 Tonga i 2-0 Wyspy Cooka, a awans przegrał gorszą różnicą bramek niż Samoa Zachodnie. W wypadku obecnych eliminacji Samoańczycy chcieli już ten cel osiągnąć, ale na przeszkodzie stanął Covid-19. Eliminacje w strefie Oceanii wciąż bowiem nie ruszyły i być może nie ruszą. Na razie pojawiła się koncepcja, by rozstrzygnąć je w formie jednego turnieju w Katarze.Na grę czeka jednak aż 11 ekip i pytanie, czy wszystkie zostaną dopuszczone do walki w takim turnieju. Przywilej może dać ranking FIFA, w którym Samoa Amerykańskie zajmuje dopiero 192. miejsce, ósme na kontynencie. Losy małej drużyny i tego, czy w ogóle stanie do walki o mistrzostwa świata ważą się w tej chwili.