Andrzej Klemba, Interia: To u pana niespełna 18-letni Michael Ameyaw zadebiutował w seniorskiej piłce. Sprowadził go pan do drugoligowego wówczas Widzewa. Radosław Mroczkowski: Po awansie szukaliśmy młodzieżowców. Mieliśmy kilka dni, by zbudować kadrę na zgrupowanie i potrzebowaliśmy też młodych chłopaków. Pojawił się Michael, pasował nam, bo wydawał się perspektywicznym zawodnikiem. Nieraz wprowadzałem młodych piłkarzy do seniorów i on wkomponował się w to, co ja preferuję. Może nie był gotowy jeszcze, zwłaszcza fizycznie, do piłki seniorskiej, ale widzieliśmy w nim potencjał. Zresztą był po dłuższej kontuzji, ale jak oglądałem fragmenty jego występów w juniorach, to nam pasował. Dużą musiał pokonać przepaść między piłką seniorską a juniorską? - To zwykle trudny temat dla młodego zawodnika. Jeden potrzebuje więcej czasu, drugi mniej. Umiejętności techniczne miał na dobrym poziomie, ale nie był gotowy fizycznie. Miał 17 lat i jeszcze nie funkcjonował w piłce seniorskiej. Teraz widać, że jest dużo lepiej przygotowany fizycznie. Wchodzenie w trening seniorski to proces, ale on sobie z tym dobrze radził. Miał tę zaletę, że był dobrze poukładanym młodym człowiekiem i miał plan. A to nie jest norma w tym wieku. Miał porządne podstawy, był dobrze wychowany, ale też niezagłaskany. Do tej pory widać, że potrafi się zachować i jest rzeczowy. Z respektem podchodzi do starszych osób, a to ważna cecha. Na pewno widzieliśmy szansę, że można ten talent rozwinąć. Zadebiutował w Widzewie, potem poszedł na wypożyczenie do Bytovii. Po powrocie i roku w pierwszej lidze przeszedł do Piasta Gliwice. Szybko się zadomowił w ekstraklasie. - Pamiętam, że po debiucie słyszałem, że jest słaby. Często w klubach brakuje cierpliwości. Wtedy w Widzewie za moich czasów byli też choćby Marcel Pięczek czy Przemysław Banaszak. Nie zostali w klubie, a teraz grają w ekstraklasie [Pięczek w Koronie] czy w pierwszej lidze [Banaszak w Górniku Łęczna; był też mistrzem Uzbekistanu]. Jestem zwolennikiem, by piłkarz pokonywał kolejne etapy i tak było w przypadku Michaela. Był debiut, potem kolejne mecze. Mógł zostać w Widzewie, ale zaczęły się przepychanki wokół jego kontraktu. W efekcie odszedł do Piasta. I w ekstraklasie zadebiutował już w pierwszej kolejce... - A do tego szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Dobrze podchodził do treningów, ćwiczył też indywidualnie i wciąż nie boi się gry jeden na jeden. Z przyjemnością patrzyłem, jak właśnie pokonuje kolejne etapy. Wyróżniał się w ekstraklasie i już wcześniej dziwiłem się, że nie był próbowany w kadrach młodzieżowych. To ewenement, że nie grał w juniorskich reprezentacjach, a stoi przed szansą debiutu w seniorach. Czyli nie był pan zaskoczony powołaniem przez Michała Probierza? - Nie, mam świadków, że już rok wcześniej przewidywałem taki scenariusz. W rozmowie z kolegami, mówiłem, że patrząc jak Michael rozwija się w ekstraklasie, to nie zdziwię się, jak trafi do kadry seniorów. Michał Skróraś czy Jakub Kamiński dostali sporo szans i nie sądzę, że są lepsi od Ameyawa. Wydaje mi się, że on właśnie szybko złapie kontakt z zawodnikami grającym w zagranicznych klubach. No dobrze, trener Probierz nie boi się powoływać młodych piłkarzy czy też graczy z polskiej ligi, ale nie wszyscy dają sobie radę. Ameyaw da? - Mentalnie jest w stanie sobie poradzić. Łatwo się nie poddaje. Raczej trudno spodziewać się go w pierwszym składzie ma Portugalię. A nawet jak zagra, może zdarzyć się słabszy występ. W perspektywie zrobi jednak postęp. Już taki udział w zgrupowaniu wiele mu da. Zderzy się z kadrą, przekona się co i jak. Jestem spokojny o niego. Rozmawiał Andrzej Klemba