Marek Citko niespełna trzy tygodnie temu podpisał kontrakt z ostatnim zespołem ligi szwajcarskiej FC Yverdon. Jest to już drugi klub z tego kraju w karierze Citki. W 2003 roku reprezentował on barwy FC Aarau. - Jakie odczucia nasuwają się panu po debiucie w nowym zespole? - Mecz przeciwko St. Gallen był moim oficjalnym ligowym debiutem, wcześniej zagrałem już w Pucharze Szwajcarii. Wypadłem chyba nieźle, bo przecież zaliczyłem asystę (przy bramce Aguirre, ale w przegranym 1-2 meczu wyjazdowym - przyp. red.). Kilka akcji wyszło mi naprawdę dobrych. - Pana klub jest w ogonie ligowej tabeli, a szwajcarska liga wcale nie odbiega od polskiej. Czemu mają służyć te przenosiny? - W Cracovii za dużo nie grałem, zaliczyłem jedynie 15 występów ligowych. Przenosiny są spowodowane tym, iż przede wszystkim chcę grać. - Na jaki okres podpisał pan kontrakt? - Kontrakt jest ważny do końca roku. Zobaczymy, jak się wszystko ułoży. A co dalej? Może będę miał inne propozycje, albo Yverdon będzie chciał przedłużyć ze mną umowę. - To pana drugi szwajcarski klub. Czy to Szwajcarzy cenią tak Marka Citkę, czy może była to jedyna propozycja jaką pan otrzymał? - Trudno mi powiedzieć, kto kogo bardziej potrzebuje. Dla mnie najważniejsza jest gra. Klub potrzebował zawodników, którzy pomogą mu się utrzymać w lidze. Sytuacja w tabeli nie jest zbyt dobra. Wierzę jednak, że uda nam się utrzymać. - Jeszcze za czasów gry w Cracovii mówił pan, że szuka zagranicznego klubu. Miał to być ostatni dzwonek, by osiągnąć coś w piłce. Czy 32-letni już Citko dalej wierzy w to, że kibice jeszcze o nim usłyszą? - Gdyby tak nie było, już bym nie grał. Każdy zawodnik marzy, by kibice pamiętali go jak najdłużej, ja również. Wiadomo, że od kilku lat mam różne trudności. Głównie problem ze stabilizacją formy. Ale nie poddaję się. Czuję się coraz lepiej. Brakowało mi również szczęścia do trenerów. - A jaką formę prezentuje pan obecnie? - Trudno mi to ocenić. Gdy byłem w Cracovii nie miałem potrzebnego rytmu meczowego. Tutaj już zagrałem całkiem dobrze. Z każdym meczem moja forma jest lepsza, z czego się bardzo cieszę. - Mówił pan o braku szczęścia do trenerów, kogo miał pan na myśli? - Po półrocznej grze w Izraelu wróciłem do Legii. W Polsce był akurat okres zimowy. Trener Okuka powiedział mi, że zapomina wszystko co było wcześniej i daje drugą szansę. Jak się to wszystko potoczyło, chyba każdy wie (Citko nie rozegrał już żadnego spotkania ligowego w barwach Legii - przyp.red.). Trener Okuka co innego mówił, a co innego robił. Z podobną sytuacją zetknąłem się w Cracovii. - Grał pan w wielu klubach, z którym chciałby być pan utożsamiany? - Kibice i ja sam identyfikują mnie z Widzewem. To klub, w którym osiągnąłem największe sukcesy. - Chyba nie do końca, skoro powiedział pan kiedyś że wymazuje Widzew z pamięci... - Nie grzebmy w trupach, to już historia. To były emocje i nie ma co do tego wracać. Teraz nikomu nie przyniesie to niczego dobrego. Nie pamiętam jak to dokładnie wyszło. Wiem, że kibice przyjęli mnie bardzo chłodno, kiedy grałem w innym klubie. Wróciłem i po tylu pięknych latach kibice tak mnie potraktowali. To nie fair. - Jak doszło do zgody? - Na spotkaniu wyjaśniliśmy sobie wszystko. Potem jeszcze przyjechałem na mecz charytatywny, gdzie kibice zachowywali tak jak dawniej. - A myślał pan kiedyś, jak wyglądałaby pana kariera gdyby cofnąć czas? - Nigdy o tym nie myślałem. Patrzę tylko na to, co jest przede mną. Nie żałuję żadnej swojej decyzji. - Nawet tej, kiedy zrezygnował pan z transferu do angielskiego Blackburn? - Nawet tej! Rozmawiał Tomasz Parzybut/Tylko Piłka