Alfredo Di Stefano i Ferenc Puskas w jednym zespole - w 1962 roku Real Madryt budził postrach już samymi nazwiskami, którymi mógł pochwalić się w kadrze. Co jednak ważniejsze, jakość drużyny przekładała się na konkretne wyniki sportowe, a to przecież nie zawsze jest takie oczywiste. W tamtym Realu Madryt zgadzało się jednak wszystko. Real Madryt - Eintracht Frankfurt: Ten mecz przeszedł do historii Finał Pucharu Europy w 1962 roku odbywał się na Hampden Park w Glasgow. Według oficjalnych danych, na trybunach zasiadło 127 tysięcy kibiców. Choć "zasiadło" nie jest tu raczej odpowiednim słowem - fani znajdowali się bowiem dosłownie wszędzie, a krzesełko przypadło w udziale tylko szczęśliwcom. Gdzieś w tym bezkresnym tłumie znalazł się 19-letni Alex Ferguson, ówczesny piłkarz St. Johnstone. Kilka tysięcy głów dalej znajdował się Andy Roxburgh - były dyrektor techniczny UEFA, dziś pełniący tę funkcję w federacji azjatyckiej. - Pamiętam morze twarzy. Dodatkowym smaczkiem było to, że na Hampden nie było wtedy reflektorów. Mecz zaczynał się o 19:30, toczył się przy naturalnym świetle. Całe szczęście, że to był pogodny majowy wieczór - wspominał Roxburgh na oficjalnej stronie internetowej UEFA. Naprzeciwko siebie stanęły dwie doskonałe drużyny. Real Madryt wygrał cztery poprzednie edycje Pucharu Europy i sposobił się do wzniesienia trofeum po raz piąty. Frankfurtczycy byli z kolei tuż po rozegraniu kapitalnego dwumeczu półfinałowego. Ekipa z Niemiec rozbiła Glasgow Rangers 12-4. - Ludzie myśleli, że Eintracht pochodzi z innej planety. Problem polegał na tym, że nie zdawali sobie sprawy, iż Real pochodził z innego wszechświata - komentował Roxburgh. Superpuchar Europy: Ożywić wspomnienia z 1962 roku I faktycznie, "Los Blancos" szybko udowodnili słuszność tych słów. Eintracht co prawda otworzył wynik, ale zanim minęło pierwsze pół godziny, było już 2:1 dla Realu. Do przerwy - 3:1, trafił Puskas. A po zmianie dołożył kolejne trzy gole. Zrobiło się 6:1. - Tłum oszalał. Z każdą bramką na stadionie robi się głośniej. Wszyscy zaczęli zdawać sobie sprawę, że to nie jest po prostu świetny mecz, ale wydarzenie, które przejdzie do historii. Wirtouzeria - mówił Roxburgh. Tymczasem Niemcy się nie poddali. W 75. minucie doprowadzili do wyniku 7-3 i robili wszystko, aby zmniejszyć stratę. Klasa Realu była jednak zbyt wysoka. To madrytczycy wygrali i każdy, kto oglądał ten mecz, przyzna, że zrobili to w pełni zasłużenie. Po końcowym gwizdku kibice nie chcieli opuścić swoich miejsc. Stali i bili brawo. Nie tylko Puskasowi, nie tylko Realowi, ale wszystkim piłkarzom, którzy pojawili się na boisku. Stworzyli bowiem spektakl, jaki nie zdarza się często. Oby dziś zawodnicy obu drużyn przynajmniej w jakiejś części nawiązali poziomem do tego, co wydarzyło się w Glasgow 62 lata temu. Jakub Żelepień, Interia