Maciej Słomiński, Interia: Wszedł pan niedawno w chrystusowy wiek, kończąc 33 lata. Czyżby przyszedł czas na sportową emeryturę i zawieszenie butów na kołku? Marcin Pietrowski, były zawodnik m.in. Piasta Gliwice i Lechii Gdańsk: - Dziękuję, nie narzekam. Zdrowie dopisuje, odpukać. Nie wyobrażam sobie życia bez gry piłki nożnej. Właśnie związałem się kontraktem z IV-ligowym Jaguarem Gdańsk. Stawia pan sobie jakąś granicę? Tzn. grę np. do czterdziestki. - Nie rozumiem ludzi, którzy tak robią. Czuję się bardzo dobrze. Żyję bardzo aktywnie, jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownię, jednak nic nie przebija piłki nożnej. Uważam, że to najprzyjemniejszy sposób spędzania czasu. Miałem ogromne szczęście, nie ma lepszego zawodu od piłkarza. Robisz to co kochasz. Jeśli za rok będę czuł się dużo gorzej, wówczas przemyślę sprawę. Rozmawiamy w pana rodzinnym Gdańsku. - Wróciłem do domu, po tym jak skończył mi się kontrakt z Miedzią Legnica. Nie ukrywam, że już bardzo tęskniłem za domem. Tu mamy rodzinę, przyjaciół, wszystko czego do szczęścia potrzeba. Zdecydowałem się związać przyszłość mojej rodziny i swoją z rodzinnym Gdańskiem. Stąd kontrakt z Jaguarem. Miałem kilka konkurencyjnych ofert z regionu i nie tylko, ale projekt Jaguara najbardziej mnie zainteresował. Szybko doszliśmy do porozumienia. Poza grą i walką o awans do III ligi, robię papiery trenerskie i będę pomagał w szkoleniu młodzieży. Chyba inaczej wyobrażał pan sobie pobyt w Miedzi Legnica. - Półtoraroczny epizod w Legnicy pod względem sportowym był nieudany, nie ma się co czarować. Przyszedłem do Miedzi z Piasta Gliwice pod koniec okresu przygotowawczego, zimą 2020 r. Po rozmowie z trenerem Waldemarem Fornalikiem, biorąc pod uwagę moje ambicje i zasługi dla Piasta uznaliśmy, że mam niewielkie szanse na granie i lepiej będzie jak odejdę. Na prawej stronie obrony rywalizowałem z Martinem Konczkowskim i Bartoszem Rymaniakiem, na lewej z Jakubem Holoubkiem. Lewa obrona...Śmieję się pod wąsem, bo w drugiej linii i formacji obronnej nie ma chyba pozycji, na której pan nie występował. - Jestem zawodnikiem wszechstronnym, ale nie ma co kryć, że mam braki jeśli chodzi o grę lewą nogą. Nie mam żalu do Piasta, rozstaliśmy się w zgodzie. W połowie sezon u 2019/20 poszedłem do Miedzi Legnica, która miała ambicje powrotu do Ekstraklasy. Pod koniec rozgrywek trenera Dominika Nowaka zmienił Ireneusz Kościelniak. W barażach byliśmy gorsi od Radomiaka, brak awansu do Ekstraklasy i znów zmiana trenera. Tym razem na Jarosława Skrobacza. Była też spora rotacja piłkarzy. Po braku awansu zmieniły się relacje z właścicielem klubu. Miałem jeszcze rok kontraktu, który zostałby przedłużony po rozegraniu określonej liczby minut, jednak bardzo chciano bym tych minut nie rozegrał. W efekcie czego ten ostatni sezon wyglądał marnie. W poprzednich rozgrywkach rozegrał pan pięć meczów w I lidze i 11 w III-ligowych rezerwach. - Uważam, że nie byłem w tak słabej formie, żebym nie dał rady w I lidze. Gdy grałem byłem chwalony. Rozegrałem w zasadzie jeden słaby mecz - akurat blisko domu z Arką w Gdyni, przegraliśmy 0-4. W styczniu został pan przesunięty do III-ligowych rezerw Miedzi Legnica.- Jako alternatywę władzę klubu zaproponowały mi zmianę otoczenia. Uznałem, że dość mam przenosin i kontrakt wypełnię. Mam rodzinę, dwuletniego syna, dość miałem przeprowadzek. Teraz latem miałem fajne propozycje z I i II ligi, jednak rodzinnie uznaliśmy, że pieniądze to nie wszystko. Zdecydowaliśmy się osiąść w Gdańsku, a ja chciałbym rozwijać w kierunku szkoleniowym. W dłuższym horyzoncie czasu interesuje mnie praca z młodzieżą. Czy zderzenie z III ligą w rezerwach Miedzi było bolesne? Nie mówię o poziomie piłkarskim, a bardziej o organizacji. - Jeśli chodzi o takie rzeczy jak szatnia czy pranie własnego sprzętu - przepaść w porównaniu do tego do czego byłem przyzwyczajony w Ekstraklasie czy I lidze. Nie miałem z tym problemu, bardzo szybko się przystosowuję. Widziałem też, że dla młodych chłopaków byłem autorytetem, w czasie treningów podpatrywali, pytali o wiele rzeczy. W końcu nie tak wiele wcześniej byłem mistrzem Polski z Piastem Gliwice. Poziom sportowy III ligi śląskiej był całkiem w porządku, nie było tak że ostatnie pół roku zupełnie straciłem. Gdy mi pozwalano to grałem w rezerwach, władzom klubu zależało na utrzymaniu miejsca w III lidze. Na sam koniec trener Wojciech Łobodziński, który teraz przejął pierwszą drużynę, podziękował mi za profesjonalne podejście. Wiedziałem na czym polega moje zadanie i je wypełniłem. Pożegnanie z Miedzią było średnie. Z tego co wiem koniec pana pobytu w Gliwicach również nie był kolorowy. - Już to wyparłem. Czas goi rany. O Piaście i Gliwicach mogę mówić tylko w superlatywach. Zawiązaliśmy przyjaźnie, które będą trwały do końca życia. Najlepszy czas pod względem sportowym i życiowym. Słyszę, że odejście z Lechii Gdańsk, której jest pan wychowankiem było najlepszą życiową decyzją. - Patrząc z perspektywy czasu to tak. Myślę jednak, że gdyby to co osiągnąłem z Piastem udałoby się zrobić w barwach Lechii, byłoby to spełnienie marzeń. Czyli podpisuje się pan pod tezą, że wychowankowie mają trudniej. - W Gdańsku przeważnie udawało mi się spełniać oczekiwania trenerów i kolegów z drużyny, trudniej było spełnić życzenia otoczenia i kibiców. Być może to wina roli jaką miał pan do spełnienia na boisku? Od środkowego pomocnika wymaga się kreacji, a pan miał zadania raczej defensywne, czego kibice nie wiedzieli. W Gliwicach grał pan w obronie. - Może faktycznie gra w defensywie uwypukliła moje atuty i ukryła braki, które były widoczne w pomocy? Może w Gliwicach była mniejsza presja niż w Gdańsku? Może na Śląsku rozwinąłem się jako zawodnik? Jest tyle czynników składowych, które wpływają czy ktoś w danym miejscu "odpali" czy nie, że można by o tym książkę napisać. Co więcej, każdy by mógł napisać swoją książkę i co najlepsze - każdy mógłby mieć rację. Jeszcze pan nie wiesza butów na kołku, nie chowamy pana do grobu, ale chciałem się pokusić o lekkie podsumowanie kariery. Jakie były pana piłkarskie wzorce? Czy takim kimś był Łukasz Surma? - Od Łukasza wiele się nauczyłem, zarówno na boisku jak i poza nim. Podejście do treningu, zarządzanie drużyną - być może niektóre z jego cech trochę naśladowałem, dlatego przez pewien czas byłem kapitanem Piasta Gliwice. Łukasz nie był zawodnikiem, który miał wiele goli i asyst, nie miał jakichś efektownych odbiorów piłki, ale dzięki niemu każdy piłkarz w drużynie lepiej funkcjonował.