Mistrz Polski nad przepaścią, drastyczna degradacja. "Możemy zgasić światło"
Sześć lat temu grali na zapleczu Ekstraklasy i dumnie wspominali sezon, gdy zdobyli mistrzostwo Polski. Dziś jeżdżą na mecze do podkrakowskich wiosek i zastanawiają się, czy klub w ogóle przetrwa. A w tle są umowy z deweloperami, niejasności związane z bardzo atrakcyjnymi działkami i wzajemne oskarżenie kolejnych zarządów. Garbarnia Kraków stanęła nad przepaścią i czeka na wyrok.

By spróbować zrozumieć, skąd wzięły się kłopoty Garbarni, musiałem spotkać się z przedstawicielami trzech kolejnych zarządów:
- "Zarząd Pierwszy": wiceprezes Marek Siedlarz, sekretarz Jerzy Cierpiatka,
- "Zarząd Drugi": skarbnik, a następnie prezes Paweł Ciszek,
- "Zarząd Obecny": prezes Jacek Kaim i wiceprezes Marcin Penszkal.
Wszystkich łączą te same zapewnienia: że chcieli dla klubu jak najlepiej, że inni popełniali błędy, że to wszystko dziś powinno wyglądać zupełnie inaczej. No i wszyscy - bez względu na to, czy dziś są jeszcze związani z Garbarnią, czy nie - czekają na wyrok miasta ws. gruntów. - Jak się nie dogadamy, to będziemy musieli zgasić światło - przyznaje obecny prezes Jacek Kaim. Ale po kolei.
Garbarnia w Krakowie od lat jest klubem drugoplanowym. Miasto dzieli się na sympatyków Cracovii i Wisły, a Garbarnią, Hutnikiem czy Clepardią interesują się głównie mieszkańcy pobliskich osiedli. W pewnym momencie "Brązowi" zaczęli jednak znaczyć więcej - w sezonie 2018/2019 awansowali do I ligi. Ówczesny zarząd z chlubą wspomina tamten czas, obecny uważa, że był początkiem kłopotów.
W Garbarni lepiej zaczęło dziać się dzięki współpracy z deweloperami. Klub sprzedał część działek, a w zamian np. wybudował boiska oraz budynek klubowy. Były też pieniądze na wzmacnianie drużyny, stąd awans aż na zaplecze Ekstraklasy.
Czy umowę można było podpisać?
W 2020 r. "Zarząd Pierwszy" znalazł chętnego na kolejne atrakcyjne tereny, będące w zarządzaniu Garbarni na mocy wieczystego użytkowania. Klub podpisał wstępną umowę z deweloperem, firmą Noho Investment.
W niej było zapisane m.in., że jeżeli Garbarnia do 27 lutego 2021 r. uzyska warunki zabudowy na budownictwo wielorodzinne, to strony zawrą umowę przyrzeczoną, czyli działki zostaną sprzedane
Gdy w Garbarni oczekiwano na decyzję ws. warunków zabudowy dla inwestycji dewelopera, we władzach klubu nieoczekiwanie doszło do przewrotu. Jednym głosem powołano nowy zarząd, który przejął klub. Wówczas Garbarnia miała na koncie ok. dziewięciu milionów zł otrzymanych od Noho i czekała na decyzję ws. warunków zabudowy. Ta nadeszła w lutym, kilka dni przed terminem ustalonym z deweloperem. Strony jednak nie zdecydowały się parafować dokumentów. Zamiast tego powstał aneks.
- Po uzyskaniu prawomocnej decyzji WZ z 16.02.2021 zamiast podpisać umowę przyrzeczoną i zamknąć sprzedaż, podpisali aneks, w którym dopisano trzy nowe warunki do wypełnienia przez klub. Po pierwsze - Garbarnia miała uzyskać pozwolenie na budowę inwestycji mieszkaniowej i następnie przepisać je na Noho Investment, choć wcześniej nie było o tym mowy! Po drugie - teraz klub miał uzyskać zgodę na zmianę przeznaczenia gruntu ze sportowego na budownictwo wielorodzinne. I trzeci warunek, że klub uzyska zgodę na założenie nowej księgi wieczystej dla tej nieruchomości. W ten sposób z umowy, którą można było zamknąć, zrobiła się umowa, w której doszły trzy warunki i to bardzo trudne do spełniania dla Garbarni - twierdzi Siedlarz ("Zarząd Pierwszy").
Pod tym aneksem podpisał się min. Paweł Ciszek ("Zarząd Drugi"), wówczas skarbnik klubu, a później jego prezes. I dziś zapewnia, że nie miał innego wyjścia, ponieważ umowy przyrzeczonej nie można było podpisać.
- Gdyby się dało, to byśmy to absolutnie zrobili! Mieliśmy tą samą panią mecenas, co poprzedni zarząd i to właśnie ona nam powiedziała, że tej umowy nie da się podpisać. Bardzo tego chcieliśmy, walczyliśmy, ale bez zgody miasta tego się nie dało zrobić. Usłyszeliśmy to od pani mecenas, więc do zawarcia umowy nie doszło - podkreśla Ciszek.
By dowiedzieć się, jak rzeczywiście wygląda sprawa, skontaktowaliśmy się z mecenas Katarzyną Janią, która wówczas reprezentowała klub. Informacji jednak nie otrzymaliśmy, bo obowiązuje ją tajemnica adwokacka. Z kolei "Zarząd Obecny" utrzymuje, że nigdy nie badał sprawy sprzed kilku lat, bo interesuje ich tylko to co tu i teraz.
Miasto chce odebrać działki Garbarni
Sprawa umowy z Noho pozostawała więc w zawieszeniu, a "Zarząd Drugi" rozpoczął starania o spełnienie trzech dodatkowych warunków zawartych w aneksie. W tym momencie do gry weszło miasto, ponieważ tereny, którymi zarządza Garbarnia, są jej przekazane w użytkowanie wieczyste z przeznaczeniem na cele sportowo-rekreacyjne. A gdy klub zaczął starać się o pozwolenie na budowę tam mieszkań wielorodzinnych, w mieście uznano, że to złamanie zasad użytkowania wieczystego i wszczęto procedurę odebrania gruntów klubowi. Poza tym, na jednej z działek, działało też przedsiębiorstwo, co również miało być przyczynkiem do wystąpienia miasta przeciwko klubowi.
- Realizując pierwszy z trzech dodatkowych warunków, Garbarnia wystąpiła z wnioskiem o pozwolenie na budowę dla realizacji inwestycji deweloperskiej. Nie byli jednak w posiadaniu decyzji o zmianie sposobu użytkowania gruntu, więc Wydział Skarbu złożył pozew do sądu o rozwiązanie prawa użytkowania wieczystego. Nie można bowiem starać się o pozwolenie na budowę mieszkań na gruntach w użytkowaniu wieczystym z przeznaczeniem na sport i rekreację bez wcześniejszego uzyskania decyzji o zmianie sposobu użytkowania gruntu. W tej sytuacji miasto nie miało innego wyjścia, jak złożyć pozew o rozwiązanie użytkowania wieczystego. Proces zaczął się w 2021 r. i trwa do dziś. To bardzo groźna sytuacja dla Garbarni, bo jeśli dojdzie do rozwiązania użytkowania wieczystego, to te działki wrócą do Skarbu Miasta, a Garbarnia będzie musiała oddać zaliczkę - podkreśla Siedlarz ("Zarząd Pierwszy").
Dla klubu to jest najbardziej przerażający wątek historii, bo jeśli rzeczywiście grunty zostałyby odebrane, wówczas nie dość, że Garbarnia nie miałaby już nic do sprzedania Noho, to jeszcze musiałaby oddać zaliczki i zadatki, które zostały i są wypłacane na poczet przyszłej umowy sprzedaży. Na dziś to ok. ok. 27 mln zł, a na koncie klubu nie ma nawet kilkuset tysięcy.
Co się stało z pieniędzmi od dewelopera?
Wszystkie zarządy są zgodne co do jednego - po podpisaniu wstępnej umowy z Noho, na koncie klubu było ok. 8-9 mln zł, które Garbarnia otrzymała od dewelopera. "Zarząd Pierwszy" chciał za te pieniądze w dużej części pokryć koszty budowy trybuny na ok. 1,5 tys. miejsc. Miał już do tego wszystkie potrzebne zgody, ale władze odwołano.
- I w ten sposób dziś nie ma ani trybuny, ani pieniędzy na klubowym koncie, bo je przejedzono - mówi Jerzy Cierpiatka, wówczas sekretarz zarządu i rzecznik prasowy ("Zarząd Pierwszy").
Ciszek ("Zarząd Drugi"): - Nie byłem zwolennikiem takiego rozbudowywania stadionu, bo to w sumie tylko trybuna, a nie np. galeria, która przynosi dochód. Gdyby nawet te miejsca wypełniały się ludźmi, którzy płaciliby za bilet 20 zł, to starczałby to góra na opłacenie sędziów - zaznacza i dodaje:
Gdy obejmowałem funkcję prezesa, to już wtedy było słabo z finansami, a gdy odchodziłem, to w kasie było pusto. Klub piłkarski to ogromne potrzeby, żaden nie jest w stanie utrzymać się bez dużych sponsorów. Trzeba opłacić pierwszą drużynę, media, pracowników... Dziś wiem, że wiele rzeczy zrobiłbym inaczej.
Poprzedni zarząd miał na koncie ponad 8 mln zł, a gdy obejmowaliśmy klub, to zastaliśmy 600 tys. zł długu. Klub nie zarabiał, tylko wszystko wydawał. Nic się nie bilansowało, a wydawane były cudze pieniądze, środki pochodzące z zadatku i zaliczek.
Prezes Jacek Kaim ("Zarząd Obecny"): - Wyobraźmy sobie, że ta trybuna by powstała? I za co wtedy klub miałby funkcjonować, skoro przejedzonych zostało w tym czasie 8 mln zł?
Bolesna degradacja. Klub na szóstym poziomie rozgrywkowym
Sprawa użytkowania wieczystego toczy się swoim życiem, ale w tym czasie następowała też sportowa degradacja Garbarni. W sezonie 2018/2019 występowała na zapleczu Ekstraklasy, do tego była pięć sezonów w drugiej lidze i przez długie lata utrzymywała poziom co najmniej trzecioligowy. Później mistrzowie Polski z 1931 r. rozbijali się po boiskach piątoligowych i to na własne życzenie.
Gdy w lipcu 2024 r. obecny zarząd przejmował władzę w klubie, jedną z pierwszych decyzji było wycofanie zespołu z III ligi i degradacja o dwie klasy. I tak jednym posunięciem, Garbarnia przeciwników pokroju Siarki Tarnobrzeg, KSZO Ostrowiec Św., czy Unii Tarnów, zamieniła na Niwę Nową Wieś, KS Chełmek i Jutrzenkę Giebułtów.
Według nas absolutnie nie było potrzeby wycofywania drużyny aż tak nisko. Kilkanaście lat temu niektórzy członkowie zarządu pożyczyli klubowi prywatne pieniądze. Zebrano pół miliona, bo nikomu nie przyszło do głowy, by spuścić drużynę z ligi. Z drugiej ligi, a nie z trzeciej do piątej, jak to miało miejsce ostatnio
Ciszek ("Zarząd Drugi"): - W trzeciej lidze piłkarze przejadą dużo pieniędzy, nawet jak ma się jeden z najniższych budżetów. Nie wiem jednak, czy decyzja o wycofaniu zespołu była słuszna. Ja robiłem wszystko, by tego nie zrobić.
Kaim ("Zarząd Obecny"): - Przeprosiłem kibiców za tę degradację, ale nie dało się tego inaczej rozwiązać. Finansów nie da się oszukać, to był fundament pozbycia się długów.
Penszkal ("Zarząd Obecny"): - Większość klubów w Polsce sukces utożsamia z sukcesem pierwszej drużyny, ale ja nie jestem tego zdania. No bo jak mamy wydawać 2 mln lub więcej na pierwszą drużynę i to w trzeciej lidze?! Wolę, by za 5-10 lat Garbarnia znana była ze szkolenia młodzieży, a miejsce pierwszej drużyny opartej na wychowankach było "papierkiem lakmusowym" jakości naszego szkolenia. Jak mam wydawać 2 mln na iluzoryczny splendor gry na czwartym poziomie rozgrywkowym, to wolę przeznaczyć te pieniądze na infrastrukturę i trenerów. Teraz jesteśmy w piątej lidze [autoryzacja miała miejsce jeszcze przed zakończeniem sezonu - przyp. red.], a jak wychowamy dobrych zawodników, to pójdziemy wyżej. Wie pan, że sam kaprys gry w I lidze kosztował klub 3,5 mln zł? Weszli, spadli i zapłacili za to kupę pieniędzy. Przecież to wyrzucanie kasy w błoto!
W klubie zgaśnie światło?
Osłodą trudnej sytuacji Garbarni było sobotnie zwycięstwo nad Pogonią Kraków (3:0), którym "Brązowi" przypieczętowali awans do IV ligi. Rozgrywki piłkarskie dla klubu wydają się być dziś jednak sprawą zupełnie drugorzędną. To, gdzie drużyna występuje nie będzie miało bowiem kompletnie żadnego znaczenia, jeśli zapadnie decyzja, iż klubowi zostaną odebrane grunty, na których ma zarobić miliony, i na które wziął już milionowe zaliczki oraz zadatki. A czasu nie ma wiele, ponieważ "Zarząd Drugi" podpisał kolejny aneks z deweloperem. Na jego mocy Garbarnia otrzymuje co kwartał kolejne pożyczki na funkcjonowanie, a w zamian wpisano m. in. że ostateczna umowa musi zostać podpisana do końca lipca 2026 r.
- A jeśli tej umowy [z Noho] nie podpiszemy, to zaliczkę i zadatek będziemy musieli zwrócić, a łącznie to około 27 mln zł. Tą kwotę poprzedni zarząd ["Zarząd Drugi" - przyp. red.] zabezpieczył na całości majątku klubu, więc jak nie spełnimy warunków umownych podpisanych przez poprzedni zarząd, to klub najprawdopodobniej przestanie istnieć. Nie zarzucam nikomu złej woli, ale według mnie nie byli odpowiednio przygotowani do negocjacji z deweloperem - uważa wiceprezes Penszkal ("Zarząd Obecny").
W rysowaniu czarnej wizji przyszłości klubu wszystkie strony są akurat zgodne.
Siedlarz ("Zarząd Pierwszy"): - Klub znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Przez złe decyzje jest w bardzo dużym niebezpieczeństwie.
Ciszek ("Zarząd Drugi"): - Rozwiązanie umowy użytkowania wieczystego byłoby dla Garbarni katastrofą. Wtedy klub zostanie z pustymi rękami, a deweloper jest zabezpieczony na terenach klubu. Jest duże zagrożenie, że miasto zabierze działki Garbarni, Noho weźmie budynek klubowy, a klub przestanie istnieć.
Penszkal ("Zarząd Obecny"): - W najgorszym wypadku klub stanie się bezdomny, więc najpewniej zostanie zlikwidowany. To rozwiązanie jest prawdopodobne, ale robimy wszystko, by tak się nie stało.
Kaim ("Zarząd Obecny"): - Jak się nie dogadamy z miastem, to będziemy musieli zgasić światło.
Piotr Jawor
***
Wszystkie wypowiedzi w artykule są autoryzowane, oprócz wypowiedzi Pawła Ciszka. Na jego autoryzację czekałem 17 dni. Przez półtora tygodnia nie odpisywał na maile oraz SMS-y, nie odbierał telefonu. W końcu oddzwonił, obiecał autoryzację, ale znów zamilkł.


