W zeszłym sezonie Toronto w decydującym spotkaniu fazy play-off po rzutach karnych przegrało właśnie z zespołem z Seattle. Teraz przez cały rok zawodnicy z Kanady myśleli o rewanżu. - To trofeum było dla mnie i dla każdego zawodnika oraz członka zespołu obsesją przed ostatnie 364 dni. Wszyscy trenerzy o tym także myśleli - powiedział kapitan FC Michael Bradley. - Tak naprawdę wszystko to, co zrobiliśmy w ostatnich 12 miesiącach było podporządkowane jednemu celowi. Nie mam słów, aby opisać to, co teraz czuję. Trudno jest opisać to, co działo się w naszym klubie przez ten czas. Ekipa z Toronto w MLS gra od 2007 roku i dopiero w 2015 roku po raz pierwszy awansowała do play-off. Żadna inna drużyna w historii tak tyle lat nie czekała na udział w tej fazie. - To była bardzo długa podróż, aby znaleźć się w tym miejscu, gdzie teraz jesteśmy. To niesamowite - dodał trener zwycięzców Greg Vanney, który wcześniej przegrał trzy finały w roli szkoleniowca Los Angeles Galaxy. W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu ekipa z Kanady kompletnie dominowała, ale kapitalnie w ekipie z Seattle spisywał się w bramce Sebastian Frei. W końcu w 67. minucie gola strzelił mu Jozy Altidore, który wcześniej w finale Konferencji Wschodniej także popisał się takim osiągnięciem. W starciu z Sounders podawał mu Sebastian Giovinco. Drużyna z Seattle straciła tym samym pierwszą bramkę w tegorocznym play-off. - To moja praca i moim zadaniem jako napastnika jest kreowanie sytuacji oraz próby strzelania goli. Dla wieczorów takich jak ten warto trenować i się poświęcać - mówił bohater. W doliczonym czasie gry sukces Toronto FC przypieczętował Victor Vazquez. - Jeszcze nigdy nie byłem w grupie ludzi, którzy byli tak zdeterminowali, aby osiągnąć sukces. Jestem bardzo dumny - dodał kapitan Bradley. Cały sezon MLS, w którym występują zespoły ze Stanów Zjednoczonych oraz Kanady można oglądać w Eurosporcie. Srogi