Lucas ćwiczył w klubie Barracas Central w Buenos Aires. Po treningu on i jego czterech kolegów wsiadło do Volksvagena Surana na ulicy Luzuriaga w dzielnicy Barracas. W pewnej chwili policjanci z komisariatu C4 zaczęli do nich strzelać. 17-latek został postrzelony w głowę, a potem odwieziony do szpitala, gdzie zmarł. Policja twierdzi, że samochód prowadzony przez chłopców uderzył w auto policyjne i nie zatrzymał się. Młodzi piłkarze zaczęli uciekać. Z kolei matka chłopca opowiada, że Lucas zabrał do klubu swoich czterech kolegów, którzy mieli w nim egzamin i chcieli w nim rozpocząć treningi. Wracając słuchali muzyki, zatrzymali się przy kiosku, a kioskarka zeznała, że byli mili, weseli, zachowywali się grzecznie. - Z relacji rodziców innych chłopców wiem, że przestraszyli się policyjnego samochodu, bo uznali, że mogą zostać okradzeni. Dlatego przyspieszyli - mówiła matka Lucasa. - Zabili mi syna, zmarnowali też moje życie. Mam nadzieję, że sprawcy poniosą konsekwencje - dodała. Klub zaoferował rodzinie zmarłego wsparcie i wszelką pomoc.