Steven Gerrard, decydując się na karierę trenerską pewnie liczył na to, że jego droga będzie podobna do tej, jaką w przeszłości przeszli Pep Guardiola oraz Zinedine Zidane, a obecnie kroczy nią Xabi Alonso. Anglik z pewnością w swojej wizji idealnego świata widział siebie na stanowisku trenera Liverpoolu. Jak na razie zdecydowanie na ten zaszczyt nie zapracował. Dariusz Dziekanowski: Wielkie Derby (tylko) w Hiszpanii W styczniu 2023 roku do Gerrarda zgłosił się Polski Związek Piłki Nożnej, który poszukiwał nowego selekcjonera naszej kadry. Z pracą na tym stanowisku pożegnał się bowiem Czesław Michniewicz. Cezary Kulesza chciał człowieka z zagraniczną wizją i jednym z kandydatów był właśnie były trener Aston Villi. Potężna wtopa biznesowa Gerrarda. Ponad półtora miliona złotych straty Ostatecznie wybór padł na Fernando Santosa, który na tym stanowisku się nie sprawdził. Steven Gerrard z kolei odrzucił zakusy PZPN-u. Niedługo później związał się z arabskim Al-Ettifaq, w którym przez półtora roku zarobił potężne pieniądze. Te postanowił zainwestować. Były legendarny pomocnik zdecydował się włożyć ponad 370 tysięcy funtów (niecałe dwa miliony złotych) w firmę Angel Revive, którą prowadził jego znajomy. Za tę kwotę Gerrard otrzymał 25 procent udziałów, a firma zajmowała się sprzedażą "zdrowej" wody mineralnej. Szaleństwo wokół Zalewskiego, zmienia klub. Ogromna podwyżka dla Polaka Podobnie jak dotychczasowa kariera trenerska, również ta inwestycja nie okazała się udana. Wszyscy inwestorzy włożyli w firmę ponad dwa i pół miliona funtów. Działalność została jednak szybko zamknięta, a w oficjalnym dokumencie, ogłaszającym upadłość przekazano, że długi firmy przekroczyły pół miliona funtów. To oczywiście wiązało się z wielkimi stratami wszystkich inwestorów. Były angielski pomocnik z wpłaconych niespełna 400 tysięcy funtów odzyskał ledwie 50 tysięcy. Łatwo policzyć więc, że na całej tej inwestycji Gerrard zanotował stratę rzędu ponad półtora miliona złotych.