Były prezes PZPN i przez wiele lat arbiter międzynarodowy został powołany na stanowisko przewodniczącego komisji sędziowskiej czeskiej federacji (FACR) na początku lipca. - Miałem dużo pracy, bo trzeba było od nowa to poukładać. Ale spodziewałem się, że będzie gorzej. Nie zastałem spalonej ziemi. Tam był np. problem z transparentnością, spowodowany brakiem otwartości. Teraz wszystkie nasze decyzje są przy świetle dziennym, od razu je ogłaszamy. Spotykamy się raz na tydzień i przekazujemy komunikat do mediów. Zaimportowałem z Polski niektóre pomysły, m.in. samooceny sędziowskie, polegające na tym, że arbiter po meczu pisze raport o swojej pracy - powiedział Listkiewicz. Jak przyznał, w Czechach praca w środowisku sędziowskim jest nieco inna niż w Polsce. - Na pewno tam jest spokojniej. W Czechach nie ma histerii po porażkach i zwalania winy na sędziów. W czasie ostatniego półrocza zdarzyły się tylko dwa-trzy przypadki odesłania trenerów na trybuny. U nas tyle jest czasami w jednej-dwóch kolejkach. Zauważyłem tam większy szacunek dla pracy sędziów - podkreślił były prezes PZPN. Listkiewicz nie ukrywa zadowolenia z półrocznej działalności w FACR. - Uważam, że jest coraz mniej błędów i coraz wyższy poziom sędziowania. Na początku mojej pracy problemem była mała liczba sędziów doświadczonych. Część z nich zrezygnowała, z różnych powodów. Mieliśmy więc 6-8 doświadczonych arbitrów, a później była dziura. Trochę przyspieszyliśmy awanse kolejnych sędziów, poniżej 30. roku życia, ale to był strzał w dziesiątkę. Chcemy iść dalej w tym kierunku - zapowiedział. I dodał: "Wynaleźliśmy dużą grupę arbitrów w wieku 23-27 lat z Czech i Moraw. W czasie czerwcowych mistrzostw Europy do lat 21 młodzi sędziowie przyjadą do Polski i będą oglądać drużynę Czech grającą w Tychach, ale także prowadzić mecze pucharowe, ligowe i barażowe na Śląsku". Jak w praktyce wygląda jego praca w Czechach? - Przyjeżdżam tam w każdy piątek. Oglądam ile się da meczów ekstraklasy, 1. ligi oraz ligi juniorów, niektóre w telewizji. Pomaga mi były polski sędzia Marcin Szulc, który robi materiały szkoleniowe. W poniedziałek to wszystko analizujemy i ustalamy obsadę sędziowską na następną kolejkę. Raz w miesiącu mamy spotkanie z sędziami, tzn. analizy, wykłady, testy i egzaminy. Również raz w miesiącu zwołujemy konferencję prasową - przyznał. Czescy dziennikarze mieli niedawno możliwość przekonania się w praktyce, na czym polega sędziowanie. - Zrobiliśmy dla nich test, ale taki na boisku, z improwizowanymi sytuacjami piłkarskimi. Mieli też chorągiewki z rękach. Zobaczyli, że to nie jest takie proste... - zauważył Listkiewicz. Na przełomie stycznia i lutego czescy sędziowie mają zaplanowany kurs w Portugalii, gdzie będą również prowadzić mecze. - Podobnie robią np. polscy arbitrzy podczas zimowych obozów zagranicznych. Ich czescy koledzy po raz pierwszy nie będą płacić za kurs, koszty pokryje federacja i sponsorzy. To bardzo ważne, bo w Czechach nie ma sędziów zawodowych. Moją ambicją jest, aby tacy byli od lipca 2017. To jedyny kierunek, obrany już przez wiele federacji. Sędzia nie może np. zwalniać się z pracy, aby jechać na mecz - zaznaczył. Z kim były prezes PZPN współpracuje w Czechach? - Łącznie ze mną jest nas pięciu. To świetni ludzie. Wśród nich Vaclav Krondl, znany w przeszłości sędzia, wybitny prawnik. Znałem go już wcześniej. Mam też grono młodszych współpracowników. Ja to wszystko koordynuję, pilnuję i "daję twarz" - wytłumaczył. Potwierdził, że najlepszym czeskim sędzią jest znany w Europie Pavel Kralovec. - Wspomniałbym także o innym międzynarodowym arbitrze Miroslavie Zelince. Natomiast symbolem nowego pokolenia, tego fajnego grona młodych sędziów, jest Pavel Orel - poinformował. Listkiewicz od lat zna świetnie język węgierski, ale czeskiego musiał się uczyć od początku. Jak sobie radzi? - Z dziennikarzami i kolegami z pracy na początku rozmawiałem po angielsku, ale teraz już w ich języku. Np. na grudniowym zarządzie tamtejszej federacji zdawałem relację po czesku. Nawet prezes związku Miroslav Pelta nazwał mnie pół-Czechem. Zakochałem się w tym kraju i naprawdę zapaliłem się do nauki języka, pomaga mi w tym Otokar Cerny, z którym chodzę również na mecze hokeja. To tamtejsza legenda dziennikarstwa, ktoś na wzór naszego Bohdana Tomaszewskiego. Można powiedzieć, że pan Otokar jest kultową postacią w Czechach, przyjaźnił się nawet z Vaclavem Havlem - wspomniał. Gdzie jest obecnie wyższy poziom sędziowania - w Polsce czy w Czechach? - W Polsce mamy więcej sędziów wysokiej klasy. Oni kilku, my kilkunastu. Na pewno mamy również lepszych asystentów, ale Czesi mogą pochwalić się lepszymi kobietami sędziami. Np. Jana Adamkova prowadziła niedawno finał MŚ kobiet do lat 20 w Papui-Nowej Gwinei (arbitrem dwóch meczów grupowych była Polka Monika Mularczyk - red.). Zresztą panie z gwizdkiem odgrywają w czeskim futbolu dużą rolę. Trzy najlepsze regularnie sędziują mecze męskiej 1. ligi, czyli drugiego poziomu. Muszę przekonać władze naszego związku, żeby dać szansę paniom - zaznaczył Listkiewicz. Jak długo wiąże swoją przyszłość z Czechami? - Mam umowę na dwa lata, ale w czerwcu 2017 są wybory w FACR. Zobaczymy, co dalej. Myślę, że jest szansa kontynuowania tej pracy. Widać postępy, co zresztą przyznają czeskie kluby. Miałem niedawno miłe spotkanie ze Stanislavem Levym, byłym trenerem Śląska Wrocław, obecnie prowadzącym FC Slovacko. Ciepło wspominał czas spędzony w Polsce, choć pamiętam, że troszkę mu dokuczano - powiedział. W Polsce przez lata poważnym problemem w środowisku sędziowskim była korupcja. Jak to wygląda w Czechach? - Korupcja? Nie, tam raczej był problem z alkoholem. Nawet na początku roku zdarzało się, że pijani sędziowie prowadzili mecze. Jeśli chodzi o korupcję, to lepiej nie próbować. Moim zastępcą jest członek rządu, wiceminister spraw wewnętrznych. Były sędzia piłkarski, więc nie został tutaj przyniesiony w teczce. To moja bardzo mocna prawa ręka - podkreślił Listkiewicz. Polski szef czeskich sędziów przyznał, że lubi chodzić po Pradze, aby przekonać się, co ludzie sądzą o tamtejszym futbolu. - Czasami zaglądam do ulubionej gospody, gdzie puszczają na ekranach telewizorów sport. Przy okazji rozmawiam z gośćmi lokalu i poznaję głos ludu, choćby w sprawach sędziowskich. To dzielnica zamieszkana przez fanów Sparty. Niedaleko znajduje się pub prowadzony przez kibica Slavii, ale nie ma z tego powodu żadnych nieprzyjemności, nie wybito mu nigdy szyby w lokalu. U nas, np. w Warszawie czy Krakowie, taka sytuacja byłaby chyba nie do pomyślenia - przyznał. Pełniona funkcja powoduje, że były szef PZPN jest praktycznie gościem w Warszawie. Większość czasu spędza w Pradze. - Mam mieszkanie wynajęte przez czeską federację, blisko jej siedziby. Oddano mi również do dyspozycji samochód służbowy. Jeśli chodzi o podróże do Czech, znam na pamięć rozkład jazdy i lotów. Staram się nie narażać czeskiej federacji na wysokie koszty. Z reguły korzystam z pociągów lub samochodu. Do Warszawy wracam we wtorkowe popołudnia, dwa dni, przepakowanie i z powrotem do Czech. Teraz mam więcej wolnego, bo do 5 stycznia będą w Polsce. Pokochałem Czechy, ale nastroje świąteczne i przywiązanie do tradycji - tutaj nie da się Polski zastąpić... - zakończył Listkiewicz.