Andrzej Klemba, Interia: Na jubileusz 20-lecia mistrzostwa Europy do lat 18 przyjechali niemal wszyscy pana podopieczni. Michał Globisz: - To świadczy o tym, jaką stworzyli wtedy drużynę. Na scenie znów krzyknęli "Jeden za wszystkich i wszyscy za jednego" tak jak te 20 lat temu. To nie są puste słowa. Spotkaliśmy się, były wspomnienia i radość z tamtego sukcesu. Tak powinni reagować prawdziwi mistrzostwie. Ten rocznik był tak wyjątkowy? - A wcale, że nie. Każdy rocznik nie powinien schodzić z podobnego poziomu. Jesteśmy dużym krajem i mamy z kogo wybierać. Jeśli selekcja jest dobrze zrobiona, to nie może być takich sytuacji, że drużyna młodzieżowa nie jest w stanie wyjść z grupy do drugiej fazy eliminacji. A tak ostatnio było w kwalifikacjach mistrzostwach Europy do lat 17. Źródeł takiego sukcesu jak nasz, jest kilka i muszą być ze sobą skorelowane. Jak już wspomniałem selekcja. Nie chwaląc się, ale razem z Mirosławem Dawidowskim i Dariusz Wójtowiczem wybraliśmy piłkarsko świetnych chłopaków i mocnych mentalnie. Do tego była ciągłość, bo pracowaliśmy z nimi sześć lat. Dzięki temu mogliśmy poznać, jakimi są ludźmi. Pewne korekty po drodze oczywiście były, bo co roku ktoś wypadł, a ktoś doszedł, ale trzon tego zespołu był taki sam. Wielu z nich trenowało też w Szkołach Mistrzostwa Sportowego, a to sprawiło, że byli doskonale przygotowani fizycznie. To jeszcze był czas, kiedy młodzi zawodnicy tak często nie wyjeżdżali do zagranicznych klubów. Dzięki temu stawiali się na każdej konsultacji, na każdym meczu. Cieszyliśmy się, że możemy ze sobą współpracować. To był zespół z charakterem. Oni się nikogo nie bali. Ani Hiszpanii, ani Portugalii. Jak widziałem ich kilka razy przed meczem w tunelu, to wyglądali, jakby chcieli rywali rozszarpać. Z kłami na wierzchu. To był kawał zespołu. W 2001 roku w mistrzostwach w Finlandii trafiliście na mocnych rywali. Już w pierwszym meczu na Hiszpanów. - Dwa lata wcześniej zdobyliśmy srebrny medal mistrzostw Europy do lat 16 i dostaliśmy w łeb w finale 1-4 właśnie od nich. Kiedy wylosowaliśmy ich w grupie w mistrzostwach Europy U-18, to trochę się przestraszyłem. Wtedy usłyszałem reakcję chłopców, którzy mówili: "Na to czekaliśmy. Wreszcie ich mamy". Zrewanżowaliśmy im się takim samym zwycięstwem 4-1. Proszę mi pokazać młodzieżową reprezentację, która jest w stanie tak wysoko rozbić Hiszpanów. Tomasz Kuszczak mówi, że ta wygrana była jak sprężyna. - To zwycięstwo otworzyło nam drogę do zdobycia co najmniej medalu. Wtedy zwycięzcy grup grali o złoto, a z drugich miejsc o brąz. Nie mogliśmy przegrać z Belgią i zremisowaliśmy. A na koniec potrzebne było zwycięstwo z Danią i to też się udało. W piłce juniorskiej każdy mecz to osobna historia. Byliśmy bardzo silni na tym turnieju. Lewandowski znowu strzela w LM - zobacz bramki! W finale z Czechami długo był remis 1-1, a na dodatek graliście w dziesięciu. - Nie ukrywam, że na ławce liczyliśmy na dogrywkę i rzuty karne. I tuż przed końcem nastąpiły dwie piękne minuty. Najpierw znakomitą akcję przeprowadzili Łukasz Madej i Rafał Grzelak. Wtedy byliśmy już bardzo blisko. A złoto przypieczętował Wojtek Łobodziński. Co było najważniejsze w tej reprezentacji, że odniosła sukces? - Ten zespół nie miał takich wybitnych jednostek, jak teraz jest Robert Lewandowski. To drużyna była naszą siłą. Zgrana, która wiedziała, czego chce i miała charakter. W sporcie młodzieżowym to bardzo ważne cechy. A do tego mieli umiejętności i wierzyli w sukces. Niemal wszyscy zagrali w Ekstraklasie, wielu w reprezentacji Polski seniorów, ale karier na miarę tego sukcesu jednak nie zrobili. - Spadła na nich fala krytyki, bo oczekiwano, że co najmniej połowa tej kadry będzie stanowiła o sile pierwszej reprezentacji. Tak się jednak nie stało. Właściwie nikt nie stał się tak ważnym zawodnikiem kadry, jak później Grzegorz Krychowiak czy Wojciech Szczęsny. Sporo zagrało w kadrze, Sebastian Mila czy Paweł Brożek ponad 30 spotkań, ale nie decydowali o jej obliczu. To też potwierdza, że siłą tej reprezentacji była po prostu drużyna, a nie zbiór jednostek. Rozmawiał Andrzej Klemba