Milion czy zero euro? Piłkarscy prawnicy ruszyli do boju
Ilkay Durmus zadebiutował wczoraj w barwach Górnika Łęczna w I-ligowym meczu z Lechią Gdańsk, który zakończył się remisem 1-1. Durmus zagrał kilkanaście minut, a sprawa kontraktu rozwiązanego z winy gdańskiego klubu będzie ciągnęła się bardzo długo, ponieważ może chodzić nawet o milion euro. Tymczasem w Trójmieście mówi się, że właściciele Lechii Gdańsk nie są do końca zadowoleni z pracy trenera Szymona Grabowskiego i w przerwie na kadrę może dojść do jakichś ruchów.

Po wczorajszej publikacji Interii dotyczącej rozwiązania kontraktu przez Ilkaya Durmusa i piśmie z FIFA rozdzwoniły się telefony. Sprawa, być może, jest trochę bardziej skomplikowana niż się początkowo wydawało.
Najpierw fakty: skrzydłowy wezwał Lechię Gdańsk do zapłaty zaległości 19 czerwca, dwutygodniowy termin na uregulowanie należności minął 3 lipca - do tego dnia zawodnik nie zobaczył ani grosza na swym koncie. Wysłał do FIFA stosowne dokumenty odnośnie rozwiązania kontraktu z winy klubu i 18 lipca stosowną decyzję otrzymał.
A teraz czas na interpretacje powyższych faktów. Lechia Gdańsk stoi na stanowisku, że niemiecki Turek rozwiązał "stary" kontrakt, ten zawarty w czerwcu 2021 r.
Piłkarz i jego reprezentanci twierdzą inaczej - ich zdaniem umowa zwarta w 2021 r. i następnie przedłużona w 2023 r. to ten sam kontrakt. Póki co, w pierwszej instancji FIFA przychyliła się do stanowiska Durmusa. A to dlatego, że nie było między tymi dwiema umowami ani chwili przerwy - jedna wygasała 30 czerwca, druga wchodziła w życie 1 lipca.
Lechia Gdańsk w sporze z Ilkayem Durmusem. Może chodzić nawet o milion euro
Finansowo to dość spora rozbieżność, bo w wersji korzystnej dla Lechii Durmus zerwał kontrakt opiewający na 17 tysięcy euro miesięcznie - tu zaległość wynosi pięć miesięcy - razem z odsetkami to około 100 tysięcy euro.
W wersji mniej korzystnej i bardziej niestety dla Lechii prawdopodobnej jest to kwota ponad MILION EURO. Jak to możliwe?
Nowa umowa, która miała wejść w życie 1 lipca oznaczała comiesięczny przelew na kwotę (siedzicie Państwo?) - 23 tysięcy euro na miesiąc! To zawodnik, który w ostatnim sezonie strzelił w Ekstraklasie jednego gola (z ostatnią w tabeli Miedzią Legnica) i miał 3 asysty. Nawet jeśli są to kwoty brutto i tak mają się nijak to głoszonej wszem i wobec przez ówczesne władze Lechii polityce zaciskania pasa.
23 x 36 to 828 tysięcy euro. Plus koszty plus odsetki - na piśmie z FIFA była kwota siedmiocyfrowa i to w walucie europejskiej, bo w takiej był denominowany kontrakt Durmusa z Lechią. Zaraz na samym początku pobytu w Gdańsku, Paolo Urfer chciał zatrzymać Durmusa w Gdańsku, zaproponował uregulowanie zaległości i angaż na korzystnych warunkach. Ten odmówił, mówiąc że ma już nowego pracodawcę, którym okazał się Górnik Łęczna, z którym pod koniec września podpisał kontrakt opiewający na 5 tysięcy euro miesięczne. O te 5 tysięcy euro na miesiąc należy pomniejszyć kwotę sporną między Durmusem i Lechią.

Lechia Gdańsk ma jeszcze jeden fakt na swoją obronę. Otóż pomimo zerwania kontraktu, Ilkay Durmus nadal wystawiał co miesiąc faktury obciążające Lechię Gdańsk, tak jakby wciąż był jej piłkarzem i respektował kontrakt. Zdaniem osób stojących po stronie piłkarza to pomyłka biura rachunkowego, a zdaniem trójmiejskiego klubu to może stanowić argument przez Sportowym Sądem Arbitrażowym z Lozannie.
We wczorajszym meczu Lechia Gdańsk dosłownie cudem w ostatniej akcji zremisowała 1-1 z Górnikiem Łęczna. Władze Lechii mają wielkie ambicje, a brak awansu do Ekstraklasy będzie dla nich klęską, lecz do tej pory drużyna plasuje się jedynie w środku tabeli. Czy z taką grą jaką ostatnio prezentuje Lechia jest szansa na awans do najwyższej klasy rozgrywek? Sytuacja jest dziś w pewnym sensie podobna do tej sprzed dziewięciu lat, gdy klub przejął Adam Mandziara, gdy zastał w Lechii trenera Michała Probierza, który nie pochodził z jego nadania. Właściwie od pierwszego dnia krzesło dzisiejszego selekcjonera w Gdańsku było bardzo gorące, aż wreszcie zastąpił go Ricardo Moniz.
Czy z Szymonem Grabowskim będzie podobnie? Prawie wszyscy, z którymi współpracuje w Gdańsku mówią o trenerze Lechii w samych superlatywach, o mocnej pozycji mówił nam również w wywiadzie dyrektor sportowy Jakub Chodorowski, ale czy to wystarczy do utrzymania posady w dłuższym horyzoncie czasu?
Maciej Słomiński, INTERIA












