Mimo że po ataku Rosji w kraju wciąż trwa wojna, Ukraińcy dążyli do tego, by wznowić piłkarskie rozgrywki. Udało im się to w wtorek w narodowym dniu święta flagi. Cztery spotkania przebiegły bez przeszkód. Alarm przed meczem... Mecze toczone są jednak ściśle według specjalnego protokołu bezpieczeństwa. Jeśli tylko zabrzmią syreny oznaczające alarm bombowy, wszyscy na stadionie muszą jak najszybciej zbiec do schronów. W środę, kiedy w Ukrainie obchodzono święto niepodległości nie obyło się bez zakłóceń spotkań. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem w meczu Ruch - Metalist odezwały się syreny i drużyny schowały się w schronie. Spotkanie udało się jednak rozpocząć z zaledwie kilkuminutowym opóźnieniem. To jednak dopiero był początek tego typu problemów. Obecny na meczu polski dziennikarz Piotr Słonka (na twitterze znany jako Buckaroo Banzai) na bieżąco opisywał wydarzenia z tego spotkania. ...i trzy w trakcie spotkania Według jego relacji alarm bombowy przerwał rozgrywane we Lwowie spotkanie jeszcze trzy razy. Za każdym razem wszyscy musieli zbiec do schronu. Kiedy podano informacje w 43. minucie, odezwały się głosy, by dokończyć pierwszą połowę, ale działacz Ukraińskiego Związku Piłki Nożnej był nieugięty. Po przerwie spotkanie było przerwane jeszcze dwa razy. W efekcie mecz rozpoczął się o godz. 14:04, a zakończył o 18:27. Metalist wygrał 2-1. Ekipy na stadionie pojawiły się o godz. 12:20. Spędziły tam więc ponad sześć godzin. Słonka napisał na twitterze: "Dużo osób pyta, jaki sens ma granie w takich warunkach. 1. Przypomnę, że wczoraj odbyły się cztery mecze i żaden nie został przerwany. 2. Dziś było najważniejsze święto narodowe w kraju. 3. Piłkarze pracują tak samo, jak inni. Sprzątaczka czy pielęgniarka też musi się schować."