To kolejna iście filmowa historia z Maradoną w roli głównej. Tym razem utrzymana w konwencji thrillera medycznego. Czy z happy endem? To pytanie jakiś czas musi jeszcze pozostać bez odpowiedzi. Mistrz świata z 1986 roku niepełna przed tygodniem skończył 60 lat. Wkrótce potem trafił do szpitala z objawami depresji. Przeprowadzone badania - niejako przy okazji -wykazały u niego krwiaka podtwardówkowego, który kwalifikował się do niezwłocznej operacji. Zabieg, przeprowadzony w prywatnej klinice nieopodal Buenos Aires, przebiegł bez komplikacji. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. - Nie ma żadnych powikłań neurologicznych. Pacjent jest przytomny, ma bardzo dobry nastrój, nawet żartuje. Musimy jednak być ostrożni, bo to nadal wczesna faza pooperacyjna. Na razie proces rekonwalescencji po zabiegu przebiega wspaniale - mówił osobisty lekarz byłego gwiazdora, Leopoldo Luque. Tymczasem w piątek z Argentyny nadeszły niepokojące wieści. Maradona zażądał nagle wypisu i próbował opuścić szpital na własne żądanie, mimo że - zdaniem medyków - jest na to zdecydowanie za wcześnie. Aby zatrzymać go w lecznicy, podano mu silne leki uspokajające. Dzięki nim udało się opanować sytuację. Dlaczego Argentyńczyk chciał wrócić do domu? - Pojawiły się oznaki świadczące o zespole abstynencyjnym - tłumaczy Luque, cytowany przez agencję Reutera. - Próbował wyjść, ale nie możemy mu na to pozwolić. To jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy musimy postąpić wbrew jego woli. Diego to bardzo trudny przypadek. Nie potraficie sobie nawet wyobrazić jak trudny. W tych dniach musimy być silniejsi niż on. Nie jest tajemnicą, że Maradona w przeszłości zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Wydawało się jednak, że podjęte kuracje przyniosły spodziewany efekt. Incydent z ostatnich godzin budzi co do tego poważne wątpliwości... UKi