Informacja o jego śmierci pojawiła się w czwartek. Podały ją najpoważniejsze media na świecie. Natychmiast zdementowała ją dyrekcja mediolańskiego szpitala, w którym się leczył, a potem on sam. "Aktualny stan zdrowia dla tych, którzy się zastanawiają: jestem wkurzony, uśmiercają mnie po raz drugi w ciągu czterech miesięcy" - miał napisać na Twitterze. Nie wiadomo, czy zrobił to sam, czy w jego imieniu uczyniła to rodzina i współpracownicy, ale w czwartek jeszcze żył. Zmarł w sobotę. "Z ogromnym żalem informujemy o odejściu najbardziej opiekuńczego i niesamowitego agenta. Mino walczył do samego końca z niesamowitą siłą, podobnej do tej, jaką pokazywał przy stołach negocjacyjnych" - napisał administrator konta społecznościowego Mino Raioli. "Piłkarze przychodzą do mnie, bo mają na to ochotę" Już za życia był legendą. Urodzony w Kampanii, od dzieciństwa mieszkający w Holandii, pochodzący ze średniozamożnej rodziny właściciela pizzerii, do ogromnego majątku doszedł dzięki wyjątkowemu darowi przekonywania i sztuce negocjacji, choć także działalności na granicy prawa. Według magazynu Quote 500 w ubiegłym roku zajmował 263. miejsce na liście najbogatszych Holendrów z majątkiem wycenianym na 200 milionów euro. To on wykreował gwiazdę Zlatana Ibrahimovicia, w 2016 roku za jego sprawą Manchester United pobił rekord transferowy, kupując Paula Pogbę za 120 milionów euro. Perłą w koronie jego biznesu był w ostatnim czasie Erling Haaland, norweski napastnik Borussii Dortmund szykowany latem do wielkiego transferu albo do Manchesteru City albo do Realu Madryt. Matthijs de Ligt (Juventus), Gianluigi Donnarumma (PSG), Marco Verratti (PSG) to kolejni piłkarze, których reprezentował. Skąd nabierali do niego zaufania? Dlaczego kierowali się do niego? - Zawsze to piłkarze wykonują pierwszy krok. Zawodnicy przychodzą do mnie, bo mają na to ochotę. Kiedy nie masz kontraktu, muszę o niego walczyć, muszę być zaradny. Ale ja sam nigdy nie boję się stracić klienta. - tłumaczył w wywiadzie dla "L’Equipe" sprzed siedmiu lat. Legenda o sprzątaniu kibli w pizzerii Karierę jaką zrobił jest oszałamiająca. Carmine, bo takie jest jego właściwe imię, wychował się w holenderskim Haarlemie, miejscowości położonej niedaleko Amsterdamu. Tam jego rodzina prowadziła pizzerię. Mawiał, że robił tam wszystko - czyścił kible, przygotowywał pizzę, sprzątał, ale miejscowi zaprzeczyli tej legendzie. Mino od początku umiał się ustawić. Głownie zajmował się naganieniem klientów, odbierał telefony i cały czas gadał. Szykował się do zawodu prawnika, podjął nawet studia, ale ich nie ukończył. Pewnego dnia, kiedy do restauracji zawitali szefowie klubu Haarlem FC, będącego wówczas w Erevidisie, Raiola, który ich obsługiwał, też gadał. O piłce. W końcu działacze nie wytrzymali. - Ty tylko mówisz i mówisz. Jeśli jesteś taki mądry, to dołącz do nas - opowiadał. W ten sposób trafił do tego klubu z małego miasteczka pół godziny od Amsterdamu. To był koniec lat 80. XX wieku. Raiola wziął się ostro do roboty. Z amatorskiego klubu próbował utworzyć zawodowy. Starał się go zrestrukturyzować, przyciągnąć sponsorów, rozruszać dział marketingu. - Ze Swindon Town chciał zrobić Arsenal - skomentował to lokalny dziennikarz Jos Smulders. Nic z tego nie wyszło. Pieniądze nie napływały do klubu. Jak Raiola zdobywał zaufanie piłkarzy? Ale Raiola odnalazł się w innej roli - dyrektora technicznego klubu. Był w stałym kontakcie z piłkarzami Haarlem FC. Rozmawiał z nimi po każdym meczu. Zaprzyjaźnił się. On ich lubił i oni lubili jego. Wtedy odkrył niuanse rynku transferowego. Pierwszego transferu dokonał w 1991 roku. Jako dyrektor Haarlemu ze swoim wspólnikiem, najważniejszym agentem w Holandii Robem Jansenem sprzedali nijakiego Arthura Numana do Ajaksu. Szybko odnalazł się w nowym zawodzie. Opuscił Haarlem i zaczął współpracę z Jansenem. Był jego prawą ręką. Obaj dokonali wielkich transferów: Dennisa Bergkampa i Wima Jonka do Interu Mediolan. Marciano Vika do Genui. Raiola zajmował się głównie opieką zawodników w nowym miejscu zamieszkania. Jego metody działania tłumaczył holenderski dziennikarz Jaan Onkenhout. - Jeżeli żona piłkarza potrzebowała mieszkania ze specjalną kuchnią? Mino tym się zajął. Mino był w mieście, gdzie miał grać ich piłkarz, by wynająć mieszkanie, kupić samochód, załatwić wszystkie tego typu sprawy. Świetnie się w tym sprawdzał. Ale z czasem coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu - opowiadał. Działał bez sentymentów. Wykorzystał swojego szefa, nie pomógł własnemu klubowi Od połowy lat 90. Raiola zaczął działać na własną rękę. Latem 1996 roku, tuż po wicemistrzostwie Europy zdobytym przez Czechy, w Lazio Rzym umieścił Pavla Nedveda. Skorzystał ze znajomości z trenerem rzymskiego klubu Zdenkiem Zemanem. Był przy tym niezwykle przebiegły. Przy tym transferze i wielu innych skorzystał z kontaktów, które wyrobił sobie wcześniej jego szef. Od tego momentu jednak zawodnicy zaczęli się liczyć z tym Holendrem włoskiego pochodzenia, a Jansen stracił na znaczeniu. Piłkarze garnęli się do Raioli. O tym, że działał bez sentymentów przekonali się też kibice Haarlemu. Kiedy Mino był już sławny i bogaty, klub, który wprowadził go w wielki świat futbolu, dogorywał. W 2010 roku Haarlem FC ogłosił bankructwo. Proszony o pomoc Raiola, mimo że w pobliżu kupił sobie zabytkową rezydencję, nie zareagował. Pogarda Fergusona, uwielbienie Ibrahimovicia Dzięki reklamie, jaką zrobił mu Nedved, Raiola rozszerzył działalność. Stać go było na to, by zamieszkać w Monte Carlo. Wkrótce wśród jego klientów znaleźli się Zlatan Ibrahimović, Maxwell i Mido, z którym nawiązał kontakt, gdy grali w Ajaksie. Był nie tylko ich agentem, ale i przyjacielem. - Zlatan traktował mnie jak ojca, bo nigdy go nie zawiodłem. Kiedy kiedyś powiedziałem mu, że byłem niedawno w Paryżu, był wściekły, że go nie odwiedziłem - mówił Raiola w czasach, gdy Szwed występował w PSG. Ale odmienne zdanie mieli niektórzy trenerzy i konkurencji. Alex Ferguson, legendarny menedżer Manchesteru United, po tym jak Paul Pogba wybrał Juventus w 2012 roku nazwał włosko-holenderskiego agenta "pi...". Zarzucił mu nieuczciwość. Znany francuski menedżer piłkarzy Jean-Pierre Bernes (wśród jego klientów był m.in. Didier Deschamps) określił Raiolę pogardliwym mianem "sprzedawcy". On sam nie przebierał w słowach. Gdy Pep Guardiola zrobił ze Zlatana Ibrahimovicia rezerwowego w Barcelonie w "The Mirror" nazwał go "zerem absolutnym, psem, bydlakiem". Manipulował, ściemniał, chciał nawet przechytrzyć ciężką chorobę Jego oddanie piłkarzom i dbanie o ich interes było głównym źródłem jego sukcesu. Aby tak się stało stworzył świetnie działającą firmę. On był odpowiedzialny za negocjacje, dobrze znał świat futbolu, kulisy jego działania, miał dojścia w największych klubach przede wszystkim w Milanie, Interze, Juventusie, ale też i - szczególnie ostatnio - PSG. Za resztę spraw odpowiedzialni byli starannie dobrani współpracownicy - brazylijska prawniczka Rafaela Pimenta, która zajmowała się kontraktami i jej zastępca Włoch Vittorio Rigo. Odpowiedzialną za kontakty z mediami jego klientów została Enrica Tarchi, która wcześniej pracowała w Juventusie Turyn jako rzeczniczka prasowa. Raiola w kontaktach z mediami był samowystarczalny. Mówił w siedmiu językach, udzielał więc informacji na prawo i lewo, często manipulując prasą. "Mario Balotelli? Zagra w Dortmundzie" - mówił w 2017 roku. Włoch pozostał wtedy w Nicei. "Jaka jest przyszłość Donnarummy? Spytajcie w Juventusie" - komentował, gdy włoski bramkarz negocjował kontrakt z Milanem, a ostatecznie trafił do PSG. Raiola znów próbował przechytrzyć świat. W czwartek dementował informacje o swojej śmierci. Ciężko chory od jesieni ubiegłego roku, operowany w styczniu, w stanie krytycznym od kilku dni, przegrał tę nierówną walkę. Nikogo już nie nabierze. Świat futbolu stracił barwną i bardzo wpływową postać. Olgierd Kwiatkowski