Fredi Bobic zdecydowanie należy do tej pierwszej grupy. "Tylko Piłka" w rozmowie z napastnikiem NK Rijeka odkrywa interesującą osobowość zawodnika. - Panie Bobic, jakie odczucia po pobycie w Chorwacji? Wedle doniesień niemieckich mediów, żyje pan w "raju na ziemi"... - Faktycznie, bardzo dobrze zaaklimatyzowałem się w tym kraju. Ale o wszystkich zaletach okolicy wiedziałem już wcześniej, ponieważ znam doskonale tę okolicę. W końcu z terenów byłej Jugosławii (ze Słowenii - dop. red.) pochodzi również część mojej rodziny. - Podobno w styczniu zgłosiło się kilka klubów, także MSV Duisburg. Nie chciał pan nadal cieszyć kibiców w Niemczech swoją grą? - Zdecydowanie nie! Muszę uczciwie przyznać, że podczas ostatniego okresu gry w Niemczech straciłem radość z wykonywania tego zawodu. Musiałem coś zmienić. - Dlaczego na ostatnim etapie pobytu w Berlinie tak naprawdę nie podołał pan zadaniu? - Jednym z istotnych czynników - nie zaprzeczam - była słaba forma, nie czułem się najlepiej. Ale z drugiej strony, wiele zapowiedzi i obietnic nie zostało dotrzymanych. - W jaki sposób działacze NK Rijeka nawiązali kontakt? - Menedżer klubu, Marinko Koljanin, to człowiek o rozległych kontaktach. Nie tylko na terenie Chorwacji, ale i w piłkarskiej Europie. Pewnego razu zgłosił się do mnie i zapytał, czy nie byłbym zainteresowany. Moja odpowiedź była pozytywna. - Proszę pokrótce scharakteryzować ligę chorwacką - pod względem poziomu, ale i "popytu" na futbol, czy infrastruktury. Jak wypada porównanie z Bundesligą? - Oczywiście, tutejszej ligi w kontekście wszystkich tych aspektów nie można z Bundesligą porównywać. Fascynuje mnie jednak obserwowanie szybkiego rozwoju na przeróżnych płaszczyznach, jaki dokonuje się na moich oczach. Zresztą, menedżer klubu dużo na ten temat ze mną rozmawia, a ja przekazuję mu rady i daję wskazówki. - NK Rijeka gra w ustawieniu 4-2-3-1, jednak dla Bobica nie zawsze znajduje się miejsce na boisku, prawda? - Ostatnio byłem kontuzjowany, ale gdy jestem w pełni zdrowy, zawsze grywam od pierwszej minuty. Moje miejsce w składzie nie zależy zupełnie od ustawienia. - Pozostając przy zagadnieniu taktyki - w jakim systemie czuje się pan najlepiej? - Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta, ponieważ schemat taktyczny zawsze w dużej mierze zależy od potencjału ludzkiego. Jeśli chodzi jednak o moją osobę, zarówno w 4-4-2, jak i 4-3-3 prezentowałem się dobrze, a i ustawienie 4-2-3-1 nie jest mi obce. - Poznał pan wielu szkoleniowców. Których chciałby pan wyróżnić ze względu na ogromną wiedzę czy kompetencję taktyczną? - Och, na ten temat mógłbym napisać prawdziwą książkę. Wiele nauczyłem się od Lorenza-Günthera Köstnera. Chętnie wracam myślami również do czasów, kiedy współpracowałem z Jogi Löwem, a także Ralfem Rangnickiem. Nie zapomnę również o pracy z Berti Vogtsem w reprezentacji Niemiec. - W drugiej połowie 2005 roku trenował pan dla utrzymania formy fizycznej w Stuttgarter Kickers. Co jeszcze działo się w życiu napastnika bez przynależności klubowej? Pojawiła się obawa o swój los z powodu małej liczby ofert, a może rozpoczęło się planowanie "kariery po karierze"? - W pierwszej kolejności zależało mi na tym, by dojść do pełnej sprawności po przewlekłej kontuzji pleców. Z drugiej zaś strony, nawet przez chwilę nie miałem obaw o piłkarską przyszłość, ponieważ nigdy nie brakowało propozycji ze strony klubów. Ale faktycznie, kiedy nie gra się spotkań ligowych, człowiek dysponuje czasem na przemyślenia. Wykorzystałem go na rozmyślania o - jak pan to ujął - "karierze po karierze". - W czasie MŚ wcieli się pan w rolę eksperta stacji DSF... - I nie tylko w DSF. Będę również ekspertem w kanale informacyjnym N 24 (odpowiednik polskiego TVN 24 - dop. red.) oraz stacji muzycznej MTV. Ale na tym nie koniec, gdyż otrzymałem propozycję pisania komentarzy i felietonów dla strony internetowej gazety "Die Zeit". Zatem podczas czterech tygodni mistrzostw czeka mnie mnóstwo pracy. - Nowa, tym razem medialna kariera to ciekawa perspektywa? - To bardzo interesująca opcja. - Mistrzostwa świata w Niemczech - występ na tym turnieju stanowiłby dla pana ukoronowanie kariery. Niestety, to niemożliwe. Żałuje pan? Miewa bezsenne noce? - Nie, nic z tych rzeczy. Do tego typu spraw należy zawsze podchodzić trzeźwo i zasadniczo. By zagrać na niemieckim mundialu, musiałbym być 2-3 lata młodszy. - Niemiecka reprezentacja została znacznie odmłodzona i czasem wygląda, jakby miała ograniczone możliwości - szczególnie w zakresie techniczno-taktycznym. - Można odnieść takie wrażenie, ale selekcjoner Klinsmann pracuje wytrwale nad wyeliminowaniem wszystkich niedoskonałości. Jestem optymistą i wierzę, że w "godzinie zero" do walki stanie znakomicie przygotowana drużyna. - Jak odniesie się pan do opinii, że w czasach "magicznego trójkąta" (czasy VfB Stuttgart, a trójkąt tworzyli Bobic, Elber i Bałakow - dop. red.) znajdował się pan w zenicie przygody z futbolem? - Bez wątpienia ten okres pozostanie w mojej pamięci jako wspaniały i nic tego nie zmieni. Ale kariera tylko wtedy zatoczy prawdziwe koło, gdy przeżyje się wszystkie wzloty i upadki (oryginał: up and downs - dop. red.). - Kontakt z innymi "wierzchołkami trójkąta" jeszcze nie zanikł? - Naturalnie. Giovane stale telefonuje z Brazylii, a Bałakow często podróżuje po Niemczech. Spotkanie zorganizujemy z okazji MŚ. - Zdobył pan tytuł mistrza Europy, Puchar Niemiec w barwach VfB Stuttgart, a także koronę króla strzelców Bundesligi. Z czego cieszy się pan najbardziej? - Z tego, że zawsze pozostawałem sobą i po dzisiejszy dzień to się nie zmieniło. Również z tego, że - mimo wielu prób z zewnątrz Đ nie pozwoliłem zmienić mojego charakteru, nie dałem się przez nikogo skusić. - Swego czasu zdarzyło się przełknąć również gorzką pigułkę, kiedy Stuttgart minimalnie przegrał finał Pucharu Zdobywców Pucharów z Chelsea. - Ale awansowaliśmy do finału. To już jest osiągnięcie! Trzeba znajdować pozytywy. - W Stuttgarcie spotkał pan na swojej drodze Polaka, niejakiego Radosława Gilewicza. Jak został zapamiętany były kolega z ataku? - Jeśli chodzi o typowo piłkarską charakterystykę, to Gilewicz zapadł mi w pamięci jako szybki piłkarz o dużym boiskowym sprycie. - Za "jego czasów" zdarzyły się również występy na pozycji libero. Dlaczego? - To może śmiesznie zabrzmi, ale wszyscy obrońcy byli kontuzjowani. - Z jakim miastem czuje się pan najbardziej związany - Stuttgartem czy Berlinem? - Każde ma swój niepowtarzalny urok. Stuttgart kiedyś nazywałem ojczyzną, niedługo w ten sposób będę określał Berlin. Moja rodzina już w tej chwili zamieszkuje w Berlinie. - Bobic to wielki fan koszykarskiej ligi NBA. Zgadza się? - Pewnie. Jeśli tylko mam czas, oglądam wiele spotkań w Internecie. - Zmierzając do końca - co szkodzi niemieckiej piłce? - Nie mam wątpliwości - zawziętość. Radość z gry, pozytywne emocje pozostały gdzieś po drodze. A przecież tak naprawdę te wartości stanowią o pięknie piłki nożnej. - Zatem, w którym kierunku powinna podążać Bundesliga? - Przy całej komercyjnej otoczce, przy całym biznesie, jakim stała się piłka, zawsze należy zachować w świadomości, że futbol na zawsze pozostanie grą. Rozmawiał Marcin Gabor ("Tylko Piłka")