Bez względu na sympatię, czy antypatię futbol niemiecki nie pozwala światu na obojętność. Choćby ze względu na pragmatyzm i sukcesy, które odnosił nawet w czasach kryzysu. Osiem lat temu Rudi Voeller zabrał do Azji "najsłabszy" zespół, jaki Niemcy mieli w historii piłkarskich mistrzostw świata, by zabrnąć z nim aż do finału stawiając czoła oszałamiającej Brazylii. W meczu o złoty medal nie mógł zagrać Michael Ballack - powszechnie uznawany za jedynego ponad przeciętnego gracza z pola w tamtej drużynie. Bezdyskusyjną gwiazdą był tylko bramkarz Oliver Kahn. Osiem lat później, w RPA Niemcy znów zagrają bez Ballacka, który przez te lata pozostał jedynym wielkim niemieckim nazwiskiem w światowej piłce. Nie przeszkodziło to jednak reprezentacji zdobywać medali na ostatnich imprezach - brązu cztery lata temu na mistrzostwach świata u siebie i srebra na Euro 2008 w Szwajcarii i Austrii. Kontuzja gracza Chelsea zmusiła Joachima Löwa do odmłodzenia drużyny. W ostatnim sparingu z Bośnią i Hercegowiną (wygranym 3-1) jego miejsce zajął 21-letni Mesut Özil. Może on stanie się symbolem nowej generacji, która bez kompleksów jedzie do RPA. Średnia wieku podstawowej jedenastki na sparing z Bośniakami wynosiła zaledwie 25,2 lata. Przez lata futbol niemiecki był na fali opadającej: kluby Bundesligi coraz mniej znaczyły w rywalizacji międzynarodowej, w czołowej piątce laureatów "Złotej Piłki" w kończącej się dekadzie znaleźli się tylko Kahn i Ballack - ostatni raz w 2002 roku! Deficyt gwiazd drużynie narodowej przesadnie nie szkodził, można jednak sobie wyobrazić, jak poczuli się kibice niemieccy, gdy ich drużyny wygrały rywalizację w Europie we wszystkich młodzieżowych rocznikach. Dziś nie przeraża ich to, że Löw zabiera do RPA najmłodszą drużynę od 76 lat. Tylko na debiutanckim mundialu we Włoszech w 1934 roku Niemcy mieli mniej doświadczony skład zajmując trzecie miejsce. To już jednak prehistoria. Symboliczny był dla Niemców ostatni finał Ligi Mistrzów. Po 9 latach zagrał w nim Bayern Monachium. Rywalem był Interem Mediolan bez gracza włoskiego w podstawowej jedenastce. Italia cieszyła się ze zwycięstwa, ale jedyny mistrz świata, 37-letni Marco Materazzi pojawił się na murawie Santiago Bernabeu w 90. min z przyczyn czysto symbolicznych. Tymczasem trener Bawarczyków Louis van Gaal wykorzystał w finale aż siedmiu graczy niemieckich (Butt, Lahm, Badstuber, Schweinsteiger, Klose, Mueller, Gomez). "Nie ma gwiazd w drużynie, to drużyna jest gwiazdą" - skrzypiący frazes Berti Vogtsa, trenera mistrzów Europy z 1996 roku wydaje się aktualny do dziś. Reprezentacja Niemiec jest w światowej piłce najdoskonalszym z przykładów zespołowości. Olśniewa incydentalnie, nie ma piłkarzy miary Messiego, Xaviego, Kaki, Cristiano Ronaldo, albo Lamparda, a jednak dokonuje cudów na każdym niemal turnieju. Wygrywanie nieefektowne, najmniejszym nakładem sił opanowała w stopniu ocierającym się o doskonałość. "Niemce to są Niemce" - powiedział przed finałem Euro'96 Karel Poborsky, po czym Czesi przegrali złote medale w dogrywce. Synonimem hartu ducha w piłce niemiecka maszyna futbolowa została na mundialu w Szwajcarii - przegrywając 0-2 w finale potrafiła odwrócić losy meczu ze "Złotą Jedenastką" Węgier - niepokonaną przez cztery lata (32 kolejne zwycięstwa). Ta opinia pogłębiła się w Meksyku 40 lat temu, gdy na 20 minut przed końcem ćwierćfinału Anglicy prowadzili 2-0, a pewny zwycięstwa Alf Ramsey zdjął z boiska Bobby Charltona. W strefie medalowej znaleźli się jednak rywale z Niemiec. Od tamtej pory tylko na turniejach w Argentynie, USA i Francji drużyna niemiecka nie zdobyła medalu MŚ. Dlatego słowa 26-letniego weterana Philippa Lahma, że w RPA zespół nie ma prawa myśleć o niczym poniżej półfinału, nie są dla nikogo przejawem manii wielkości. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!