5 milionów złotych dla zwycięzcy Pucharu Polski! To niesamowita premia finansowa, którą w tym sezonie zainkasował Raków Częstochowa. Wiadomo, że finanse są ważne, ale też finanse biorą się z pewnego mechanizmu, który wprowadził Zbigniew Boniek. Po pierwsze partnera telewizyjnego, który zagwarantował celebrację Pucharu Polski od pierwszej rundy na szczeblu centralnym aż do finału. Po drugie rozgrywki znalazły sponsora tytularnego. Po trzecie - zostały na stałe wpisane w kalendarz, którego dopełnieniem jest 2 maja - Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej. Niby proste, ale przez dziesiątki lat nie udawało się żadnemu prezesowi PZPN. Nie chcieli? Nie mogli? Nie potrafili? Pewnie wszystkiego po trochu... Na finałach brakowało nawet prezesów PZPN... Ktoś powie - ale Boniek miał łatwiej, bo był już Stadion Narodowy w Warszawie. Tyle, że nie w samym stadionie istota rzeczy. Owszem - Stadion Narodowy dodaje splendoru, ale na wagę walki o trofeum pracuje się cały rok. Michał Listkiewicz, czy Grzegorz Lato - poprzedni prezesi PZPN - też mogli ustanowić jeden stadion, aby rozgrywać finały. Ba, mogli dookreślić kalendarz. Tymczasem Puchar Polski to były rozgrywki "Od Sasa do Lasa". Dość powiedzieć, że miasta 10 poszczególnych finałów przed prezesurą Bońka były następujące: 2003 - Kraków i Płock (bo finał był rozgrywany w formule dwumeczu), 2004 - Poznań i Warszawa (dwumecz), 2005 - Grodzisk Wielkopolski i Lubin, 2006 - Lubin i Płock (dwumecz), 2007 - Bełchatów, 2008 - Bełchatów, 2009 - Chorzów, 2010 - Bydgoszcz, 2011 - Bydgoszcz, 2012 - Kielce... Finał w kalendarzu krążył: 2003 - 7 i 14 maja, 2004 - 18 maja i 1 czerwca, 2005 - 18 i 21 czerwca, 2006 - 26 kwietnia i 3 maja, 2007 - 1 maja, 2008 - 13 maja, 2009 - 19 maja, 2010 - 22 maja, 2011 - 3 maja, 2012 - 4 maja... Frekwencja często była kiepska, a na finałach brakowało nawet prezesów PZPN. Nie żartuję! "Impreza tysiąca drużyn" przestawała się dla nich liczyć, gdy wzywał świat. W 2005 roku prezes związku, Listkiewicz był delegatem FIFA na Pucharze Konfederacji w Niemczech. Trofeum wręczał wiceprezes PZPN, Eugeniusz Kolator. W 2010 ówczesny prezes PZPN Grzegorz Lato poleciał do Madrytu na finał Ligi Mistrzów, więc trofeum w Bydgoszczy wręczali minister sportu, Adam Giersz w towarzystwie wiceprezesa PZPN, Antoniego Piechniczka... A propos frekwencji - 9 edycji za Bońka, jeśli chodzi o finały, zgromadziło na trybunach 335,5 tysiąca widzów (a była konieczność rozegrania ostatniego bez publiczności). Średnia frekwencja na Narodowym to było 44 tysiące widzów - tylko dlatego, że ograniczenia wprowadzała policja ze względów bezpieczeństwa. 10 finałów od 2003 do 2012 zgromadziło na trybunach (aż cztery razy były to dwumecze!) tylko 162 tysiące kibiców... "Przy kalendarzu majstrowano raz za razem" Gdy Boniek objął stanowisko prezesa PZPN - jesienią 2012 - nie wiadomo było, gdzie finał Pucharu Polski. - Nie żartuję! - przyznaje "Zibi" - Nie znana była lokalizacja. Podobnie było z kalendarzem, przy którym majstrowano raz za razem... Stadion Narodowy niby stał od 2011 roku, a od zimy 2012 był oddany do użytku, ale politycy nie bardzo chcieli się zgodzić na klubowe mecze na tym obiekcie. Słynny był przypadek niedoszłego spotkania Superpucharu Polski, Wisła - Legia, kiedy ministra sportu, Joanna Mucha dopytywał się: "Kto wybrał drużyny do tego meczu?". Boniek w sezonie 2012/2013 zarządzając kryzysem, uznał, że 59. edycja w historii zakończy się dwumeczem. Pierwszy finał rozegrano 2 maja we Wrocławiu, a rewanż pomiędzy Legią a Śląskiem 8 maja w Warszawie. Andrzej Gowarzewski na łamach kapitalnego wydawnictwa "Puchar Polski" (GiA) komentuje: "Historyczna edycja, choć chyba nikt jeszcze o tym nie wiedział? Wrocław i nowa arena mogą być ostatnimi, wraz z Łazienkowską, poza narodowym stadionem w stolicy kraju, który gości grę finałową o Puchar Polski. Oby tak się stało, bo ta impreza wymaga szacunku, a jej przeszłość w roli cyrku objeżdżającego polską prowincję, nawet w najlepszym znaczeniu tego słowa, na to nie zasługuje. Nawet jednorazowy - mamy nadzieję - powrót do skompromitowanego dwumeczu - traktujemy, jako agonalną usterkę". Pirotechnika a Narodowy - to problem także przyszłego szefa PZPN... Boniek postanowił twardo negocjować z władzami - gwarancja meczów reprezentacji o stawkę, ale i finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. To był pomysł, który udało się zrealizować już w 2014 roku, gdy w finale spotkały się Zawisza Bydgoszcz i Zagłębie Lubin. Gowarzewski na łamach wydawnictwa "Puchar Polski" komentuje: "2 maja 2014 roku byliśmy świadkami historycznego dnia w dziejach Pucharu Polski, ale i naszego futbolu - finał na Stadionie Narodowym, w stolicy kraju. Tak, jak trzeba. Zawsze! Jak dzieje się we wszystkich cywilizowanych futbolowo państwach świata, tak jak przystoi tradycji polskiej piłki, jak należy się sympatykom futbolu nad Wisłą - naszym rodakom". Łatwo napisać, trudniej zrobić. Gdy okazało się, że w 2015 roku parę finałową tworzą Legia i Lech, wojewoda mazowiecki znowu straszył odwołaniem meczu. Boniek kategorycznie stwierdził, że finał przeprowadzi (może kiedyś poznamy więcej kulis)... Ostatecznie w latach 2014-2019 każdy finał odbył się na Stadionie Narodowym - każdy 2 maja danego roku. W sytuacji pandemicznej Boniek zmuszony był przenieść finały do Lublina w 2020 i 2021, a miasto kapitalnie wywiązało się z organizacji - raz z ograniczoną liczbą widzów (3,5 tysiąca), a ostatnio bez publiczności (poza VIP-ami). Przyznajmy, że finały na Narodowym to wielkie wyzwanie dla PZPN - dla samego Bońka. Ze względu na zachowanie ultrasów, którzy za każdym razem chcą udowodnić, że celem jest pokaz pirotechniczny, jakiego kula ziemska nie widziała. Niebezpiecznie było już w 2015 roku, szczególnie dramatycznie na finale w 2016, gdy Arkadiusz Malarz dostał racą w głowę, czy w 2018, gdy strzelano rakietnicami w telebimy. W 2019 ultrasi Lechii i Jagiellonii też za wszelką cenę chcieli wnieść setki środków pirotechnicznych... Pytanie, jak radzić sobie w przyszłości. Na pewno jest doświadczenie poprzednich edycji i zaostrzonej kontroli. Bo że finał Pucharu Polski w określonym terminie i na Stadionie Narodowym, to pewnik u nowego prezesa PZPN. Też odpowiednie finansowanie rozgrywek, łącznie z premią dla zwycięzcy. Z tego już nikt nigdy nie może się wycofać! Boniek spowodował, że Puchar Polski uzyskał należną rangę w kalendarzu piłkarskim Polski. Już nie musimy patrzeć z zazdrością na Wembley w Londynie, czy Olympiastadion w Berlinie. Możemy się cieszyć z walki o trofeum w całym sezonie - z finałem 2 maja. Tylko tyle? Aż tyle! Roman Kołtoń, "Prawda Futbolu"