Manchester City, co roku jest oczywiście traktowany jako jeden z głównych kandydatów do zdobycia tytułu mistrzów Anglii. Nie inaczej było także przed startem trwającego sezonu. Pep Guardiola ponownie nie próżnował na rynku transferowym. Najlepszą drużynę poprzedniego sezonu w Europie wzmocniło kilka naprawdę bardzo znaczących postaci. Wystarczy spojrzeć na sam bilans transferowy, jaki za letnie okienko mają "Obywatele". Nikola Grbić wskazał problem Polski. Wspomniał o Robercie Lewandowskim City wydało niespełna 250 milionów euro, co musi robić wrażenie. Nie straciło tak naprawdę żadnego niezastępowalnego zawodnika. Można więc było oczekiwać, że jakość gry zespołu Pepa Guardioli będzie wyższa niż nawet w ostatnich - mistrzowskich, sezonach. Po kilku miesiącach sezonu można stwierdzić, że najbardziej boli nieobecność kontuzjowanego Kevina de Bruyne, ale i przymusowa nieobecność Erlinga Haalanda dała się mocno we znaki w Premier League. Manchester City goni czołówkę. Wielkie odrodzenie na Goodison Park Już przed kontuzją Norwega City zaczynało wyraźnie gubić rytm. Jego problemy jedynie dodały zmartwień hiszpańskiemu szkoleniowcowi. Ostatnie pięć meczów Premier League przyniosło zaledwie jedno zwycięstwo City - z Luton Town. W tabeli formy "Obywatele" przed 19. kolejką Premier League byli dopiero na jedenastej lokacie. Na drugim biegunie był z kolei rywal mistrzów Anglii - Everton. Drużyna Seana Dyche'a plasowała się bowiem na drugim miejscu w tej specyficznej tabeli. Było więc sprawą oczywistą, że drużynę Pepa Guardioli w meczu z Evertonem czeka bardzo trudna przeprawa. Przedmeczowe przewidywania znalazły odzwierciedlenie na murawie. Po pierwszej połowie byliśmy świadkami niespodzianki, bo co by nie mówić, to Manchester City był faworytem tego starcia. W 29 minucie spotkania stało się jednak jasne, że do celu droga będzie bardzo trudna. Gola na 1:0 strzelił wówczas bowiem Jack Harrison, który wykorzystał fatalny błąd w wyprowadzeniu ze strony gości. Zaskakujący głos byłego reprezentanta Polski. Chodzi o Kamila Glika City starało się odpowiedzieć, ale nic z tego nie wyszło. Do przerwy to gospodarze skromnie prowadzili. Jasne było jednak, że Pep Guardiola nie pozwoli na drugą tak samo bezproduktywną połowę. Od pierwszego gwizdka drugiej części widać było, że goście wyszli na murawę bardzo naładowani emocjonalnie. Szybko przełożyli to na konkrety. Już w 53 minucie gola na 1:1 strzelił z dystansu Phil Foden, który zmylił Jordana Pickforda. Niecałe 10 minut później sędzia podyktował rzut karny dla City, a stały fragment wykorzystał Julian Alvarez. Gola na 3:1 przed końcem meczu dołożył jeszcze Bernardo Silva i stało się jasne, że tego wieczoru to goście wrócą z trzema punktami do domów. Po tym spotkaniu City ma już 37 oczek, jeden mecz zaległy i "zaledwie" pięć punktów straty do liderującego Liverpoolu. Kilkadziesiąt minut wcześniej swój mecz rozegrała także Chelsea, która podejmowała Crystal Palace. Drużyna prowadzona przez Mauricio Pochettino zwycięstw potrzebuje jak tlenu i tym razem udało jej się ten cel osiągnąć, choć emocji nie brakowało. Wystarczy powiedzieć, że gola na wagę zwycięstwa "The Blues" strzelili chwilę przed rozpoczęciem się doliczonego czasu gry. Rzut karny wykorzystał Madueke, czym uszczęśliwił całe Stamford Bridge.