Najpierw Rosyjski Związek Piłki Nożnej z końcem stycznia odtrąbił informację, że reprezentacja ich kraju rozegra pod auspicjami UEFA towarzyskie spotkanie z Serbią. Można było przecierać oczy ze zdumienia, wszak "Sborna" od czasu wybuchu wojny jest zawieszona we wszystkich rozgrywkach i turniejach, nad którymi rękę trzymają FIFA i UEFA. Z resztek nadziei, że to nieścisłość, opinię publiczną odarła Unia Europejskich Związków Piłkarskich, oficjalnie potwierdzając, że wydała zgodę na "mecz przyjaźni" Rosjan z Serbami. Festiwal bramek w Moskwie. Rosja bezwzględna dla przyjaciela - Serbii Serbowie to bowiem jeden z tych dwóch europejskich krajów, oprócz Białorusi, który nie opowiedział się za nałożeniem sankcji na Rosję, która od ponad dwóch lat pełnoskalową wojną w Ukrainie demoluje ład na Starym Kontynencie i na świecie. "Mecz hańby" ogłoszony. Oto rywal piłkarskiej reprezentacji Rosji Obie jedenastki wybiegły na murawę stadionu VTB Arena w Moskwie o godzinie 18 czasu polskiego. Pierwsza, prawdopodobnie najważniejsza dla dalszych losów meczu sytuacja, miała miejsce w 21. minucie. Wówczas za czerwoną kartkę z boiska wyleciał pomocnik Milan Gajic. Po przerwie obaj trenerzy przeprowadzili od razu w sumie pięć zmian, ale między słupki nadal trafiali tylko Rosjanie. W 55. minucie na listę strzelców wpisał się ponownie Miranczuk i nic nie wskazywało na to, biorąc pod uwagę osłabienie gości, by wygrana "Sbornej" jakkolwiek była zagrożona. Przeciwnie, Rosjanie parli do przodu, co pozwoliło im wygrać jeszcze efektowniej. Czwartą bramkę, już w pierwszej doliczonej minucie do czasu podstawowego, zdobył napastnik Zenita, Iwan Siergiejew. Trzy minuty wcześniej podopieczni trenera Walerija Karpina mogli jeszcze bardziej "podbić" wynik spotkania, ale po interwencji VAR-u Arsen Zacharian, pomocnik Realu Sociedad, został pozbawiony gola.