Posypało nam się karami dla piłkarzy. Dostało się duetowi z reprezentacji Polski, a także szerszemu gronu piłkarzy Legii. Warto przyjrzeć się tym przypadkom. Legia wyrzuciła do rezerw Macieja Iwańskiego, Jakuba Wawrzyniaka i Piotra Gizę, a kolejnych pięciu piłkarzy ukarała finansowo. Uważam, że jeżeli jest regulamin w klubie, to należy go przestrzegać i nie ważne w którym momencie następuje jego przekroczenie. Mam wrażenie, że w Legii wyciągnięto wszystkie brudy na zewnątrz, bo nadszedł moment kryzysu i trzeba było odwrócić uwagę. Nagle okazało się, że ktoś za dużo waży (Takesure Chinyama), ktoś inny brzydko wygląda w Młodej Ekstraklasie (Giza) i jest karany, choć w pierwszym zespole zagrał raptem sześć minut od początku sezonu. Takich rzeczy się nie robi! Rozumiem, że Chinyama mógł mieć nadwagę, ale powinien za nią być ukarany zaraz po jej wykryciu. Być może powinien płacić za zbyt dużą wagę nawet co tydzień, dopóki jej nie skoryguje. Rodzą się jednak pytania: Dlaczego Legia za nadmierne kilogramy nie ukarała Dicksona Choto? Czy tylko dlatego, że był za bardzo potrzebny? A Chinyamę można już ukarać, bo za bardzo w klubie "gotuje" się po porażkach? Wiadro na głowie nauczyciela Regulamin zawodnikom i trenerom warto przypomnieć i stosować kary konsekwentnie, a po tym nie powinno być biadolenia, czy obrażania się. Maciej Skorża tłumaczy się, że po raz pierwszy w życiu zetknął się z równie skłóconą szatnią, jak ta w Legii. A czy czasem rolą trenera nie jest gaszenie konfliktów w szatni? Z szatnią jest identycznie, jak w szkole z klasą. Jeśli nauczyciel na to sobie pozwala, to czasami uczniowie na głowę mu wiadro zakładają. Rolą trenera i jego asystentów jest sprawne zarządzanie ludźmi! Nie wystarczy być dobrym taktykiem, strategiem. Czasem trzeba być przede wszystkim szefem. Z własnego doświadczenie wiem, że w sytuacji, gdy zaczyna się tlić, to od razu trzeba gasić, a dopiero nie w momencie gdy ogień wybucha. Dlatego uważam, że moment reakcji Skorży był zbyt późny. Jeżeli Piotr Giza nie wywiązywał się z zadań powierzonych mu w klubie, to się go powinno ukarać od razu, a nie czekać. Z Chinyamą tak samo. Legia wolała wyprać wszystkie brudy za jednym razem. I to jest błąd. Do pralki też się przecież wkłada oddzielnie kolory i białe rzeczy. Na pewno takie postępowanie klubu nie wpłynie dobrze na relacje trenera z zespołem. Jeden trener woli mieć w zespole kilku "bandziorków", inny woli samych potulnych baranków. Bez względu na to, którą opcję w budowie zespołu szkoleniowiec wybierze, to powinien być szanowany. Tymczasem Skorża powiedział wcześniej, że nie chce żeby go piłkarze szanowali, czy lubili , byle Legię szanowali. Uważam, że trenera też powinni szanować, on ma być szefem. Nie może być spoufalania. Alkoholowe "nokauty" w kadrze Gorąco się ostatnio zrobiło również w reprezentacji Polski, z której za niesportowe postępowanie wylecieli Peszko z Iwańskim. Nie dziwię się, że trener Franciszek Smuda nie chciał tego ujawniać. W każdej firmie, bez względu na to, czym się ona zajmuje, zawsze będzie moment zastanowienia, czy coś takiego ujawniać. Przypuszczam, że Smuda też potrzebował dowiedzieć się całej prawdy: jaka to impreza była, ile osób brało w niej udział, zanim podjął decyzję. Trudno mieć do sztabu pretensję o to, że stało się coś takiego. To przecież niemożliwe, aby trener przez cały obóz w każdym pokoju był jednocześnie i pilnował. Chyba że chcemy doprowadzić do takich absurdów, by piłkarze spali przy otwartych na oścież drzwiach pokojów, jak dzieje się to czasem z dziećmi na koloniach. Moim zdaniem po meczach wypicie lampki wina, czy małego piwa powinno być dopuszczalne, ale bez przesady - nie doprowadzajmy do alkoholowych "nokautów". Tuszowanie zakrapianych imprez nigdy się nie udawało nie tylko u nas, ale też w innych krajach. W Anglii też nikt nie trąbi o imprezach, natomiast dziennikarze idą krok w krok za piłkarzami. Podejrzewam, że Smuda nie będzie konsekwentny. Zapowiedział jasno, że jeśli ktoś u niego wypije na obozie, to wyleci na zawsze z kadry, że dostaje szansę pierwszą i ostatnią zarazem. Według mnie, za dwa-trzy miesiące nastąpi amnestia przynajmniej jednego spośród wyrzuconych z kadry, bo nie mamy aż tak wielu dobrych piłkarzy, by za pierwszy wyskok pozbywać się definitywnie jednego talentu. Ja bym na miejscu Franza bez żadnego "ale" ukarał od razu bezlitośnie. Takie zasady muszą być żelazne. Przez odsunięcie jednego delikwenta poziom polskiej piłki przecież się nie obniży! Nie ma co "beczeć" po kątach Ukarani piłkarze wiedzieli o obowiązujących w kadrze zasadach, więc nie powinni teraz "beczeć" po kątach. Muszę to przyjąć na "klatę". Jako pierwsi pracę w Ekstraklasie stracili Jose Mari Bakero i Ryszard Tarasiewicz. Żadna z tych dymisji mnie nie dziwi. Na miejscu Bakero w życiu bym nie wystawił zawodników, których polecił prezes Wojciechowski. On się jednak na to godził, przez co całkowicie stracił autorytet. Na miejscu Hiszpana powiedziałbym prezesowi: "Po co zatrudniasz trenera, skoro sam się znasz? Zrób licencje, przejdź kurs i sam prowadź zespół". Trzeba mieć honor, klasę i osobowość nawet wtedy, gdy gra się toczy o duże pieniądze za ewentualną odprawę z kontraktu. Często trenerzy nie pozwalają sobie na honorowe na odejście, bo być może to jedyne źródło spokojnego i dobrego życia. Dlatego sytuację prywatną każdego człowieka trzeba poznać i zrozumieć. Spodziewałem się też, że pracę może stracić Ryszard Tarasiewicz i nie tylko dlatego, że w pięciu ostatnich spotkaniach wypadł słabiej, ale też Śląsk pod jego batutą grał nierówno - pięć spotkań niezłych, po których następowało 10 bardzo słabych. Od dłuższego czasu w grze tego zespołu nie było progresji. Po pierwszym, udanym sezonie w Ekstraklasie nastąpiła stagnacja. "Taraś" nie poradził sobie z obowiązkami trenera, dyrektora sportowego i menedżera, które wziął na siebie. Lubię go za często śmiesznie, dowcipnie opowieści przed kamerami, za cięty język, ale sytuacja w Śląsku dojrzała do zmiany szkoleniowca. Ulatowski i Skorża na wylocie? W kolejce do zwolnienia jest Rafał Ulatowski. Jeśli nie wygra z Arką, będzie miał ciężko utrzymać zespół Cracovii w Ekstraklasie, tak samo jak Skorża Legię, jeśli przegra u siebie z Lechem. Nie sądzę, aby jedynym powodem przemawiającym za pozostawieniem w pracy tych trenerów był brak na polskim rynku wartościowych szkoleniowców. Z pewnością kłopotem polskich klubów jest sposób doboru nowych trenerów. Nie robią wszystkiego, co w ich mocy, by zminimalizować ryzyko pomyłki przy obsadzie nowego szkoleniowca. Takich zmian nie wolno się bać, tyle że kandydata należy dokładnie wyselekcjonować. Sprawdzić jego predyspozycje, charyzmę, odporność na stres i umiejętności. Wielki i bogaty klub - FC Porto wziął trenera o nikomu nic nie mówiącym nazwisku Andre Villas-Boas, który ma dopiero 32 lata i jedyne doświadczenie, jakie zebrał, to 10 meczów w roli szkoleniowca Academiki Coimbra. Tak potężny klub grający regularnie w Lidze Mistrzów albo Lidze Europejskiej odważył się na taki krok, to znaczy, że ten trener został dokładnie prześwietlony i spełnił wszelkie parametry. Naszym klubom od czasu do czasu też zdarzy się wykreować kogoś nowego. Jeszcze rok temu nazwiska Marcin Sasal, czy Maciej Bartoszek były znane tylko rodzinom tych panów. Dzisiaj ich zespoły - odpowiednio Korona i GKS Bełchatów - są wizytówką Ekstraklasy, grają ciekawie i często punktują. Do grona ciekawych szkoleniowców młodego pokolenia zaliczyłbym też Darka Pasiekę. Znam go dobrze, gdyż trenowaliśmy wspólnie w Zawiszy - on ma swoje zasady i kieruje się nimi do dzisiaj. Warto zaznaczyć, że w klubach bez presji łatwiej o sprawienie niespodzianki, ale to trio Sasal - Bartoszek - Pasieka pokazuje, że można zbudować ciekawy zespół bez wielkich nakładów. To kwestia odwagi, rozeznania rynku, Wcześniej nikt nie znał trenerskich możliwości Michała Probierza, aż Zbigniew Boniek zatrudnił go do Widzewa, wcześniej jako trener raczkował w Polonii Bytom. To samo było z Michniewiczem, któremu w Lechu dano szansę. Podkreślam jednak, że ważne jest rozeznanie. Obsada ławki to nie gra w ruletkę! Nie można się bawić w ruletkę przy obsadzie trenera. Tymczasem kluby często bazują na plotkach, zamiast na rzetelnym rozpoznaniu człowieka. Właściciel Widzewa Sylwester Cacek mówi, że nie weźmie na trenera Michniewicza, bo był powiązany z korupcją, a za chwilę go przeprasza. To znaczy, że albo źle mu ktoś podpowiedział, albo ma słabe rozeznanie. Każdy w życiu może popełnić błąd - zawodnik, prezes i trener. Tylko nie może być tak, że przepraszać mają tylko ci, co są najniżej w hierarchii. Prezes też czasem powinien użyć tego magicznego słowa: "przepraszam" i przyznać się do błędu. Dzięki temu polska piłka będzie lepsza.